Piotr Woźniak: Jak pokrótce możesz ocenić tegoroczny sezon w swoim wydaniu?
Łukasz Jankowski: Szału nie było. Nie mogę być niezadowolony, ale na pewno stać mnie na wiele więcej.
Koniec roku biorąc pod uwagę towarzyskie turnieje był jednak w twoim wydaniu całkiem okazały. Zwycięstwo w jednym z biegów nad jeszcze wtedy aktualnym mistrzem świata Jasonem Crumpem podczas zawodów o Puchar Prezydenta Krakowa plus drugie miejsce w turnieju o Łańcuch Herbowy Miasta Ostrowa Wielkopolskiego na pewno mogą cieszyć.
- Na turnieju jubileuszowym Piotra Śwista w Pile też nie było najgorzej. Gdyby nie defekt i jeden błąd, po którym straciłem wywalczoną po starcie pozycję osiągnąłbym podium. W ostatnim turnieju w Łodzi do pewnego momentu, gdy tor był jeszcze w miarę przyczepny, wygrywałem starty i wszystko szło dobrze. Później zrobiło się jednak twardo i nieco pogubiłem się z ustawieniem motocykla do tych warunków. Zostawałem na starcie, a na tym torze trudno jest później walczyć o lepszą pozycję na dystansie.
Twarda, łódzka nawierzchnia nie należy więc chyba do twoich ulubionych?
- Rzeczywiście zdecydowanie wolę bardziej przyczepne tory, ale gdy uda mi się odpowiednio spasować, to i na twardym torze jestem w stanie sobie dobrze radzić.
Spotykasz się jeszcze z porównywaniem do swojego słynnego ojca - Romana Jankowskiego?
>- Jestem już w takim wieku, że raczej nie osiągnę tego co tata. Nie czuję jednak żadnej dodatkowej presji związanej z tym tematem. Staram się jeździć jak najlepiej, ale skutek tego bywa różny. Moją karierę na pewno przyhamowały kontuzje sprzed roku czy dwóch. Sporo tego było, w związku z tym mało jeździłem. To wszystko przyczyniło się, że moje rezultaty są takie, a nie inne.
Dwadzieścia osiem lat to dla żużlowca wiek, w którym śmiało można stawiać sobie jeszcze ambitne cele.
- Oczywiście, że tak. Absolutnie nie myślę o końcu kariery, chcę jeszcze długo uprawiać ten sport. Zamierzam dalej się rozwijać, cały czas iść do przodu. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej. Jestem dobrej myśli.
Łódzcy kibice zgrzytali zębami widząc, jak słabo wychodzi zawodnikom Orła jazda zespołowa. Twoje starty w parze z Marcinem Jędrzejewskim poprawiały nieco ten obraz. Zadecydowały o tym wspólne treningi, a może wasze dobre relacje koleżeńskie?
- Sytuacja wygląda tak, że wszyscy w drużynie jesteśmy w dobrych relacjach. Jazda parą, na łódzkim torze jest o tyle trudna, że w nawierzchni są dziury, jest też miejscami pofalowana. Czasem jakoś to wychodzi, ale na pewno nie jest łatwo.
Zostaniesz w Orle na przyszły sezon?
- Jeśli prezes i trener będą widzieli mnie w składzie i jeśli tylko się dogadamy, to na pewno zostanę w łódzkim klubie.