- Awans do Grand Prix to jest jeden z moich głównych planów na przyszły rok. Pierwszy krok w tym kierunku zrobiłem już zajmując drugie miejsce w Złotym Kasku. Dzięki temu awansowałem do światowych eliminacji. Cieszę się z tego, bo wiadomo jak jest z krajowymi eliminacjami. Odbywają się na początku sezonu, kiedy forma nie musi być jeszcze ustabilizowana. Łatwo można pożegnać się z marzeniami o awansie do Grand Prix już u progu sezonu - powiedział dla SportoweFakty.pl Adrian Miedziński.
Zawodnik zapewnia, że nie zabraknie mu determinacji w walce o awans do prestiżowego cyklu. - Będę walczył na całego. Finał eliminacji obędzie się w szwedzkiej Vetlandzie. Znam tamten tor. Na pewno będę miał tam większe szanse niż dwa lata temu w Coventry.
W ostatnich latach o przyznaniu dzikich kart na starty w Grand Prix często decydowały kwestie pozasportowe. Adrian Miedziński jest przekonany, że kibice woleliby oglądać w cyklu najlepszych zawodników na świecie, bez względu na ich narodowość. - Szansę na dziką kartę miałem w ubiegłym roku. Przyznano ją jednak dwóm Anglikom. W tym nie zrobiono już tak i mógł wskoczyć Janusz Kołodziej. Dobrze się stało, bo on miał fantastyczny sezon i w pełni zasłużył na dziką kartę. Uważam, że zaproszenia do stałego uczestnictwa w Grand Prix powinni dostawać najlepsi. Nie powinno być tak, że dzikie karty są przyznawane według tego ilu zawodników jest z danego kraju. Jeśli ktoś nie robi wyniku to po prostu nie ma dla niego miejsca wśród najlepszych. To jest moja opinia a wiadomo przecież, że na te decyzje spory wpływ mają kwestie biznesowe. Myślę, że kibice także chcieliby, żeby w Grand Prix jeździli najlepsi zawodnicy. Jak oglądałem poszczególne turnieje w telewizji to miewałem wrażenie, że są nudne. Moim zdaniem tych turniejów jest za dużo. To się robi monotonne a zawodnicy są przemęczeni. Uważam, że cykl składający się z sześciu rund byłby optymalny. Jedenaście to na pewno za dużo.
Potwierdzeniem celności obserwacji Adriana Miedzińskiego są wyniki tegorocznego Grand Prix. Brytyjczyk - Tai Woffinden był zawodnikiem, który wyraźnie odstawał od pozostałych uczestników cyklu. - Tai miał kapitalny sezon 2009, ale na rywalizacja z najlepszymi go przerosła. Moim zdaniem on jest jeszcze na to za młody. Nie każdy ma takie predyspozycje jak Emil Sajfutdinow, żeby odnosić sukcesy w Grand Prix w takim wieku. Warto jeszcze wspomnieć, że Rosjanin zanim dostał dziką kartę miał dwa świetne sezony. Woffinden tylko w 2009 roku jeździł na takim poziomie, że można było myśleć o jego szansach w Grand Prix.