Mikkel Michelsen swoją przygodę z ligą polską rozpoczął w Lesznie w 2013 roku, kiedy przez dwa sezony reprezentował barwy miejscowej Fogo Unii. Nie były to lata obfite w solidne zdobycze punktowe, zatem zdecydował się zejść ligę niżej, do Ostrowa, gdzie wykręcił średnią 2,017 pkt./bieg. Wrócił do PGE Ekstraligi w barwach kolejnej Unii, tym razem tarnowskiej.
Znów odbił się od ściany
Michelsen po raz kolejny nie istniał w elicie, co z pewnością, po części, miało wpływ na spadek Jaskółek z ligi. Wszak Duńczyk wystąpił we wszystkich 14 spotkaniach i osiągnął w nich średnią zaledwie 0,950 pkt./bieg. Znów zatem musiał zejść ligę niżej, jednak tym razem został tam na dłużej. W pierwszym sezonie na drugim szczeblu nadal reprezentował barwy Unii i choć spisywał się bardzo dobrze (śr. 2,250), został odstawiony od składu ze względu na konflikty w zespole. Unia wywalczyła awans, lecz Michelsena ze sobą do Ekstraligi nie zabrała.
Do trzech razy sztuka
Tak trafił do gdańskiego Wybrzeża, gdzie stał się częścią kultowej już dla tamtejszych kibiców "Duńskiej Mafii" - wraz z Andersem Thomsenem i Mikkelem Bechiem siali postrach w całej lidze. Jeszcze bardziej podbił swoją średnią i po awansie Motoru Lublin, przywdział kevlar z koziołkiem. Dla obu stron okazał się to strzał w dziesiątkę. Lubelski zespół utrzymał się w PGE Ekstralidze, natomiast Michelsen wykręcił średnią 2,013 pkt/bieg i pozostał już na dobre wśród najlepszych na świecie.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Janowski, Hampel i Cieślak
Znalazł się na zakręcie
Po kilku sezonach bardzo dobrej, bądź nawet świetnej jazdy w barwach Motoru, przeniósł się do częstochowskiego Włókniarza. Ostatnie dwa lata to jednak spory zjazd w dół w PGE Ekstralidze. Teraz przed Duńczykiem nowe otwarcie, bowiem zadebiutuje w barwach KS Apatora Toruń.
- To jest trochę tak, przepraszam za porównanie, jak nabyć dobry, markowy towar w promocji. Czasami zdarza się tak, że zawodnik, który w powszechnej opinii, biorąc pod uwagę jego potencjał sportowy, to, co pokazywał na torze a trzeba powiedzieć, że to była czołówka ligowa, z różnych powodów, zanotował spadek skuteczności. Wtedy taki zawodnik trafia na rynek, żeby coś zmienić, mówiąc w skrócie, potrzebuje resetu - mówi Jacek Frątczak.
Zmieni oblicze tej drużyny?
Apator od kilku lat, mówiąc delikatnie, wypracowuje końcowy wynik ponad stan. Co roku ta drużyna miewa ogromne problemy przez większość sezonu, żeby skończyć z medalem. Czy transfer Michelsena to zmieni?
- To może być transfer, który będzie "gamechangerem". Uważam, że to jest strzał w dziesiątkę. Znając politykę finansową klubu z Torunia wydaje mi się, że Przemysław Termiński zrobił ponadto dobry interes. To będzie zawodnik, który zmieni całkowicie obraz drużyny toruńskiej dlatego, że to jest facet, który ma papiery na bycie liderem. Potencjał jest gigantyczny - kontynuuje.
Motoarena wydaje się "leżeć" Duńczykowi.
Michelsen od powrotu do PGE Ekstraligi prezentuje się na toruńskim owalu bardzo dobrze lub znakomicie. Wystarczy przypomnieć sobie rok 2019, kiedy w meczu, który miał decydować o utrzymaniu, poprowadził Motor Lublin do zwycięstwa, zdobywając w Grodzie Kopernika 14 punktów. Nawet w minionym, słabym, jak na jego możliwości sezonie, zdobył 9 punktów z bonusem. Czy dodając do tego postać Piotra Barona, który potrafi przygotować ten owal tak, by był sprzymierzeńcem miejscowych, otrzymamy receptę na sukces?
- Rzeczywiście, od połowy sezonu tor sprzyjał gospodarzom. Okazałe zwycięstwo w półfinale z Motorem jest najlepszym tego przykładem. Na pewno łatwiej się zawodnikowi odbudowuje formę w momencie, kiedy dany tor czy nawierzchnia są jednymi z jego ulubionych. Tutaj wszystkie czynniki "grają" i wydaje mi się, że Toruń zrobił świetny interes i to na lata - wyjaśnił Frątczak.
Oczekiwania rosną
KS Apator Toruń dwa lata z rzędu zdobywał w PGE Ekstralidze brązowy medal. Po tym transferze apetyty kibiców Aniołów z pewnością są większe. Czy tę drużynę stać na poprawę tych rezultatów i walkę o złoto?
- Pamiętam, w jakich okolicznościach te medale były zdobywane. Toruń dwa razy zdobył ten medal, wchodząc do półfinału jako lucky loser, przegrywając oba mecze ćwierćfinałowe. Trzeba wziąć pod uwagę, że żużel wiąże się przede wszystkim z urazami. W tym wszystkim ważne jest szczęście. Na co tę drużynę stać? Stać na wszystko. Potrzebne jest szczęście, zdrowie. Jeśli to będzie, to na dzień dzisiejszy ta ekipa w niczym nie ustępuje drużynom z Lublina, czy Wrocławia, które traktowane są potencjalnie jako dominatorzy tej ligi. Pojawił się trzeci gracz - zakończył Jacek Frątczak.