Tobiasz Musielak, powracający na sezon 2025 do Cellfast Wilków Krosno, był gościem podcastu Jacka Dreczki pt. "Mówi się Żużel". Jednym z poruszanych tematów były eliminacje do GP Challenge w Glasgow z 2021 roku, w których wychowanek Unii Leszno dość niespodziewanie wziął udział.
- Dostałem nominację, a to się odbywało w Glasgow i tam nikt praktycznie nie chciał jechać. Zadzwonił do mnie Rafał Dobrucki, a nie odmawia się kadrze. Pojechałem z przyjemnością i nawet nie miałem na czym jechać - opowiedział Musielak.
Brak sprzętu niekoniecznie musi być problemem. Wśród żużlowców zdarzają się w takich sytuacjach przypadki pomocy kolegom z toru. Nie inaczej było tym razem.
ZOBACZ WIDEO: Brady Kurtz przebierał w ofertach. To dlatego wybrał Betard Spartę
- Zadzwoniłem do Brady'ego Kurtza, czy mi pożyczy sprzęt. Pierwsze o co pytałem, to o kierownicę, bo tam siodełko to wiedziałem mniej więcej jakie on ma, hak wymienić to pięć sekund. Wyszedł z inicjatywą, że słuchaj, no to dam ci mechanika, dam ci motor, odpal mi tyle i tyle i nie ma problemu - wyjaśnił.
Sam Kurtz nie brał udziału w tych konkretnych eliminacjach, natomiast oczywistym było, że nie powierzy komuś innemu swoich najlepszych jednostek.
- Dał mi jakiś tam najstarszy, najgorszy silnik Ashleya (Hollowaya - dop. red.). Pojechaliśmy taksówką na te zawody, tam wszyscy już byli po treningu. Spotkaliśmy się z tym mechanikiem, tam już praktycznie wszystko porozkładane. No i tak w sumie mówi: ty, weź usiądź sobie na tym motocyklu, przymierz się trochę. Mówię dobra, trochę sobie kierownicę podniosę, żeby była wyżej, no i to tyle. Nie mój motor, załóż co tu najlepiej pasuje i lecimy - kontynuował.
Popularny "Toffeek" wygrał te zawody z kompletem punktów, w pokonanym polu zostawiając między innymi Chrisa Holdera, Daniela Bewleya czy Rasmusa Jensena. Z Duńczykiem zresztą po samym wydarzeniu razem udali się na lotnisko, gdyż następnego dnia mieli znów stanąć w szranki. Tym razem na polskiej ziemi.
- Z Glasgow nie było połączeń do Polski wcale. Pojechaliśmy do Leeds i pocałowaliśmy klamkę. Lotnisko zamknięte. To była trzecia w nocy, a zawody w Gdańsku o czternastej - opowiadał zawodnik Wilków.
W polskim żużlu nie ma jednak sytuacji niemożliwych. Kibice do dziś pamiętają spektakularny wjazd na stadion w Gorzowie Darcy'ego Warda, gdzie z marszu "strzelił" 20 punktów. W tym przypadku znów sponsor stanął na rzęsach, żeby obu zawodników sprowadzić na obiekt na czas.
- Już na lotnisko we Wrocławiu podjechała po nas V klasa, normalnie jak VIP-y. Podjechaliśmy pod samolot Cellfastu i polecieliśmy do Gdańska tym samolotem akrobacyjnym, ściśnięci jak sardynki, na lotnisko Wałęsy. Praktycznie przyjechaliśmy na stadion, od razu koszulki klubowe i na tor, bo tam już chłopaki chodzili. No i z toru do szatni - zakończył Musielak.
Wychowanek leszczyńskiej Unii zdobył w tym spotkaniu 12 punktów z bonusem w sześciu startach. Wilki uległy jednak ekipie znad morza 40:50.