Martin Smolinski urodził się i dorastał w Olching, gdzie znajduje się najpopularniejszy tor żużlowy w Bawarii. Ma jednak silne polskie korzenie. Jego dziadek ze strony ojca pochodził z Polski. - Nie przypominam sobie w tej chwili dokładnie nazwy miejscowości, z której pochodził, wiem jedynie, że leży ona na Śląsku, nieopodal Rybnika - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Pamiętam, że znajduje się tam ładny, stary kościół. Mam rodzinę w Polsce, ale nie mam praktycznie szans na spotkanie z nimi z powodu ciągłych podróży związanych z uprawianym przeze mnie sportem - wspominał kilka lat temu.
Jeden z najlepszych niemieckich żużlowców, obchodził w piątek swoje 40. urodziny i wcale nie zamierza kończyć kariery. Choć kolejny rok z rzędu nie podpisał kontraktu w europejskich ligach, nie może narzekać na brak zajęć. Niemiec ściga się na długich torach i realizuje swoją pasję jako tuner silników. Jest wielokrotnym mistrzem Niemiec, zdobył również trofea w rywalizacji drużynowej.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
Zapisał się też w historii Grand Prix Nowej Zelandii w Auckland w 2014 roku. Po trzech seriach startów miał osiem punktów i praktycznie zapewniony udział w półfinałach. W decydującej fazie turnieju znalazł się na drugiej pozycji, mając szansę na pierwszą wygraną w swojej karierze. Na starcie do finału ustawili się: Krzysztof Kasprzak, Fredrik Lindgren, Nicki Pedersen i właśnie Martin Smolinski.
Pole czwarte nie było korzystne dla Niemca, który od początku musiał odrabiać straty. Jednak jego konsekwentna jazda tym samym torem doprowadziła do zmiany sytuacji. Na trzecim okrążeniu wyprzedził Lindgrena, a kluczowym momentem okazał się ostatni wiraż, gdzie, nabierając prędkości przy krawężniku, wyjechał przed Kasprzaka i Pedersena. Zakończył wyścig na pierwszej pozycji. - "Ale jaja" - wykrzyknął rozentuzjazmowany Marian Maślanka. Słowa te do dziś pozostają w pamięci kibiców.
Legenda długiego toru
Żużel w Niemczech nie cieszy się tak dużym zainteresowaniem jak w Polsce, ale zdecydowanie bardziej popularne są wyścigi na długich torach. Na przykład, Grand Prix w Muhldorf przyciągnęło aż osiemnaście tysięcy widzów. Z tego powodu wielu niemieckich żużlowców łączy ściganie na torach klasycznych z Longtrackiem, który dla wielu z nich jest najważniejszą formą rywalizacji. Na długich torach Niemcy mogą pochwalić się wieloma sukcesami, a pierwszymi mistrzami świata z tego kraju byli Wack Hofmeister (1958-1960) oraz Manfred Poschenrieder (1966-1968).
Wielu sportowców podkreśla, że pierwszy złoty medal jest szczególnie cenny. W przypadku Smolinskiego drugi tytuł mistrza świata wydaje się jeszcze bardziej wartościowy, szczególnie po trudnej kontuzji. - Wspaniale było ponownie zostać mistrzem świata. Pokazałem, czego można dokonać po złamaniu biodra i to nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Niemalże z jazdy na wózku inwalidzkim wróciłem na najwyższy stopień podium mistrzostw świata. Wygrałem mistrzostwo po wymianie biodra! - mówił Smolinski w rozmowie z "Speedway Star".
W sezonie 2024 reprezentant Niemiec dorzucił do swojego CV szósty medal mistrzostw świata, z czego trzeci raz został numerem jeden. Ma również trzy srebrne krążki (2012, 2019, 2021).
Poważna kontuzja i powrót na tor
Kariera Martina Smolinskiego nie była wolna od trudnych chwil. Niemiec, przez całą swoją przygodę z czarnym sportem, zaliczył liczne upadki i doznał wielu złamań. Jednak jednym z najpoważniejszych momentów w jego karierze była kontuzja, którą odniósł w 2020 roku podczas treningu na torze w Lipsku. W wyniku groźnego wypadku, w którym uderzył w drewniane elementy bandy, Smolinski złamał staw biodrowy, uszkodził nerwy w okolicach biodra, a także doznał urazu miednicy.
"Martwica kości i związany z nią brak dopływu krwi do głowy kości udowej postępuje niezwykle szybko, zwłaszcza od czasu złapania koronawirusa w lutym. Nie wolno mi było uprawiać żadnego sportu przez pięć tygodni, a później za szybko i za dużo od siebie wymagałem" - pisał w mediach społecznościowych.
Sama operacja, której poddano żużlowca, nie była łatwa i wymagała sporo czasu. Przygotowania do zabiegu trwały dłużej niż przewidywano. Niemiec nie poddał się i wrócił na tor w wielkim stylu, zdobywając 20 punktów w turnieju towarzyskim.
W polskich rozgrywkach ligowych Martin Smolinski występował od 2006 roku, choć miewał krótsze i dłuższe przerwy. Reprezentował kluby z: Rybnika (2006, 2007), Grudziądza (2008), Torunia (2009), Gniezna (2011), Krosna (2013), Lublina (2017), Zielonej Góry (2019) i Landshut (2021-2023). W ubiegłym roku nie podpisał kontraktu w kraju nad Wisłą. Podobnie było w tym oknie transferowym.
- Miałem kilka dobrych ofert, ale po dwudziestu latach pełnoetatowego ścigania i wielu sukcesach, taka forma rywalizacji przestała mi sprawiać taką przyjemność, jak dawniej. Wyjątek stanowi nominacja na rezerwowego i symboliczny występ w Grand Prix Niemiec w Landshut - przyznał żużlowiec w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym".
Realizuje się za to w roli tunera. Jego klientem jest m.in. nowy nabytek Orła Łódź - Robert Chmiel. - Jasne, uważam, że ma dużą wiedzę na temat silników i jest w stanie go zrobić tak, jak zawodnik tego oczekuje. Ostatnio sobie zażyczyłem, że ma być tak oraz tak i faktycznie taki do mnie przyjechał. Potrenowałem na nim i wiem już, na którym torze pojedzie. To jest naprawdę wygodne. Mogę nawet bez prób wsiąść w trakcie meczu na jednostkę, którą od niego otrzymałem i jestem przekonany, że będzie jechała tak, jak chciałem - tłumaczył nam Polak.