Bartosz Zmarzlik w drugim półfinale Grand Prix Polski we Wrocławiu pojawił się pod taśmą w kasku czerwonym. Po swojej prawej stronie miał Patryka Dudka, Mikkela Michelsena i Fredrika Lindgrena. Polak świetnie wystrzelił ze startu, jednak na wyjściu z pierwszego wirażu był już na czwartym miejscu i to dosyć daleko za plecami całej pozostałej trójki.
Chwilę później motocykl mistrza świata odmówił posłuszeństwa. - Spadł łańcuch - wyznał Zmarzlik na antenie TTV.
- Od pierwszego puszczenia sprzęgła nie wiedziałem, czy kontynuować, bo wiedziałem, że nie będzie dało się dojechać. Pokonałem pierwszy wiraż na pół gazu, straszne wibracje motocykla, aż łańcuch spadł całkiem. Chyba coś się musiało przestawić, chyba przystawka główna, bo tak się poluzował, że nie szło jechać - dodał lider klasyfikacji generalnej.
Na trzy rundy przed końcem (Ryga, Vojens, Toruń - dop. red.) Zmarzlik ma 121 punktów i o 15 punktów wyprzedza Roberta Lamberta oraz Fredrika Lindgrena. Jednak wcale sytuacja nie musiała być tak dobra, bo początek zawodów we Wrocławiu to duże problemy Polaka.
- Idealnym podkreśleniem jest to, że oprócz pierwszego biegu było dobrze. Apetyty były duże. Jeszcze trzy rundy przed nami i pełne skupienie - skomentował 29-latek.
Czytaj także:
- Mówi stanowcze "nie" przepisowi o zagranicznym juniorze!
- Zaimponował nowej drużynie oraz kibicom. Świetny powrót Artura Mroczki
ZOBACZ WIDEO: Kościecha o GKM-ie w sezonie 2025. Czy Kacper Pludra zostanie w drużynie?