Tero Aarnio w rozmowie ze "Speedway Star" mówi otwarcie, że jazda w lidze polskiej oraz na długim torze jest praktycznie niemożliwa, bowiem zawody w Longtracku najczęściej odbywają się właśnie w niedzielne popołudnia oraz wieczory. Wobec tego trzeba było wybrać priorytety. Z tego samego powodu odpuścił jazdę w lidze angielskiej.
- Na poziomie Championship większość zawodów odbywa się w weekendy, więc musiałbym opuszczać zbyt wiele meczów, a organizacja podróży byłaby koszmarem. W Niemczech i Francji zawody zaczynają się rano treningiem, a po południu mamy wyścigi. Jeśli dzień wcześniej ścigałbym się w Anglii, nie byłoby szans, żeby zdążyć na zawody na długim torze - mówi Aarnio.
Jest jednak jeden czynnik, który powoduje u Aarnio lekki żal podjętą decyzją, co do Wysp Brytyjskich. - W Polsce i Szwecji nie zawsze tak było. W 2019 roku Kraków był mi winien sporo pieniędzy, których nigdy nie odzyskałem. W Szwecji też miałem podobne przypadki. W Wielkiej Brytanii nigdy nie miałem takich problemów.
ZOBACZ WIDEO: Miliarder mocno zaangażował się w działanie klubu. "Rozmawiamy codziennie"
40-letni Fin jest jednym z trzech zawodników, którzy otrzymali stałe dzikie karty na cykl Grand Prix w sezonie 2025 na długim torze. Żużlowiec nie ukrywa, że był zaskoczony decyzją działaczy, ale nadal ma głód do ścigania i osiągania sukcesów.
- Wiem, że mam jeszcze kilka lat ścigania na najwyższym poziomie. Mam 40 lat, ale Chris Harris ma 42 i nadal świetnie jeździ w longtracku. Martin Smolinski, który wygrał mistrzostwa w 2023 roku, ma mój wiek, a wciąż prezentuje wysoki poziom.