Zrobili z niego zabójcę swojej partnerki. Kilka miesięcy później zmarł

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Sebastian Brucheiser
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Sebastian Brucheiser

Był synem legendy klubu z Ostrowa Wlkp. Wielkiej kariery nigdy jednak nie zrobił. Opinia publiczna nazwała go mordercą swojej partnerki. Szybko okazało się, że nie miał z jej śmiercią nic wspólnego. Kilka miesięcy później trafił do szpitala i zmarł.

W tym artykule dowiesz się o:

25 listopada 2016 roku - najpierw w lokalnych, a później ogólnopolskich mediach pojawia się informacja o śmierci Sebastiana Brucheisera. Wcześniej trafił do miejscowego szpitala z powodu ostrej niewydolności wielonarządowej. Spędził kilka godzin na intensywnej terapii, ale ówcześnie 29-letniego mężczyzny nie udało się uratować.

Zrobili z niego zabójcę

Wszystko wydarzyło się pięć miesięcy po innej wielkiej tragedii. W jednym z ostrowskich mieszkań odnaleziono ciało Marioli K., partnerki Sebastiana Brucheisera. Osierociła ona trójkę dzieci. Niektóre lokalne media szybko zrobiły z byłego żużlowca mordercę. Opinia publiczna również to podłapała. Faktem jest, że nie był to związek idealny. Pojawiały się interwencje policji, a sama kobieta miała założoną niebieską kartę.

ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła

On z jej śmiercią nie miał jednakże nic wspólnego. W tym czasie znajdował się w swojej pracy. W mieszkaniu nie było żadnych śladów, które mogłyby wskazywać na zabójstwo. Późniejsza sekcja zwłok również nie wykazała obrażeń zewnętrznych lub wewnętrznych. Brucheisera szybko oczyszczono ze wszystkich zarzutów. Ślad tych wydarzeń jednak w nim pozostał.

Syn legendy

Kariera żużlowa Sebastiana Brucheisera, która oficjalnie rozpoczęła się w 2003 roku, nie była łatwa. Kibice z Ostrowa Wielkopolskiego na początku XXI wieku mieli co do niego wielkie oczekiwania. Trudno się temu dziwić, w końcu był synem legendy - Jacka, jednego z najlepszych zawodników w historii klubów z tego miasta, prawdziwego bohatera fanów lat 80. Do dzisiaj na stadionie jest witany oklaskami i z wielką sympatią.

- Jako junior startował w Klubie Motorowym, którego ambicją był awans do Ekstraligi. Młodzież w Ostrowie w tamtych czasach miała idealne wręcz warunki do rozwoju. Czy ciążyła na nim presja? Mając tak żużlowe nazwisko, jak Brucheiser, trzeba się z nią zmierzyć i porównywaniem do słynnego ojca. Nie uważam jednak, żeby to ona i duże oczekiwania były przyczyną tego, że jego kariera potoczyła się tak, a nie inaczej. Sebastian podchodził raczej na luzie do tego sportu. Zapamiętałem go jako uśmiechniętego człowieka, który bawił się żużlem - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Maciej Kmiecik, wieloletni spiker podczas zawodów żużlowych w Ostrowie.

Nie wykorzystał możliwości

Brucheiser przez cztery lata był podstawowym młodzieżowcem Klubu Motorowego. Trzy z czterech sezonów kończył ze średnią ponad jednego punktu na bieg. Nie był to wynik fatalny, ale też w żaden sposób nie powalał na kolana. W 2008 roku przeniósł się do Łodzi, lecz tam wystąpił zaledwie w pięciu spotkaniach, zdobywając w 10 gonitwach sześć "oczek" i dwa bonusy. W czerwcu niespodziewanie postanowił zakończyć karierę.

- Mając takie żużlowe geny, musiał mieć talent do tego sportu. Jego ojciec, Jacek Brucheiser to przecież jedna z legend ostrowskiego żużla. Człowiek, który w sezonie 1988 wykręcił niebotyczną średnią biegową 2,808 w drugiej lidze. Bez wątpienia Sebastian spośród wszystkich braci Brucheiserów miał największą smykałkę do żużla. Mógł osiągnąć z pewnością więcej. Swoje duże możliwości potwierdził choćby w finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski w 2007 roku, kiedy zajął piąte miejsce i niewiele brakło mu do medalu - wspomina nasz rozmówca.

Zaskakujący powrót

Tak samo, jak niespodziewanie zakończył, tak niespodziewanie Sebastian Brucheiser powrócił do żużla w 2010 roku, już jako senior. - Zbyt wiele poświęciłem dla żużla, żeby tak to wszystko zostawić. Kocham ten sport i bardzo mi go brakuje - nie ukrywał wówczas w rozmowie z naszym portalem (więcej TUTAJ).

Ponownie związał się z ostrowskim klubem, tym razem Ostrovią, która starała się odbudować tę dyscyplinę w mieście po wielkim problemach Klubu Motorowego. I trzeba przyznać, że nie był to najgorszy powrót. Co prawda pierwszy sezon był podobny do tych z czasów juniorskich, ale już w kolejnym osiągnął średnią 1,75 punktu na jeden wyścig, startując w 24 gonitwach.

- Pamiętam, że Sebastian był bardzo podekscytowany powrotem na tor w 2010 roku jako senior. Wychodziło mu to całkiem nieźle. Wydawało się, że wróci na dobre do speedwaya i będzie miał szanse na odbudowanie swojej kariery. Trudno powiedzieć, dlaczego był to tylko epizod. Szkoda, bo jego przygoda z żużlem, a później dalsze życie mogło się potoczyć inaczej - opowiada Maciej Kmiecik.

25 września 2011 roku Sebastian Brucheiser odjechał ostatnie oficjalnie ligowe zawody. Jednym z jego największych sukcesów w karierze było piąte miejsce w finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski w 2007 roku w Rzeszowie. Był także dwukrotnym finalistą Brązowego Kasku (13. i 10. miejsce) i raz Srebrnego Kasku (12. pozycja).

26 marca 2025 roku, gdyby żył, obchodziłby 38. urodziny.

Komentarze (4)
avatar
Ktoś tam39
26.03.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fszonsajonce! Tylko po co ten artykuł? Ni to rocznica śmierci czy urodzin, redaktorka na wspominki wzięło. 
avatar
tebor
26.03.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tata Jacek zabił człowieka i nawet siedział za to . Sebastian spoczywaj w pokoju . 
avatar
kibic z Gdańsk
26.03.2025
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Zgadnijcie pismaki , kto zrobił z niego zabójcę ? 
avatar
sparki
26.03.2025
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Jak to dziennikarze,potrafią słowami zabić. 
Zgłoś nielegalne treści