Andrij Karpow w marcu wrócił do ścigania po trzyletniej przerwie, która była konsekwencją bardzo groźnego wypadku i problemów zdrowotnych. Choć wielu nie sądziło, że Ukrainiec znów będzie rywalizował w zawodach, to ten dopiął swego i wrócił do tego, co kochał, czyli do jazdy w lewo. Na co dzień wiele trenował w ojczyźnie, a także uczestniczył w krajowych rozgrywkach. Pojawiał się jednak też poza granicami - w Gdańsku, czy w Stralsundzie.
W sobotę znów zawitał do Polski, bowiem był jednym z uczestników Pucharu MACEC w Świętochłowicach. Należał do grona faworytów imprezy, a na torze udowodnił, że nie bez powodów. W podstawowej fazie zawodów stracił tylko jeden punkt na rzecz Marcela Kowolika. Zawodnikowi Betard Sparty zrewanżował się w wyścigu dodatkowym, który dał mu triumf w całym turnieju.
- Przyjechałem sobie pojeździć, bo przez trzy lata za wiele nie jeździłem, więc fajnie było się tu pościgać - przyznał Karpow w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Woźniak o swoim udziale w walkowerze. Stanowcza reakcja zawodnika
Karpow w polskiej lidze zadebiutował w 2004 roku, kiedy to reprezentując barwy klubu ze Lwowa, występował na najniższym ligowym szczeblu. Później związany był z zespołami z: Równego, Rzeszowa, Gdańska, Rybnika, Grudziądza, Krakowa, Zielonej Góry oraz Krosna.
- Chciałbym jeździć regularnie, gdyby pojawiła się ku temu okazja, to pragnę wrócić, jednakże jest pewien problem z naszą federacją, co spowodowane jest wojną. Bardzo dużo pracy papierkowej trzeba włożyć w to, by móc wyjechać z kraju - skomentował nasz rozmówca.