Marian Wardzała: Brak Vaculika byłby niepowetowaną stratą

Meczem z Unią Leszno na własnym obiekcie zespół Tauron Azotów Tarnów zainauguruje w niedzielę rundę rewanżową. To początek maratonu dla "Jaskółek". Najbliższe trzy mecze rozegrają na swoim domowym obiekcie. Szansa na odbicie się od dna jest duża pod warunkiem, że podopieczni Mariana Wardzały wydostaną się z problemów nie tylko kadrowych, jakimi są szargani od kilku kolejek.

Nim jednak leszczyńskie "Byki" zawitają do "Jaskółczego Gniazda", trenera Mariana Wardzałę poprosiliśmy o skomentowanie postawy niektórych zawodników, którzy delikatnie mówiąc nie popisali się w ubiegłą niedzielę na stadionie im. Alfreda Smoczyka. - Na początku chciałbym powiedzieć, że widać było starania naszych jeźdźców. Tor się zmieniał, robił się mniej przyczepny dlatego trzeba było zmieniać także ustawienia. Nasi zawodnicy to robili, ale nie zawsze dobrze. Bjarne Pedersen na przykład nie umie na takich torach jeździć. Przywiózł jeden punkt z Musielakiem, ale powiedzmy sobie szczerze nie jest to żaden sukces dla takiego jeźdźca. Dla niego było zbyt przyczepnie - wyjaśnia szkoleniowiec tarnowian.

Inną sprawą jest kolejny słaby występ Tomasza Jędrzejaka. Powszechna jest opinia, że zawodnik ten lubi tory, na których "chodzi" zewnętrzna i jest "pod koło". Tak było właśnie w Lesznie, ale "Ogór" znów zawiódł. - Szczerze mówiąc myślałem, że Tomkowi akurat w Lesznie warunki będą sprzyjać. Liczyłem na to, że Jędrzejak "pohasa" sobie po szerokiej, że będą to dla niego wymarzone warunki. Tymczasem wyszedł mu tylko jeden wyścig. Musimy teraz z nim ciężko popracować na swoim torze. Musimy mu koniecznie pomóc zacząć osiągać satysfakcjonujące rezultaty zarówno nas jak i jego - mówi trener biało - niebieskich.

W Lesznie zespół z Małopolski napotkał bardzo przyczepny tor. Trener Wardzała nie kryje, że "Byki" zderzą się w Tarnowie z diametralnie innymi warunkami. - W Tarnowie jest "skała" i będzie "skała". Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Chyba, że znów plany pokrzyżuje nam pogoda. Chcę jednak zaznaczyć, że nie zamawiamy deszczu w porze meczu, sam się do nas wprasza - wyjaśnia.

Sporym osłabieniem w tarnowskich szeregach może być brak dotychczasowego "dżokera" Martina Vaculika. Decyzja co do jego startu w niedzielnym meczu z Unią zapadnie prawdopodobnie w sobotę. - Nie wyobrażam sobie niedzielnej potyczki bez Martina. To byłaby niepowetowana strata. Widać u niego olbrzymią ambicję i chęć do jazdy. Ten facet jest nam potrzebny. Pewnych rzeczy nie da się jednak przeskoczyć - kończy żywa legenda tarnowskiego klubu.

Źródło artykułu: