Henryk Olszak zapisał się złotymi zgłoskami w historii Falubazu Zielona Góra. Na koncie miał m.in. dwa złote medale Drużynowych Mistrzostw Polski (1981, 1982) i jeden brązowy (1979). Dla Falubazu zdobył w sumie 1110,5 punktu. Pod tym względem jest jednym z najskuteczniejszych zawodników w historii klubu.
Był jednym z przedstawicieli złotej generacji Falubazu. Kibice uwielbiali go za styl jazdy i waleczność. Robił wszystko, by jak najlepiej prezentować się na torze. Nie było dla niego straconych pozycji. Dlatego jego śmierć zszokowała wszystkich. Smutne wieści napłynęły 11 czerwca 2021 roku. Miał 63 lata.
"Z ogromnym smutkiem przyjęliśmy informację o śmierci Henryka Olszaka. Jednego z najwybitniejszych wychowanków zielonogórskiego klubu. W imieniu Zarządu, zawodników oraz pracowników Zielonogórskiego Klubu Żużlowego składamy rodzinie i bliskim zmarłego głębokie wyrazy współczucia. Cześć Jego Pamięci!" - przekazano wówczas w mediach społecznościowych Falubazu. Pod postem pojawiła się lawina kondolencji i komentarzy.
ZOBACZ WIDEO: Miał jasną deklarację od Krzysztofa Mrozka. "Takimi zapewnieniami byłem karmiony"
Olszaka fani po prostu uwielbiali. Jeździć z nim lubił rówieśnik, Andrzej Huszcza. - Byliśmy z tego samego rocznika, prawie w tym samym momencie zaczynaliśmy i z nim świetnie się dogadywaliśmy. Poza tym on był dobrym zawodnikiem, z ogromnym talentem. Ogólnie dużo sobie pomagaliśmy i dobrze się nam współpracowało - wspominał.
W ostatnich latach życia Olszak pracował jako kierowca ciężarówki. - Tylko głupi się nie boi, ale gdybym czuł strach, nigdy nie jeździłbym na żużlu. Po zabójstwie kierowcy w Berlinie żona bardziej stresuje się moimi wyjazdami. Jakoś dajemy sobie jednak radę - mówił nam w 2017 roku.
- Jeżdżę po całej Europie. Niemcy, Szwajcaria, Dania. Najdalej w Hiszpanii byłem. Nigdy nie wiem, kiedy wrócę. Czasami to z zazdrością patrzę na niemieckich kierowców, których stać na to, żeby gdzieś przenocować, zjeść jakiś obiad. Ja muszę spać w aucie i samemu gotować sobie jedzenie na postoju - dodawał.
Żużlową karierę zakończył w 1989 roku, ale później pracował jako trener młodzieży. I choć był wyróżniającym się zawodnikiem, to sukcesów indywidualnych nie odnosił zbyt wiele.
- Mogę się pochwalić, że od dziecka miałem smykałkę do jazdy. Pierwszy raz posadzili mnie na motocyklu, jeszcze takim zwykłym, gdy miałem pięć lat. Na pierwszym treningu żużlowym pojechałem ślizgiem i trener się zdziwił. Mówił, że musiałem kiedyś jeździć, bo inaczej bym tego nie zrobił. Po ósmym treningu zdałem licencję, szybko też dostałem się do kadry. Zacząłem jeździć z seniorami. Z Falubazem zdobyłem dwa tytuły - mówił.
Karierę zakończył, bo denerwowało go to, że jak do klubu przychodził nowy motocykl, to dawano go Andrzejowi Huszczy. - Andrzej to była taka cicha woda. Skrzywił się, popłakał i patrzyli na niego inaczej, lepiej. Ja mówiłem, co myślę, i miałem przez to pod górkę. Z czasem musiałem odejść do Gniezna - wspominał Olszak.
Po latach zrozumiał, że "Huszcza mógł być tylko jeden". Ich relacje układały się normalnie i nikt nie miał żalu do drugiego o to, jak potoczyło się życie.
Łukasz Witczyk, dziennikarz WP SportoweFakty