Stefan Smołka: Polscy żużlowcy A.D.1978

Rok 1978 dla polskiego wydania speedway’a, w przeciwieństwie do wielu innych dyscyplin, nie był najbardziej pomyślny, co po latach tłustych wróżyło nadejście kryzysu. Stadiony wciąż były pełne, ale czasy największego boomu, z absolutnym światowym rekordem frekwencji na zawodach żużlowych, mającym miejsce podczas finału IMŚ w Chorzowie w 1973 roku, gdzie na trybunach zasiadło prawie 100 tys. widzów, minęły bezpowrotnie.

W tym artykule dowiesz się o:

Od kilku lat, poczynając od wielkiego Woryny – początek lat 70 (aczkolwiek trzeba powiedzieć, że już na początku lat 60 pierwszymi Polakami w bytyjskiej lidze byli Marian Kaiser, Stefan Kwoczała, Paweł Waloszek, Henryk Żyto i wyklęty "uciekinier" – Tadeusz Teodorowicz) , na trudnych torach angielskich próbowali się sprawdzać, z różnym wszakże powodzeniem: Zenon Plech (Hackney), Kazimierz Adamczak (Exeter, Newport, Hull)), Adam Olkiewicz (Halifax), Grzegorz Szczepanik (Leicester), Eugeniusz Błaszak (Reading), Bolesław Proch (Reading, Leicester), Edward Jancarz (Wimbledon), Marek Cieślak i Andrzej Jurczyński (White City), Jerzy Rembas (Leicester), Andrzej Tkocz (Poole), Henryk Gluecklich (Reading), Leonard Raba

(Swindon), Jerzy Kowalski (Wolverhampton), Jerzy Trzeszkowski (Swindon).

Jerzy Trzeszkowsk i Henryk Gluecklich w lidze

Zubożała nam kadra wybitnych polskich żużlowców w końcówce ósmej dekady XX w. Kariery pokończyli reprezentanci Polski dekorowani medalami MŚ: Florian Kapała (kłopoty z prawem – celno-dewizowe), Marian Kaiser (tzw. nielegalny wyjazd na stałe z kraju), Stanisław Tkocz, Zbigniew Podlecki (poważny wypadek drogowy na motocyklu), Andrzej Pogorzelski, Antoni Woryna (złamanie kończyny na torze), Andrzej Wyglenda (po upadku na torze – złamanie kręgosłupa). Nadal zadziwiali natomiast sportową formą na polskich torach: Paweł Waloszek, Henryk Żyto – obaj przekraczający już próg 40 lat życia, oraz: Henryk Gluecklich – przebywający wtedy więcej na Wyspach niż w Polsce, Zdzisław Dobrucki, Piotr Bruzda, Zygfryd Friedek, Grzegorz Kuźniar, Jan Mucha i Józef Jarmuła. Bardzo znane nazwiska.

Jerzy Szczakiel – IMŚ 1973

Jedyny polski indywidualny mistrz świata z roku 1973 usiłował, po ciężkiej kontuzji i długiej przerwie na leczenie, wrócić do krajowej czołówki w barwach Kolejarza, ale w Opolu pojawiły się symptomy poważnego kryzysu, co zadania Jurkowi bynajmniej nie ułatwiało. Jego Kolejarz spadł z ligi, a wkrótce i on sam definitywnie zakończył swoją piękną przygodę na żużlowym torze, okraszoną sensacyjnym championatem globu. Jeżeli, praktycznie prawie w tym samym czasie, kariery kończy trzech tak wybitnych żużlowców, jak Andrzej Wyglenda, Jerzy Gryt i Jerzy Szczakiel, to fakt ten nie może pozostać bez wpływu na ogólny kształt dyscypliny.

Cała nadzieja zwróciła się ku młodym. Z owej młodzieży paradującej na żużlowym motocyklu pozytywnie zaskakiwał wówczas Jerzy Rembas, o sporym już stażu w lidze, pomimo młodego wieku. Miał 22 lata, ale on ligowy debiut zaliczył mając lat 15. Wiele obiecywał bojowy Andrzej Huszcza, na tym etapie swojej żużlowej biografii dużo lepszy od poobijanego co prawda Romana Jankowskiego, który przecież wcale już do „cieniasów” wówczas także nie należał. W finale młodzieżowych IMP obaj stanęli na podium. Lecz oto w Lesznie, nie tylko oni dwaj, ale i wszyscy obserwatorzy, zostali zaskoczeni świetną postawą Wiesława Patynka z Bydgoszczy, który kapitalnie pojechał także w końcówce sezonu na Memoriale Kazimierza Araszewicza w Toruniu, dając się wyprzedzić tylko Szwedowi Johanssonowi. Zresztą Patynek tytuł MIMP zdobył już dwa lata wcześniej, podczas gdy przed rokiem, w 1977 r. – Marek Ziarnik – z tej samej bydgoskiej stajni. To były znakomite rezultaty pracy szkoleniowej duetu: Stanisław Witkowski i Mieczysław Połukard. Huszcza wygrał za to Srebrny Kask w Opolu, przed Henrykiem Olszakiem i Andrzejem Marynowskim. Wymienionej grupie utalentowanej młodzieży co najmniej dorównywał dwudziestolatek z Rybnika – Mieczysław Kmieciak. Błyskotliwymi startami po raz drugi z rzędu wywalczył Brązowy Kask. Rok wcześniej zdruzgotał przeciwników w Gdańsku kompletem punktów, tym razem jednym punktem wyprzedził o rok starszego kolegę klubowego Bronisława Klimowicza oraz wyjątkowo aktywnego w tym okresie Andrzeja "opokę" Huszczę (był trzeci w finale IMP i Złotego Kasku, czwarty w Memoriale Smoczyka, błyskotliwy w lidze – czwarta średnia 2.66). W końcu Mieczysław Kmieciak – wielkie odkrycie roku 1977 w Rybniku – dwukrotny zdobywca Brązowego Kasku uległ przekleństwu kontuzji (z licznymi urazami odwieziony do szpitala po starciu z Robertem Słaboniem – przy końcu sezonu na Pucharze ROW). Uraz, także psychiczny, skopiowany później raz jeszcze na treningu, brutalnie złamał tę wiele obiecującą karierę. Jak dużo dobrego dla polskiego żużla mogła uczynić taka oto trójka równie utalentowanych asów: Huszcza, Jankowski, Kmieciak? Możemy się tego tylko domyślić. Wspomnieć warto też w tym momencie inną trójkę obiecujących chłopaków, pokazujących się odważnie w 1978 roku na żużlowych torach, a nie mających jeszcze skończonych lat 20. To: Henryk Jasek, współliderujący w II ligowym Wrocławiu (obok Roberta Słabonia), Józef Kafel z Częstochowy i 18-letni Mirosław Berliński w Gdańsku – syn Bogdana, urodzony w Rybniku, późniejszy wieloletni lider Wybrzeża Gdańsk. No i był też... pewien Turek, tyle że Stanisław, zresztą z Leszna, szósty zawodnik finału IMP z dorobkiem 8 pkt.

O sile "dojrzałej" polskiej kadry stanowili: Jancarz, Plech, Rembas, Marek Cieślak i niepokorny Bolesław Proch. Wiele "do powiedzenia" na torze mieli poza tym: Ryszard Fabiszewski, Boguś Nowak i Mieczysław Woźniak z Gorzowa, Andrzej Jurczyński z Częstochowy, Marek Ziarnik z bratem Kazimierzem, obaj z Bydgoszczy, Bogdan Skrobisz z Gdańska, Antoni Fojcik i Jerzy Wilim z Rybnika, Wojciech Żabiałowicz z Torunia, Franciszek Stach, Alfred Siekierka i Leonard Raba z Opola, Jerzy Kochman, Erwin Brabański, Kazik Bury i Roman Buchczyk (rodem z Rybnika, jak by nie było) w Świętochłowicach, Robert Słaboń i Ryszard Jany we Wrocławiu – nie mówiąc już o Gorczycy i Kałuży, czy innych, jak: Marian Wardzała w Tarnowie, Zbigniew Studziński i Stanisław Nocek i Tadeusz Berej w Lublinie, Eugeniusz Błaszak, Leon Kujawski i Jan Puk w Gnieźnie, Mariusz Okoniewski, Bernard Jader i Stanisław Turek w Lesznie. To właśnie dla nich gromadziły się wtedy na stadionach tłumy.

Bolesław Proch

Mistrzem Polski na rok 1978 został niespodziewanie Bernard Jader, który 22 lipca w Gorzowie jeździł wprawdzie znakomicie, ale bezkonkurencyjny tego dnia był Bolesław Proch, który wygrał wszystkie swoje ukończone wyścigi, m.in. z Jąderem, ale szczęśliwa gwiazda mu zgasła wraz z silnikiem motocykla w przedostatnim jego wyścigu. Podobny pech dotknął w 1972 roku murowanego faworyta Henryka Gluecklicha w Bydgoszczy, z czego skrzętnie skorzystał wówczas młody Plech (ledwie 19 lat – najmłodszy mistrz Polski), również pokonany wcześniej na torze. Ale w tym też jest jakiś upiorny urok jednorazowych finałów. Finał gorzowski w "Święto Odrodzenia Polski" trudno było uznać za reprezentatywny. Nie wystąpiło mianowicie wielu żużlowców polskiej czołówki. Nie dopuszczono do eliminacji, startujących w Anglii: Marka Cieślaka, Andrzeja Tkocza, Henryka Gluecklicha, Edwarda Jancarza i Jerzego Rembasa. Z powodu kontuzji nie wystąpił Bogusław Nowak, a Zenon Plech, reprezentujący już wówczas barwy Wybrzeża, zmagał się z chorobą... serca (zapalenie osierdzia). Rewanż na Jąderze próbował wziąć Proch podczas Memoriału Smoczyka i... znów pokonał rywala, tyle, że na najwyższym podium znów się nie znalazł, bo jeszcze lepszy okazał się, nie w pełni jeszcze zdrów, Super Zenon. Radość ze złotego medalu IMP dla żużlowca Unii została niebawem przyćmiona tragedią na leszczyńskim torze. Otóż w Lesznie podczas treningu doszło w sierpniu do ciężkiego upadku świetnego żużlowca Jerzego Kowalskiego. W tym samym roku uszczęśliwiony zdążył jeszcze pokazać się w barwach Wolverhampton. Dziewięć długich dni trwała walka o życie żużlowca. Ten wyścig Jerzy Kowalski przegrał 21 sierpnia 1978 roku. Miał 34 lata, troje dzieci i życie przed sobą. Jakby tego było mało, 27 września zmarł po wypadku na torze w Rzeszowie młodziutki Henryk Drozdek z Gwardii Łódź. Ten dzieciak żył zaledwie 19 lat. To wszystko nie było warte Zachodu.

Kryzys w Rybniku zdawał się zatrzymać w rozwoju dwa wielkie talenty: Andrzeja Tkocza i Piotra Pysznego, którzy zapowiadali się całkiem jeszcze niedawno na godnych następców czwórki sławnych rybnickich muszkieterów (Woryna, Wyglenda, Maj, St.Tkocz). Trafiając niefortunnie na czas postępującego kryzysu w ROW, okazali się również niespełnioną nadzieją polskiej reprezentacji, choć obaj przecież uczestniczyli w finałach MŚ, a Andrzej Tkocz zdobył nawet medal (brąz DMŚ ’74) z orłem na plastronie.

Od lewej: Zenon Plech, Ludwik Draga – opiekun kadry, Edward Jancarz – kapitan biało-czerwonych 1978 r.

W rzeczywistości tylko dwa polskie nazwiska budziły postrach, nie tylko na torach europejskich, a byli to: Edward Jancarz i Zenon Plech. Tych dwóch jeźdźców biało-czerwonych nie można było sobie zlekceważyć, bo mściło się to od razu porażką na torze. To już co prawda historia: równe 10 lat minęło od brązowego medalu IMŚ Jancarza, a nie udało się gorzowianinowi powtórzyć, ani tym bardziej poprawić największego indywidualnego osiągnięcia (brąz IMŚ ’68 w Goeteborgu), mimo iż finały organizowała (perfekcyjnie) również w tym okresie trzy razy Polska, a mianowicie we Wrocławiu ‘70, w Chorzowie ’73 – ze Szczakielem w roli głównej, i na tym samym Stadionie Śląskim w roku 1976 (a także w roku 1979 z pamiętnym, bo ostatnim tytułem dla Maugera). Polakom w światowych konfrontacjach pozostało potem już tylko trochę z Plecha radości i na tym koniec... Aż do Golloba miłościwie nam panującego w czasach współczesnych.

Stefan Smołka

Źródło artykułu: