Robert Mikołajczak jest jednym z wychowanków Unii Leszno. Licencję uzyskał w 1991 roku, zatem w sezonie, kiedy pierwsze skrzypce w wielkopolskim ośrodku wiedli Roman Jankowski oraz Zenon Kasprzak. Szacunek do starszych zawodników był bardzo mocny, a sam zainteresowany w rozmowie z GlosLeszna.pl mówi otwarcie, że to były inne czasy i mentalność, niż teraz. Juniorzy musieli sprzątać w warsztacie oraz pracować przy motocyklach - co ważne, nie tylko swoich.
- Wtedy to była prawdziwa szkoła życia. Było o wiele skromniej, a miało się więcej obowiązków. Dziś już na starcie można liczyć na inne osoby. Juniorzy mają wsparcie w swoich rodzicach, pracują dla nich mechanicy, którzy mają spore doświadczenie i potrafią dobrze doradzić. Na początku lat 90. młody chłopak był zwykle zdany sam na siebie. Zdarzało się, że ktoś wpadał w oko starszemu zawodnikowi, działaczowi lub sponsorowi. Wtedy można było liczyć na pomoc - przyznał były żużlowiec.
Leszczynianin nadmiarem sukcesów nie może się pochwalić - tym bardziej w rywalizacji indywidualnej. Tu tak naprawdę został jedynie międzynarodowym mistrzem Łotwy w 2003 roku. Drużynowo przyczynił się do złotego medalu MMPPK (1996), brązowego krążka MDMP (1996), a także dwukrotnie stawał na podium Drużynowego Pucharu Polski.
ZOBACZ WIDEO: Co za słowa znanego dziennikarza. Kibice Falubazu będą szczęśliwi!
Po sezonie 1998 Mikołajczak odszedł z Leszna i przez kolejne lata ścigał się głównie na obczyźnie: w Częstochowie (1999), Ostrowie Wielkopolskim (2000), Gnieźnie (2001), Rawiczu (2002, 2005-2007, 2009), Pile (2004, 2010), Łodzi (2008). Przez ten czas tylko raz wrócił do Leszna - w 2003 roku.
Kto wie, jakby się potoczyła jego kariera, gdyby w 1994 roku przeszedł do Bydgoszczy. - Było tak, że mieliśmy odejść. Razem z Romanem mieliśmy startować we Wrocławiu. Później ja sam miałem się tam przenieść. Były duże zapędy i chęci ze strony innych klubów. Ja miałem wtedy jakieś 19 lat. Podpisanie kontraktu w Bydgoszczy czy Wrocławiu byłoby dla mnie czymś takim, jakbym miał jeździć kilka tysięcy kilometrów od domu. Ciężko się było na to zdecydować. Finał był taki, że postanowiłem zostać w Lesznie. Bardzo tego zresztą chciałem - wspomina.