Obecny sezon jest pełen wyzwań dla Ryszarda Kowalskiego i jego firmy RK Racing. Część zawodników, która dotąd była wierna polskiemu tunerowi, postanowiła sprawdzić sprzęt pochodzący z innych rąk. Dominik Kubera zaczął ścigać się na jednostkach szykowanych przez Michała Marmuszewskiego. Martin Vaculik wygrał GP Polski we Wrocławiu mając w ramie silniki Briana Kargera. Nowych opcji zaczął szukać też Jakub Miśkowiak.
Przy sprzęcie Ryszarda Kowalskiego trwa natoiast Bartosz Zmarzlik, który też wpadł w lekki dołek. Czterokrotny mistrz świata w GP Wielkiej Brytanii w ogóle nie awansował do półfinałów, a później w GP Polski zabrakło go w decydującej gonitwie. Przez to jego przewaga w cyklu SGP zaczęła topnieć. Sytuację zmieniło dopiero GP Łotwy, które Zmarzlik wygrał, choć też musiał mocno się napocić w fazie zasadniczej.
"Zwycięstwo w SGP Łotwy, uczucie ulgi i emocjonalny rollercoaster... Gratulacje dla całego teamu #95 za opanowanie i wykonanie kolejnego kroku do celu" - tak zwycięstwo Zmarzlika w mediach społecznościowych podsumował team Kowalskiego.
ZOBACZ WIDEO: Jednoznaczna odpowiedź Miśkowiaka na temat Włókniarza. Czy klub nadal zalega mu pieniądze?
Polski tuner podkreślił, że ostatnie tygodnie były dla jego firmy "mordercze zarówno fizycznie, jak i przede wszystkim psychicznie". "W naszej firmie pracuje pięć osób. Każdy z nas wkłada całe serce w to, co robi. To nie tylko praca, ale przede wszystkim pasja" - dodał. Zwrócił uwagę na to, że tegoroczna rywalizacja w SGP jest bardzo wyrównana, a mimo to zawodnicy korzystający z silników RK Racing wygrali cztery z dziewięciu rund.
Kowalski w obszernym wpisie po raz kolejny zaatakował media, choć warto przypomnieć, że w lipcu polski tuner przegrał w Sądzie Okręgowym w Toruniu w pierwszej instancji sprawę, jaką wytoczył WP SportoweFakty. Prowadzący sprawę sędzia uznał, że w materiałach prasowych nie zostały naruszone dobra osobiste tunera, a media mają prawo do przeprowadzenia rzetelnej oceny jego pracy. Gdyby przyjąć logikę Kowalskiego, dziennikarze nie mielibi prawa przedstawiać wydarzeń i podejmować się oceny kogokolwiek.
Tuner spod Torunia przyznał też, że w ostatnich tygodniach jego relacje z teamem Zmarzlika były "trudne i burzliwe". Nie powinno to dziwić, bo najlepszy polski żużlowiec w sierpniu testował silniki Petera Johnsa z Wielkiej Brytanii. Doszło do tego przy okazji kwalifikacji do turnieju SGP w Cardiff.
"Wyniki nie były zadowalające, co powodowało frustrację. Jednak koniec końców wspólnie zagryźliśmy zęby, bo przed nami jest cel, do którego razem dążymy. Nasza załoga stawała na rzęsach, zostawała w pracy po godzinach, by znaleźć problem. Niestety lub stety to nadal sport i nie można mieć nad wszystkim kontroli" - tak opisał Kowalski współpracę ze Zmarzlikiem w ostatnim okresie.
W GP Łotwy z silników Ryszarda Kowalskiego korzystali Bartosz Zmarzlik, Andrzej Lebiediew, Maciej Janowski i Jack Holder. Tylko ostatni z nich zaliczył słaby występ, co tylko potwierdziło, że Australijczyk od kilku tygodni szuka formy, co odbija się też na wynikach Orlen Oil Motoru Lublin w PGE Ekstralidze.
Tuner zdradził też, że "pomimo inflacji, wzrostu cen energii i materiałów" nie zmienił cen silników na sezon 2024. Kształtują się one na poziomie 6750 euro netto, co daje ok. 28 900 zł. "W związku z korzystnym kursem euro kwota ta jest niższa niż w minionych sezonach" - dodał.
"Dziękujemy za wszystkie słowa wsparcia, a my wracamy do pracy, aby dobrze przygotować sprzęt na ostatnie turnieje. Dołożymy wszelkich starań, aby wynik był jak najlepszy - pamiętając, że to tylko sport i wszystko może się wydarzyć" - podsumowała ekipa Ryszarda Kowalskiego w swoim wpisie.
Czytaj także:
- Władysław Komarnicki wściekły po meczu Stali. "Przegraliśmy frajersko"
- Kubera otwarcie o problemach Motoru na Motoarenie. "Ja nie narzekam"