- Przez tydzień wypadkom uległo trzech zawodników z podstawowego składu. Na początku zgodziliśmy się, że pojedziemy te zawody bez Adriana, ale w piątek dowiedzieliśmy się, że kontuzji uległ także Chris Harris. Wtedy zaczął się dramat. Na szczęście, wszystko skończyło się dla nas bardzo dobrze - powiedział zaraz po spotkaniu Jan Grabowski.
Szkoleniowiec Intaru Lazur Ostrów był pełen podziwu dla wyczynu Adriana Gomólskiego. - Adrian był zawodnikiem, który niemal w każdym wyścigu przechylał szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Był praktycznie nie do pokonania. Szkoda tylko, że nie zmieścił się w czasie dwóch minut. Powiem szczerze, że mierzyłem wtedy czas i Adrianowi zabrakło właściwie dwóch sekund. Niestety, sędzia był skrupulatny i nic na to nie poradzimy - tłumaczył trener ostrowskiej ekipy.
Jan Grabowski odniósł się także do zarzutów ze strony kierownictwa GTŻ-u Grudziądz, które twierdziło, że ostrowianie celowo przeciągali rozpoczęcie spotkania. - Na co mieli reagować goście? Przecież wszystko odbyło się normalnie. Najpierw miała miejsce prezentacja, która przebiegła zgodnie z regulaminem. Później kibice zbierali serpentyny. Przypomnę tylko, że przed początkiem spotkania z Polonią Bydgoszcz zbieranie serpentyn trwało około dwudziestu minut. Podjęliśmy również decyzję, że zgodnie z regulaminem możemy składać protest. I taki protest był. Proszę mi powiedzieć, w którym momencie nagięliśmy regulamin! Nic takiego nie miało miejsca - komentował Grabowski.
Trener Intaru Lazur wypowiedział się także na temat atmosfery, jaka panowała w parkingu w dniu zawodów. - Powiem szczerze, że ja z takimi osobami, jak te z grudziądzkiego klubu, w dniu dzisiejszym po prostu nie rozmawiam. Byłem na stadionie po ósmej rano. Jeżeli ktoś przeskakuje przez płot i nagrywa to, co się dzieje na torze, to naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Trzeba mieć naprawdę trochę... no nie powiem dalej - zakończył szkoleniowiec gospodarzy.