Adam Skórnicki bez tajemnic

Każdy kto przechadzał się korytarzem w siedzibie Unii Leszno musiał odczuć powiew epoki PRL - u. Wywieszki na drzwiach, toalety, klatka schodowa a nawet zapach przypominają o bogatej historii tego miejsca. Dla Adama Skórnickiego budynek klubowy przy ulicy Strzeleckiej ma szczególne znaczenie. - Niewiele się tam zmieniło. Sam do dziś zbieram wywieszki z czasów PRL - u. Patrząc na nie zawsze przypomina mi się okres, kiedy mieszkałem w siedzibie leszczyńskiego klubu - mówi Adam.

Adam Skórnicki urodził się w Dusznikach Wielkopolskich. Fascynacja żużlem towarzyszyła mu już w czasach, kiedy ssał kciuk. Jego dziadek zamieszkały przy ulicy Lipowej w Lesznie był wiernym kibicem miejscowej Unii oraz dobrym kolegą legendarnego żużlowca "Byków" - Henryka Żyto. Bliskość stadionu Alfreda Smoczyka i zamiłowanie dziadka sprawiły, że młody Skórnicki wdychał metanol w dziecięcym wózeczku. Nic dziwnego, że już w wieku przedszkolnym, kiedy wśród jego rówieśników triumfy popularności święciły takie profesje jak strażak czy policjant, Adam otwarcie deklarował, że chce zostać żużlowcem, albo... Indianinem. - Były takie czasy, kiedy myślałem tylko o żużlu i o obejrzanych westernach. Od młodego bardziej kibicowałem Indianom niż kowbojom. Mieszkałem w sąsiedztwie lasu więc miałem warunki, żeby bawić się Indianina. Znikałem w lesie na parę godzin i kiedy robiłem się głodny wcinałem jagody, jeżyny itp. Zawsze imponowała mi dzikość i niezłomność charakteru Indian. Podobało mi się ich zgodny z naturą styl życia i uwielbienie wolności.

Adam Skórnicki

Kącik indiański Adama Skórnickiego

Jego rodzice długo wierzyli, że syn porzuci marzenia o sportowej karierze i zajmie się czymś "rozsądnym". Warto przypomnieć, że w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych żużel nie był dla zawodników tak dochodowym zajęciem jak dzisiaj. Skórnicki zaczynając swoją karierę nie miał żadnej gwarancji, że czarny sport będzie zarówno jego sposobem na życie jak i zawodem. Optymizmem nie mogła napawać również ówczesna sytuacja Unii Leszno, której z trudem udało się przetrwać wspomniany okres.

Pasja do żużla nie opuszczała go nawet we śnie.- Wielokrotnie śniło mi się, że zegar odlicza dwie minuty pozostające do rozpoczęcia wyścigu a ja nie mogę założyć laczka albo znaleźć kasku - śmieje się. - Parę razy śniło mi się też, że jadę wyborne zawody, mam komplet zwycięstw przed ostatnią serią starów i kiedy jestem już bardzo blisko sukcesu budzę się. Adam Skórnicki twierdzi, że takie sny towarzyszyły od początku przygody z żużlem.

W garażu Adama Skórnickiego

Młodość

Przełomem w życiu młodego Skóry okazał się moment, kiedy przeprowadził się do Leszna. Działacze Unii pozwolili mu zamieszkać w klubowym budynku w pomieszczeniu w którym aktualnie odbywają się konferencje prasowe po spotkaniach ligowych. - Miałem wtedy dwadzieścia lat i czułem się jakbym złapał Pana Boga za nogi. Możliwość mieszkania przy samym stadionie i bliskość warsztatów była czymś fantastycznym. Pokój dzieliłem wówczas z Andrzejem Korolewem. Wspólnie przerabialiśmy to pomieszczenie na coś co chociaż trochę przypominałoby mieszkanie. Urządziliśmy tam sobie nawet łazienkę. Dla mnie to co miałem wtedy do dyspozycji to było prawdziwe Eldorado.

Wyfrunąwszy spod skrzydeł rodziców Adam zaczął czerpać z życia pełnymi garściami. - W naszym mieszkanku na Strzeleckiej organizowaliśmy całkiem spektakularne imprezy, podczas których robiliśmy różne głupoty. Zwykle dowiadywałem się o szczegółach swoich popisów od kolegów następnego dnia. To był wspaniały kawałek mojego życia.

Na stojaku z płytami w garażu Adama można znaleźć albumy leszczyńskiego zespołu Hash. Kibicom żużla zespół może być znany choćby z piosenki "Unia będzie mistrzem", która często odtwarzana jest na leszczyńskim stadionie podczas prezentacji zawodników. Adaś przyznaje, że Hash zrobił na nim spore wrażenie właśnie w okresie mieszkania na Strzeleckiej, kiedy poznawał uroki leszczyńskich klubów muzycznych. - Trafiłem na ich jam session, które odbywało się w dzisiejszym MCKiS przy ulicy Narutowicza. Od razu spodobało mi się ich brzmienie i klimat muzyki. Szkoda, że ta kapela nie zrobiła kariery bo była naprawdę dobra.

W pracowni Adama widnieje hasło "Be quick or be dead". Skóra jest wielkim fanem muzyki rockowej i metalowej. - "Be quick or be dead" to tytuł jednego z kawałków Iron Maiden i zarazem coś w rodzaju mojego hasła przewodniego. Ten utwór idealnie nakręca mnie przed zawodami żużlowymi.

Adam Skórnicki jest autorem wielu nieprzekombinowanych i jednocześnie bardzo trafnych komentarzy. Zapytany o taktykę jaką realizowali wspólnie z Damianem Balińskim podczas zwycięskiego dla nich turnieju MMPPK odpowiedział - Wygrać start i drzeć do przodu. Innym razem krótko i treściwie skomentował porażkę swojej drużyny w meczu ligowym: - Po prostu wlali nam w dupę. Żużlowiec przyznaje, że czasami miewa odruch wymiotny słysząc po meczu ten sam, standardowy zestaw pytań od dziennikarzy. - Zupełnie inaczej rozmawia się po dobrym meczu niż po złym. Mam świadomość, że my jako żużlowcy po słabych występach nie ułatwiamy pracy dziennikarzom. Trudno jest od nas wtedy cokolwiek wyciągnąć.

Wyjątkowo luźny stosunek do przedstawicieli mediów Adam demonstrował już za czasów mieszkania na Strzeleckiej. Dziennikarzowi Tygodnika Żużlowego powiedział, że jego największym marzeniem jest zobaczyć swoje zdjęcie na okładce tego pisma. - W tamtej wypowiedzi było odrobinę przekory i ironii z mojej strony. Muszę jednak przyznać że Tygodnik Żużlowy odegrał niebagatelną rolę w moim życiu. Gdyby nie to pismo najprawdopodobniej do dzisiaj nie potrafiłbym czytać. W każdy wtorek biegłem do kiosku i leciałem tę gazetę od dechy do dechy. Nawet moja rodzina do dziś cieszy się, że na mojej drodze życiowej pojawił się Tygodnik bo zgodnie twierdzą, że nie widzieli, żebym kiedykolwiek czytał coś innego.

W połowie lat 90 tych Adam oddawał jeździe na bardzo modnych wówczas rolkach. Razem z Robertem Mikołajczakiem i Damianem Balińskim preferowali wyścigi na deptaku wiodącym do leszczyńskiego Rynku. - Wtedy nie można tam było jeździć nawet na rowerze. Podobnie było z rolkami, nigdy nie mieliśmy pewności czy ktoś nie zechce nas stamtąd pogonić. W tamtym czasie byliśmy już rozpoznawalni w Lesznie.

Adam wspomina, że ich wyczynom na rolkach zawsze towarzyszyła brawura, nigdy rozsądek. - Mieliśmy beznadziejną technikę jazdy, ale nadrabialiśmy to szybkością - przyznaje z uśmiechem. - Pamiętam jak wspólnie z Damianem jeździliśmy na rampie pod stadionem Smoczyka dzień przed meczem z Wrocławiem. Zaliczyłem potężny wypadek w efekcie czego wypadł mi bark. Nie wiedziałem czy przyznać się trenerowi do tego, że odniosłem kontuzję czy nie. W końcu to był wyłącznie efekt mojej głupoty. Nikomu nie powiedziałem o urazie i z zaciśniętymi zębami przystąpiłem do meczu. Na szczęście udało mi się zdobyć kilka punktów a drużyna wygrała.

Adam Skórnicki jest jedną z najbarwniejszych postaci w historii polskiego żużla. Może właśnie dlatego popularność tego zawodnika nie jest uzależniona od osiąganych w danym okresie wyników. Osobowość Adama jest główną przyczyną takiego stanu rzeczy, ale nie jedyną. Trudno wskazać drugiego żużlowca, który tak często zaskakiwałby kibiców showmańskimi zagrywkami. - Dzięki jednej z leszczyńskich firm miałem kiedyś możliwość kombinowania z wzorkami na kewlarach. Robiłem to często bo sprawiało mi to frajdę. Nie jest jednak prawdą, że przykładam specjalną wagę do budowania swojego wizerunku. Generalnie jest tak, że mam w głębokim poważaniu to jak odbierają mnie inni. Po prostu ciągle lubię coś wokół siebie zmieniać - mówi Adam.

- To ja wymyśliłem bączki

W życiu piękne są tylko chwile

Obserwując Adama można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z lekkoduchem, który całe swoje życie traktuje jako zabawę. Nasz bohater otwarcie przyznaje, że ma spore problemy z samym sobą i jest świadom swoich słabości. - Żeby być dobrym zawodnikiem trzeba pracować nad sobą bardzo systematycznie a mnie się po prostu nie zawsze chce. Nie lubię się przemęczać. Żużel i tak wymaga ode mnie wielkich poświęceń. Samo odjechanie kilkudziesięciu imprez w sezonie i męczące podróże to już spory wysiłek. Jestem typem człowieka, który mając do wyboru: ogolić się rano lub pospać 5 minut dłużej wybiera sen.

Zakładając kask większość żużlowców koncentruje się wyłącznie na czekającym ich wyścigu. Adam wyjeżdżając na tor nie zawsze potrafi zostawić swoje problemy w parkingu. - W moim życiu było wiele fantastycznych momentów, ale też wiele smutnych, które odbijały się na mojej postawie sportowej. Kiedy zakładam kask przed wyścigiem nie przeistaczam się w kogoś innego niż w danym momencie jestem. Jeśli jestem szczęśliwy czuję głód jazdy, będąc zdołowanym nie czerpię radości z uprawiania tego sportu. Założenie kasku i świadomość czekającej mnie rywalizacji nigdy nie sprawiały, że odrywałem się od siebie samego i przeistaczałem w maszynę głodną sukcesu. W życiu też ciężko jest być zawsze uśmiechniętym i zadowolonym - przyznał z powagą.

Adam potrafi z rozbrajającą szczerością opowiadać o błędach, które popełniał na przestrzeni swojej kariery oraz niesportowych nawykach. - Jest wiele rzeczy, które można było by zmienić w mojej sportowej karierze. Wiem co jest moją słabością i w każdej chwili mógłbym to zmienić, ale nie wiem czy mi się chce. Cały czas popełniam te same błędy. Nie czuje się jednak wystarczająco zmotywowany, żeby radykalnie zmieniać styl życia. Skórnicki nie ukrywa, że wśród zajęć, którym lubi się oddawać są również takie, których wystrzega się większość sportowców. - Zrobiłem w życiu kilka durnych rzeczy o których dowiadywałem się następnego dnia z relacji kolegów. Kiedy człowiek da sobie zbyt mocno w beret, bywa że robi się zbyt wesoło i puszczają hamulce. Był taki niezbyt szczęśliwy okres w moim życiu, kiedy rock and rollowe zamiłowania powodowały, że nie pamiętałem wszystkiego z meczów w których jechałem. To było jakieś 10 lat temu. Uważam, że żużel jest dla mnie a nie ja dla żużla. Wielu żużlowców z mojego pokolenia ma podobne podejście do tej kwestii.

Zdaniem Adama nie każdy dzień dobry jest do tego, żeby z powodzeniem ścigać się na żużlu. - Ja nie potrafię na zawołanie wykonać wszystkich elementów żużlowego rzemiosła najlepiej jak potrafię. To wynika też z mojego charakteru. Żeby był dobry żużel musi przyjść "ten" dzień.

9 sierpnia 2008 roku był dniem w którym charakter Adama był łaskaw nie ograniczać jego sportowego kunsztu. Skórnicki z kompletem punktów zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Polski na torze w Lesznie. Spełniając swoje marzenie sprawił, że do dziś musi radzić sobie z ciężarem zdobytego tytułu. Wielu kibiców nie potrafi mu "wybaczyć", że po tym czego dokonał w Lesznie "ośmiela się" notować słabsze występy. - Nie byłem przygotowany na taki sukces i ciężko było mi się w tym znaleźć. Nadal nie do końca to ogarniam. Dla mnie ten złoty medal jest jak tytuł mistrza świata. Kiedy go zdobyłem poczułem jakbym osiągnął w żużlu wszystko co było możliwe - mówi.

- Poczułem się jak Mistrz Świata

Kiedy rozmawialiśmy o pamiętnym finale IMP - u wskazałem na półeczkę z pamiątkami i zapytałem czy w którejś z butelek nie pozostały resztki trunku, którym świętowany był tamten sukces? Adam zaprzeczył. - Butelki, które towarzyszyły świętowaniu tamtego sukcesu zastały wysuszone do końca. Pamiętam smak tamtej whisky. Miała 15 lat i była prezentem od mojego przyjaciela. Jeśli chodzi o te butelki to muszę powiedzieć, że każda z nich ma swoją historię. To są podarunki od przyjaciół. Na przykład ten Chivas Regal to prezent od Roberta Kościechy, za to że przywiozłem mu kiedyś silnik od mechanika. Oszczędziłem mu w ten sposób fatygi.

- Tamte butelki wysuszyliśmy do końca. Na dolnej półce Chivas Reagal od Roberta Kościechy

Jest mi wstyd...

6 września 1998 rok stadion im. Alfreda Smoczyka w Lesznie. Unia w obecności blisko 20 tysięcy kibiców toczy niezwykle wyrównany pojedynek z Jutrzenką Polonią Bydgoszcz. Po opadach deszczu tor jest bardzo wymagający i nie sprzyja walce na dystansie. W jednym z wyścigów miejscowa drużyna podwójnie przegrywa. Jadący na ostatniej pozycji Adam Skórnicki w teatralny sposób upada i leżąc na torze skręca się z "bólu". Aplauz na trybunach jednoznacznie świadczy o tym, że publiczność prawidłowo odczytała intencje Skórnickiego. Sędzia przerywa wyścig i wyklucza z powtórki leszczynianina. Widząc pulsujące czerwone światła Adam podnosi się z ziemi, otrzepuje i dziarskim krokiem rusza w stronę parkingu. Cel został osiągnięty. W powtórce wyścigu jego kolega z drużyny staje przed kolejną szansą zostawienia za swoimi plecami bydgoszczan. - Były dwa takie wyścigi w mojej karierze i jest mi bardzo wstyd, że tak się zachowałem. Drugi raz zrobiłem taki numer w Gorzowie w ostatnim moim meczu w barwach Unii Leszno, bodajże w 1999 roku. Zdaję sobie sprawę, że kibice Byków mogli cieszyć się z takiej zagrywki, ale przecież to było nieuczciwe w stosunku do pozostałych zawodników, którzy uczestniczyli w wyścigu. Oni zasłużenie prowadzili. Z perspektywy czasu bardzo tego żałuje. Wielokrotnie widywałem na zawodach takie zachowania żużlowców. Kiedyś nawet w takiej niesportowo wywołanej powtórce jeden z zawodników odniósł poważną kontuzję.

W tym samym spotkaniu równie sprytnym manewrem taktycznym popisał się Tomasz Gollob. W jednym z wyścigów, tuż przed metą celowo przepuścił Damiana Balińskiego. Bydgoszczanie wygrali ten bieg "tylko" 4 - 2, ale wspomniany manewr spowodował, że przewaga gospodarzy wynosiła 6 punktów i młodszy z braci Gollobów mógł stanąć na starcie kolejnego wyścigu w ramach rezerwy taktycznej. Startując w parze ze starszym bratem - Jackiem przywieźli do mety podwójne zwycięstwo. Jutrzenka Polonia Bydgoszcz wygrała ten mecz 46 - 44. - Gdyby mój niesportowy trik spowodował, że Unia wygrałaby tamto spotkanie sumienie męczyłoby mnie dzisiaj jeszcze bardziej - mówi Adam.

- Niedawno planowałem ściąć włosy. Chyba jednak poczekam aż same wypadną

Rodzina

- Po raz pierwszy dowiedziałem się o tym, że będę tatą w domu moich teściów w którym mieszkałem jakiś czas z moją wybranką. Przyznam szczerze, że nogi się wówczas pode mną ugięły. To był szok, mimo że planowaliśmy dziecko. Generalnie jednak to była wielka radość. Taka euforia jaką czuje facet, kiedy zostaje ojcem nie daje się z niczym porównać. Poinformowaliśmy rodzinę podczas wspólnej wigilii i było wielkie święto - mówi Adam.

Wiktoria zdecydowała się przyjść na świat kiedy tata rozgrywał mecze w Anglii. - Dzień po urodzeniu Wiktorii jechaliśmy mecz w Pool, który wygraliśmy dwoma punktami. Podczas prezentacji zapowiedziałem wtedy, że zdobędziemy tytuł mistrzowski. Tak też się stało - wspomina.

Wielu żużlowcom "tatusiowanie" nie wychodzi na dobre. Dla Adama narodziny dzieci stały się pozytywnym bodźcem do skutecznej jazdy. - Pamiętam, kiedy po jednym ze spotkań w Poznaniu w którym zrobiłem 14 punktów plus bonus moja córeczka była wyraźnie niepocieszona, że pozwoliłem koledze z drużyny przyjechać przed sobą. Wiktoria przyszła do mnie potem zapłakana i zapytała dlaczego przegrałem ten wyścig... Nie mogę sprawiać mojej córeczce przykrości. Na spokojnie wytłumaczyłem jej, że tak to już jest poukładane, że czasami tatuś nie przyjedzie na pierwszym miejscu.

Nie tylko kobiety boją się porodów. Adam był przerażony, kiedy żona poprosiła go o to by towarzyszył jej w chwili, gdy będzie wydawała na świat Karola. - Bałem się, ale nie mogłem zawieść małżonki. Nie będę udawał, że obserwowanie porodu to kapitalna rozrywka. Było sporo nerwów i poczucie bezsilności. Pięknie zrobiło się dopiero w chwili gdy dziecko wyszło z brzucha a na twarzy małżonki zobaczyłem ulgę i radość. Do tego momentu cały porób był dla mnie ekstremalnym przeżyciem. Nie zemdlałem chyba tylko dlatego, że byłem porządnie znieczulony. Akurat byłem w trakcie drobnej imprezy, kiedy okazało się, że zaczynamy rodzić. Żona ściągnęła mnie do domu, zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do szpitala - opowiada z uśmiechem.

Adam Skórnicki nigdy nie należał do najwybitniejszych przedstawicieli swojej profesji. Trudno również stawiać go za wzór dla młodych sportowców. Adam konsekwentnie przypomina, że czarny sport to nie tylko rywalizacja, ale także przedstawienie. Niezależnie od tego czy to się komuś podoba czy nie już dziś można stwierdzić, że Skórnicki trwale wpisał się w historię tej dyscypliny. Wywalczony przed dwoma laty tytuł Mistrza Polski nie ma w tym kontekście najmniejszego znaczenia.

Źródło artykułu: