Janusz Kołodziej od lat należy do najbardziej widowiskowo jeżdżących zawodników w Polsce i na świecie. Żużlowiec potrafi dokonywać cudów na trasie, a jego szarże są ozdobą każdego meczu, w którym się pojawia. To jednak ma też swoje złe strony, bo jego styl często naraża go na dodatkowe upadki i niebezpieczeństwo kontuzji.
Tylko w minionym sezonie Kołodziej leczył kontuzję kręgosłupa, ręki, a także barku. O ile w PGE Ekstralidze od lat żużlowcy dość mocno dbają o zdrowie swoich rywali, a wśród zawodników panuje nieformalne porozumienie, by w stykowych sytuacjach zostawiać sobie miejsce, a najlepsi żużlowcy doskonale panują nad maszynami, to w Metalkas 2. Ekstralidze sytuacja jest nieco inna. Jednym z tych, którzy sygnalizowali Kołodziejowi takie zagrożenie był choćby jego menedżer, Krzysztof Cegielski.
Nie dość, że większość torów nie jest aż tak gładka jak w elicie, to wielu zawodników nie odpuszcza tam nawet na centymetr. To właśnie z tego powodu pojawienie się tak wybitnego żużlowca jak Kołodziej może jeszcze mocniej zmobilizować rywali do jazdy na granicy zdrowego rozsądku.
- Wiele takich głosów faktycznie się pojawia, ale ja staram się nie brać tego do siebie. Na pewno jednak przygotuję się na taką ewentualność. Zresztą już w tym roku pracowałem podczas rehabilitacji właśnie z myślą o kolejnym sezonie. Na pewno mogą upchać pod kombinezon jeszcze więcej ochraniaczy. Mogę się lepiej przygotować na upadki, żeby wstawać z toru bez urazów - przyznał Kołodziej w Magazynie PGE Ekstraligi na WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent
Zawodnik wciąż rehabilituje się po minionym sezonie, ale kontuzje pozostawiły ślad na jego zdrowiu. O ile pompki może robić bez problemu, to już na przykład pociąganie się na drążku stanowi dla niego spore wyzwanie. Nie powinno to raczej przeszkadzać w skutecznej jeździe na motocyklu.
W przeciwieństwie do sytuacji choćby Tai Woffinden, perypetie zdrowotne nie zmieniły sytuacji Kołodzieja na giełdzie transferowej. Zawodnik tradycyjnie był rozchwytywany.
- Faktycznie w trakcie giełdy transferowej pojawiały się różne oferty, niektóre bardzo konkretne i faktycznie mogę powiedzieć, że transfer na pewno sprawiłby, że warunki finansowe miałbym lepsze. Ja sugerowałem się jednak tym, co czuję i chciałem odpłacić kibicom za spadek. Przed podpisaniem umowy bardzo długo myślałem o wszystkich możliwych opcjach. Wewnętrznie chciałem jednak wciąż być zawodnikiem Fogo Unii Leszno - dodał.
37-latek potwierdził, że najatrakcyjniejsza finansowo oferta pochodziła od... Texom Stali Rzeszów.
- Gdy zobaczyłem ofertę Stali, pomyślałem od razu "wow". Czułem się doceniony. To była najwyższa oferta, jaką dostałem. Mam szacunek do władz tego klubu, że chce im się robić takie rzeczy i widziały mnie w swoim składzie - przyznał wychowanek Unii Tarnów.
Jaka umowa co on gada co on pisze w j Czytaj całość