Niezwykłą przygodę ma za sobą żużlowiec gdańskiego Wybrzeża. Daniel Kaczmarek w ostatnich tygodniach przebywał w Argentynie, gdzie uczestniczył w organizowanych tam zawodach. Poszło mu bardzo dobrze - ostatecznie został mistrzem kraju.
Przy okazji odwiedzał różne wyjątkowe miejsca, dowiedział się też, jakie ceny mają w Argentynie i jak funkcjonuje tamtejsze społeczeństwo. Wnioskami podzielił się w rozmowie z WP SportoweFakty.
Mateusz Domański, dziennikarz WP SportoweFakty: Jakie emocje towarzyszą tobie po zdobyciu mistrzostwa Argentyny?
Daniel Kaczmarek, zawodnik Wybrzeża Gdańsk: Cieszę się, że udało się zwyciężyć. Na pewno to taka przygoda życia. Spędziłem poza domem aż 70 dni, włącznie ze świętami. Dobrze, że wróciłem cały i zdrowy, bez żadnego upadku. Odjechałem 70 biegów - to praktycznie 14 spotkań w Polsce po pięć biegów. Na pewno czuję się "wjeżdżony".
W przeszłości pojawiały się różne informacje o niezbyt miłych przygodach polskich żużlowców w Argentynie. Czy w twoim przypadku wszystko przebiegło pomyślnie?
Wiadomo, że przez te 70 dni nie wszystko było pięknie, ładnie i kolorowo. Nie było jednak jakichś większych problemów, z którymi nie można by sobie poradzić. W miarę było stabilnie.
ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski
A co z tego wyjazdu najmocniej utkwiło ci w głowie?
Na pewno widoki i piękne miejsca, które zwiedziłem. Byłem w parku narodowym, który jest wpisany na listę UNESCO. Zobaczyłem też dżunglę z 225 wodospadami, największy ma 70 metrów i jest większy niż Niagara. Byłem też na granicy trzech państw - Brazylii, Paragwaju i Argentyny. Zwiedziłem również dzielnicę i stadion, gdzie karierę zaczynał i kończył Diego Maradona. Zobaczyłem największy stadion w Ameryce Południowej, o pojemności 85 tysięcy. Byłem też na plażach, na których można jeździć motocrossem czy quadem i poczuć się jak na Rajdzie Dakar. Miałem okazję tam pojeździć jednego dnia. Te wycieczki na pewno utkwiły w pamięci.
A żużel? Jak to żużel. Trochę inne zasady, jeśli chodzi o regulamin i procedurę startową. Też jednak były cztery okrążenia, zawsze w lewo... Panował oczywiście inny klimat, jak na zawodach w Niemczech czy Czechach. Już to jednak widziałem, więc dużego wrażenia na mnie nie zrobiło.
Taki wyjazd to duże przedsięwzięcie finansowe?
Gdybym miał do tego dokładać, to wiadomo, że bym nie leciał. Organizatorzy zapewniali mieszkanie, bilety i pokrywali koszty związane z życiem w Argentynie. Nie wiem, jaki kontrakt mieli inni, ale ja ze swoich warunków, jak na Argentynę, byłem zadowolony. Nie musiałem do tego dokładać.
Pewnie zdążyłeś się jednak zorientować, jakie ceny mają w Argentynie. Co o nich można powiedzieć?
Jest drożej niż w Polsce. W ogóle rzadko w którym kraju, w którym byłem, jest taniej niż w u nas. W Szwecji np. paliwo czasami jest po 11-12 zł za litr. W Niemczech - wiadomo - też drożej niż u nas. Tak narzekamy na tę Polskę, a moim zdaniem bardzo dobrze się tutaj żyje. Mamy jeden z najlepszych kontynentów do życia i chyba najlepsze czasy Polski, jakie kiedykolwiek były. Trzeba wyjechać i zobaczyć, jak inni żyją. Wtedy się doceni.
Paliwo w Argentynie jest tańsze niż u nas, bo mają swoje. Coca-Cola też jest tańsza, piją ją hektolitrami. Po powrocie nie mogę patrzeć na ten napój! Ceny tam są niższe chyba przez brak tego podatku cukrowego. Butelka Coca-Coli kosztowała około 4 zł, więc u nas jest dwa razy drożej. Zwykłe, codzienne życie jest jednak droższe - więcej kosztują m.in. chleby czy zwykłe artykuły do jedzenia. No, może owoce są tańsze, bo mają ich więcej z uwagi na to, że jest ciepło.
A pod kątem wyższych cen coś szczególnie cię uderzyło?
Sześć pralinek Ferrero Rocher tam kosztuje 44 zł. Akurat moja narzeczona je lubi, więc na to zwróciłem uwagę. I właśnie to jako pierwsze mi przychodzi do głowy w kontekście drożyzny w Argentynie.
Jakie jest nastawienie ludzi?
Ludzie są tam bardzo mili, życzliwi i pomocni. Nie liczy się dla nich pieniądz tak mocno, jak dla Europejczyków. I nie ma tam pogoni za tym, żeby wciąż mieć lepiej. W całej Ameryce Południowej ważniejsze jest to, by po prostu wieczorem znaleźć czas i spotkać się z przyjaciółmi czy rodziną. W środku tygodnia, co u nas jest nie do pomyślenia, potrafią spotkać się o 21:00 czy 22:00 i siedzieć na przykład do godz. 1:00-2:00. Później, drugiego dnia, trochę dłużej śpią i idą do pracy. A u nas każdy jest nastawiony tak, że od poniedziałku do piątku czy nawet w sobotę każdy wyciska jak najwięcej pod kątem swoich obowiązków.
Trudno było wrócić do Polski?
Nie, ja bardzo za Polską tęskniłem. Wylatywałem we wtorek, a już od środy byłem spakowany. Byłem nakręcony na ten powrót. Realia tutaj są lepsze, więc łatwiej było się przestawić na ponowne życie tutaj.
Jakie plany na najbliższy czas?
Kontynuuję treningi fizyczne, dołożę sobie basen i saunę. W weekend jadę na prezentację do Gdańska, a w połowie marca mamy wyjeżdżać na tor. Może udamy się do Gorican. Generalnie motocykle mam gotowe, więc tylko czekam na wyjazd na tor żużlowy w Polsce. Do startu ligi jednak jeszcze trochę czasu jest, więc nie ma co też zbyt mocno się spieszyć.