Jarosław Handke: Dlaczego zostałeś żużlowcem?
Marcin Nowaczyk: Stało się tak przez rodzinę. Mam kuzyna oraz wuja, którzy jeździli na żużlu. Jest to rodzina Jąderów. Wzięli mnie na trening, pierwszy, drugi. Spróbowałem jazdy na motorze, wychodziło mi to coraz lepiej. Wyszło tak, że do dzisiaj jeżdżę.
Jakie masz wspomnienia z egzaminu na licencję żużlową?
- Mam bardzo dobre wspomnienia. Chciałbym bardzo podziękować panu Zygmuntowi Mikołajczykowi za to, że tyle lat mi pomagał. Chcę również podziękować sponsorom, którzy aktualnie mi pomagają. Wiadomo, że żużel jest drogim sportem. Gdyby nie oni, na pewno bym nie jeździł dzisiaj. Z pieniędzy za zdobyte punkty nie wystarczy na opłacenie mechaników, na wydatki na części. Nie wspominam o oponach, olejach i innych technicznych rzeczach. Ciężko jest to wszystko kupić z własnych funduszów.
Gdyby cofnąć się o kilka lat wstecz, to kibicom w głowie pojawia się obraz Marcina Nowaczyka i Piotra Świderskiego, którzy objeżdżają starszych i bardziej utytułowanych żużlowców.
- Tak. Dobrze mi się jeździło z Piotrem Świderskim.
Dlaczego twa kariera nie potoczyła się tak, jakbyś sobie to wymarzył? Jak oceniasz okres spędzony w Zielonej Górze?
- W Zielonej Górze jako junior miałem sprzęt i wszystko, co było mi potrzebne. W pierwszym sezonie dobrze mi szło. W kolejnym przytrafiła mi się kontuzja. Złamałem nadgarstek. Miałem przebłyski i gorsze występy. Ogólnie, nie było źle. Kiedy ukończyłem wiek juniora, nadeszły problemy. Bardzo ciężkie jest przejście z juniora na seniora, co wiązało się również z przejściem na zawodowstwo w Ekstralidze. Nie miałem praktycznie szans, bo każdy klub patrzy na swoich zawodników, a nie tych spoza klubu.
Jak wspominasz kibiców z Zielonej Góry?
- Wspominam ich bardzo dobrze. Pozdrawiam ich wszystkich.
Potem było przejście do PSŻ-u Poznań. To nie był dla ciebie udany czas.
- Gdy zacząłem jeździć w Poznaniu, przeszedłem właśnie z wieku juniora w wiek seniora. Trzeba było mieć własny sprzęt, a tego sprzętu nie miałem. Wszystkie zaoszczędzone fundusze zainwestowałem w motocykle. Ciężko było też o znalezienie sponsorów. Nie mogłem się pokazać, jeśli nie zainwestowałem w motocykle.
Jak ci odpowiadał poznański tor? Nie wszyscy zawodnicy dobrze się na nim czują.
- Dobrze się jeździło na tym torze. Jest on bardzo długi, można tam rozwinąć bardzo dużą szybkość.
Następnie zdecydowałeś się na powrót do Rawicza…
- Zdecydowałem się na przejście do Kolejarza Rawicz, gdyż na treningach w Poznaniu wygrywałem z kolegami, a mimo tego w meczach ligowych nie jeździłem. "Skończył" mi się sprzęt i postanowiłem przejść do klubu drugoligowego, do Kolejarza. Odnalazłem tutaj tych sponsorów, których kiedyś miałem, pomogli mi oni. Jestem im bardzo wdzięczny za to, że mi pomogli.
Sezon 2010 na pewno nie jest dla ciebie udany. Część kibiców nazywa cię "naleśnikiem", ze względu na to, jak kiepsko jeździsz, jak mało walczysz. Jak się do tego odniesiesz?
- Miałem problemy ze sobą i trochę sprzętowych.
Czym zajmujesz się poza żużlem?
- W tej chwili tylko żużlem. Taka sytuacja ma miejsce latem. Zimą szukam natomiast pracy, żeby dorobić. Z żużla nie można wyżyć w moim przypadku.
Gdy rozmawiasz z kolegami z innych drużyn drugoligowych, to zarabiają oni więcej czy mniej niż żużlowcy Kolejarza?
- Niektórzy więcej, inni mniej. To zależy. Nie wnikam w to, ponieważ każdy zawodnik ma podpisany inny kontrakt. Nie chcę się wypowiadać na ten temat.
Chcesz zostać w Rawiczu na sezon 2011?
- Zobaczymy, czas pokaże.
Czy przed tym sezonem miałeś oferty spoza Rawicza?
- Tak, miałem kilka ofert. Nie chcę ujawniać skąd. Zobaczymy jak potoczy się przyszłość. Przemyślałem parę spraw i myślę, że od ostatniego meczu z Ostrowem będzie już tylko lepiej. Mam nadzieję, że nie zawiodę kibiców i sponsorów. Chciałbym przeprosić wszystkich sponsorów i kibiców za moją postawę na motorze, że jeździłem tak słabo. Myślę, że teraz będzie już tylko lepiej i wszystko się ułoży.