Tomasz Lorek już w piątek był obecny w Gorzowie Wielkopolskim. Na miejskim bulwarze, na scenie, prowadził prezentacje kadry Polski na Drużynowy Puchar Świata. Czy według eksperta tej dziedziny sportu Polska reprezentacja jest faworytem gorzowskiego półfinału i czy przyjdzie im to łatwo? - Sport jest tak przewrotną dziedziną życia, że wyrokować cokolwiek to jest wróżenie z fusów. Wiadomo, że Polacy mają największe nakłady finansowe na speedway, wiadomo, że u nas jest najsilniejsza liga, natomiast droga do sukcesu jest wyboista i daleka i nigdy nie wiadomo jak to się skończy. Pamiętamy, że inne kadry mimo, że mają inne podejście i tam speedway nie znaczy tyle, co w Polsce to jednak spinają się na Puchar Świata - zaznacza Tomasz Lorek. - W Gorzowie Polacy są murowanym faworytem, ale Duńczycy potrafią jechać z krwią i z werwą. Przypomnę Ole Olsena, który był trzykrotnym mistrzem świata. Nikt tyle razy nie sprawdzał wszystkich detali co on przed startem. No i został trzy razy indywidualnie mistrzem świata. Polacy oczywiście są mega faworytami - dodaje.
W półfinale w Gorzowie Wielkopolskim obok Duńczyków i gospodarzy, Polaków, zaprezentuje się również reprezentacja Czech oraz Rosji. Ci ostatni w wywiadach głośno zapowiadają, że na nich nie ciąży żadna presja i chcą bezpośrednio awansować do finału. - To jest słowiańska dusza, tam nie ma żadnych granic. To nie jest tak, że Rosjanie mieli tylko Igora Plechanowa, dwukrotnego srebrnego medalistę mistrzostw świata. Oni potrafią jechać na zupełnego maksa i świetnie potrafią się ścigać. Jasne, że bez Emila Sajfutdinowa szanse Rosjan, papierowe, są słabsze niż normalnie, ale nie skreślałbym Rosjan, bo determinacja, szaleństwo, fantazja, trochę dzikiej brawury w takich zawodach popłaca. Dobrze, że Rosjanie wierzą w wygraną, ale realnie oceniając szansę, jak najbardziej wejście do barażu jest w ich zasięgu - ocenia Tomasz Lorek.
W drugim półfinale, który rozegrany zostanie w King's Lynn, w Wielkiej Brytanii, spotkają się reprezentacje Australii, Finlandi, Szwecji oraz gospodarze, Brytyjczycy. Australia w tych zawodach wystartuje bez Jasona Crumpa, Leigh Adamsa oraz Ryana Sullivana. - Wierzę, że Australia nawet bez Crumpa i Adamsa nie będzie drastycznie słabsza, bo młodzi chłopcy będą mieli okazję udowodnić, że "my bez starych kojotów też świetnie jedziemy". Fajnie, że Crump i Adams pokazali zielone światło młodym, że będą mogli się ścigać - mówi o szansach Australii Tomasz Lorek.
W reprezentacji Trzech Koron zabraknie Andreasa Jonssona. Co o tym osłabieniu ma do powiedzenia Lorek? - Na pewno AJ chce odpocząć, bo jest zmartwiony tym, co się dzieje, uciekło mu parę ważnych punktów w GP, trochę przez decyzje sędziowskie, trochę przez to, że pogubił się sprzętowo. To jest świetny zawodnik. Szwedzi nawet bez Jonssona będą świetnym zespołem bo jest Antonio Lindbaeck, jest Zorro, który ma niewiarygodny klimat. Porównywalnie Zorro jest takim budulcem dla zespołu jakim może być tylko Greg Hancock, w sensie ładowania atmosfery w drużynie i dźwigania w trudnych chwilach. Jonas Davidsson to też jest kolejny świetny chłopak. On jest po ciężkiej kontuzji, ale potrzebuje jazdy. Davidsson na pewno wróci jeszcze do dużej formy. Szwedzi, Zorro z Jonasen Davidssonem i z Lindbackiem to jest fajna ekipa - opowiada o reprezentacji Trzech Koron.
Czas na gospodarzy drugiego półfinału, a więc ekipę Wielkiej Brytanii. Mają mocnych rywali do pokonania w King's Lynn. Czy dadzą radę? - Myślę, że mimo tego, że Brytyjczycy powracają do starej gwardii, bo jest i Nicholls i Stead i Lee Richardson to mają prawo się obawiać Australijczyków. Cała Australia się wychowała na długim torze, trochę nie australijskim, ale pamiętamy, że tam też są na Antypodach długie tory w stylu Mildurii, Gillman, szybkie nawierzchnie. Kangury będą się świetnie ścigać. Wcale bym nie stawiał na Brytyjczyków, mimo że oni będą na rzęsach stawać, żeby wyjść z pierwszego miejsca, bo wiedzą, że w barażu w Vojens będzie im o wiele trudniej wejść do finału niż z pierwszego miejsca w King's Lynn - podsumowuje szanse w drugim półfinale Tomasz Lorek.
Polacy to faworyci półfinału w Gorzowie Wielkopolskim. Czy jednak, po uzyskaniu bezpośredniego awansu, będą oni faworytami także w Vojens, ostatniego dnia lipca? - To jest właśnie problem, bo wmawiamy sobie, że po raz pierwszy wygramy na wyjeździe, nie po raz pierwszy bo w Kempten w 1965 wygraliśmy w RFN drużynówkę, i w Diedenbergen w 1996. Natomiast faworytami przy tym, że Polacy mają bardzo mocny skład, bez dziur, bo tam nie ma żadnego brakującego ogniwa. Myślę, że to wygląda w ten sposób, że Vojens jest torem specyficznym, do którego Polacy się nie urodzili, ale nauczyli się już teraz na nim jeździć, bo rozbijają się po wielu ligach europejskich. "Biało-czerwoni" będą się tam świetnie prezentować, ale każdy punkt będzie okupiony ciężką walką. Myślę, że wynik będzie bardzo na styku, bo nawet jeżeli Duńczycy nie mają Nickiego, i mieć go na Puchar nie będą, to wydaje mi się, że będzie mega świetna jazda jeśli chodzi o kadrę Duńską, bo Jan Staechmann będzie chciał na koniec swojej pracy przywieźć złoto. Będą chcieli u siebie pokazać, że są na tyle mocni i mają najbardziej luzackiego kapitana, czyli Hansa Andersena - tak będzie wyglądał finał oczami Tomasza Lorka.
W tegorocznych zawodach o Drużynowy Puchar Świata zawodnicy będą mogli korzystać ze starych tłumików, a nie jak zakładano jeszcze niedawno, z nowych. Czy ta zmiana może mieć wpływ na rywalizację? - Na pewno tłumiki mogły i mogą mieć wpływ na wyniki. Brawa za determinacje zawodników i że z uporem postanowili tak robić, aby wystartować na starych. Są jednak różne opinie na temat tłumików. Ci, którzy przywykli do torów typu Eastbourne, Belle Vue, Wolverhampton, czyli Edd'y Kenneth na przykład mówią "Panowie czego wy chcecie od tych nowych tłumików? Wszystko jest okej." W Anglii jednak to pasuje, bo tam nie muszą być duże prędkości osiągane. Jesteśmy zbyt kameralnym i małym sportem żebyśmy mogli się bić o wielkie rewolucje sprzętowe, raczej ograniczajmy wydatki. Może być ciężko to zgrać, jeżeli tłumiki wejdą na stałe, żeby ten sport dalej był finansowo normalny - swoją opinie na temat startu na starych tłumikach wyraził Tomasz Lorek. - Nie wierzę, że Duńczycy by mieli jakąś wielką przewagę, gdyby jeżdżono na nowych tłumikach. Nowy tłumik oznacza przede wszystkim zmianę w parametrach dla tunera oraz inną pracę dla zawodnika. Mimo, że to jest kontrowersyjna rzecz to trzeba to zrobić z głową. To, że w Danii jeździ się na nowych tłumikach jest też swego rodzaju pokazem, że Skandynawskie kraje respektują prawo i tam nie ma odejścia od prawa. Tysiąc pomysłów jest i ciężko rozgryźć który pomysł jest dobry - dodaje na temat nowych tłumików w krajach Skandynawskich.
W kadrze gospodarzy finału, reprezentacji Danii brakuje Leona Madsena. Czy Tomasz Lorek jest zdziwiony tą decyzją szkoleniowca? - Tak, ale z drugiej strony Janek Staechmann dał rok temu zielone światło młodym ludziom jak wypadł mu Nicki Pedersen i Hans Andersen miał kontuzję. Klimat jest tego rodzaju, że Madsen ma jeszcze swoje 5 minut i je trzyma bezwzględnie. Problem jest taki, że trenerzy mają szybko zmieniające się opcje. O ile rok temu dali trochę wolności młodzieży duńskiej, Klindtowi i Hougaardowi, to w tym roku postanowili postawić na starą gwardię. Jan Steachmann chce postawić na ograne ogry, czyli chce mieć zawodników, którzy mu pojadą na bank, a nie wahać się co będzie. Jedynym takim znakiem zapytania jest Nicolai Klindt, ale on ma z kolei mega ambicję. Myślę, że Madsen jak odczeka swoje to mu na złe nie wyjdzie.
Co tak obeznany w polskim żużlu, odwiedzający wiele stadionów człowiek może powiedzieć o atmosferze panującej podczas największych imprez sportowych w naszym kraju? - Polak to jest kibic, który identyfikuje się z sukcesem. My nie nauczyliśmy się jeszcze, że sport trzeba kochać bez względu na wynik. Polak kocha sport w sposób specyficzny, ale jeżeli chodzi o występy reprezentacji, kadry, to zawsze jest ze swoimi chłopakami. Zobaczmy, rok temu w Lesznie, kiedy Tomkowi wyszły dwa wyścigi na zero. Gwizdy zbierał gość, który najlepiej jeździ na świecie. To, że nie ma mistrza świata indywidualnie to nie znaczy, że tego nie umie, to jest absolutny geniusz do żużla. Po co pojawiły się gwizdy w takim momencie kiedy trzeba gościa wesprzeć? Każdy może mieć słaby dzień, ty idziesz do pracy, masz ból głowy, ja mam czasami katar i spada nasza kreatywność. Nigdy nie będziemy maszynami do robienia punktów - zaznacza Tomasz Lorek i od razu dodaje swoją opinię na temat atmosfery panującej na stadionie im. Edwarda Jancarza. - Na pewno doping będzie gigantyczny, atmosfera będzie niewiarygodna, na pewno Polacy dadzą z siebie wszystko. To, że firmy wykupiły bilety na tą imprezę, dla swoich pracowników, to zbuduje trochę klimat familijność żużla. Nie ma zajadłości, nie ma podziałów, my umiemy się z tego wyłączyć gdy jedzie kadra.
Na zakończenie Tomasz Lorek opowiedział o tym, co usłyszał od kierowcy Formuły 1, Marka Webbera, który jest przyjacielem Jasona Crumpa i również interesuje się żużlem. - Mark Webber powiedział "gdyby przyjąć środki finansowe jakie Polska ma, a jakie Australia na speedway, to niepojęte jest to, że Australia do końca praktycznie dyktowała warunki w Lesznie. Bo Australia nigdy nie będzie miała przywileju w postaci własnego toru, własnej publiczności, co jest gigantyczne na imprezie rangi mistrzostw świata, bo zawsze publika dźwignie w najważniejszych momentach." My to mamy, bo sport jest popularny, ludzie kochają żużel. Tylko jaką determinacje muszą mieć chłopcy pokroju Batchelora, Crumpa, Adamsa, na obcym torze, grają przeciwko publiczności, która nie chce żeby oni wygrali. Pieniądze w Australijskim żużlu to śmiech na sali, nikt na ulicach Melourne, Sydeny czy Adelajdy nie wie co to jest żużel, a goście przyjeżdżają i o mały włos nie wygrywają. Na koniec pytanie czy ten nasz sukces, owszem to jest ciężka praca, ale jaki to jest wielki sukces w stosunku do tego jakie mieliśmy nakłady finansowe? - zakończył pytanie na które każdy powinien sobie sam odpowiedzieć.