Żużel. Kapitan Unii opowiada o sytuacji z kibicami. "Dobrze, że wiedział co zaśpiewać"

WP SportoweFakty / Mateusz Jaśkowiak
WP SportoweFakty / Mateusz Jaśkowiak

Fogo Unia Leszno zwyciężyła w pożegnalnym meczu w PGE Ekstralidze. Mało jednak brakowało, a spotkanie z Ebut.pl Stalą Gorzów zostało przerwane po szóstym biegu, gdy kibice "Byków" starli się z ochroną. Na szczęście wtedy pojawił się Grzegorz Zengota.

Fogo Unia Leszno już przed spotkaniem z ebut.pl Stalą Gorzów znała swój los i zdawała sobie sprawę, że to jej ostatni mecz w PGE Ekstralidze. Mimo to "Byki" zaprezentowały się bardzo dobrze, wygrywając bardzo pewnie 53:37. Do szóstego biegu nie było jednak tak kolorowo i zapowiadało się na nie najlepszy koniec, zwieńczony nawet walkowerem, gdy kibice w sektorze FAN starli się z ochroną. Więcej o tym zdarzeniu przeczytasz TUTAJ.

Sytuacja była na tyle poważna, że kibice Fogo Unii Leszno dostali 30 minut na uspokojenie się. To nastąpiło w zasadzie dopiero w ostatniej chwili. Jak opowiada Janusz Kołodziej w parku maszyn mieszczącym się tuż obok najgłośniejszych kibiców "Byków" było czuć ogromny smród. Trzeba to jasno powiedzieć w tym przypadku. Zawodnicy Unii byli bohaterami nie tylko na torze, ale również dzięki nim udało się to spotkanie dokończyć.

- Grodził nam walkower. To akurat Andrzej Lebiediew jako pierwszy zareagował i bardzo dobrze, że to zrobił. Powiedział do nas "chodźcie chłopaki, idziemy uspokoić sytuację, bo będą już jaja na maksa. "Strasznie dawało tym gazem i uciekaliśmy z tych naszych boksów, bo nie dało się oddychać. Nawet gorzowianie uciekli, bo do nich też do doleciało - opowiadał Janusz Kołodziej.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Cierniak, Kędzierski, Lewandowski i Sadowski

Żadne prośby czy groźby spikera nie działały na leszczyńskich kibiców, którzy wciąż odpalali to nowe race. Dopiero interwencja zawodników zadziałała, a przede wszystkim przyśpiewka Grzegorza Zengoty, który zaintonował dobrze znaną wszystkim piosenkę z serialu "Czterej pancerni i pies". Ta sytuacja pokazuje jedynie, jak bardzo szanowany jest "Zengi" w Lesznie, co poskutkowało przedłużeniem kontraktu na następne dwa sezony.

- Bardzo fajnie, że "Zengi" opanował tę sytuację. Mówił do kibiców, żeby uważali i nie robili tak dalej. Na szczęście Grzesiu zna dobre przyśpiewki i wiedział co z kibicami zaśpiewać, żeby ich uspokoić. Szacun dla niego, bo stanął na wysokości zadania - chwalił Janusz Kołodziej swojego kolegę z drużyny.

Ta niemiła sytuacja okazała się jednak bardzo pozytywnym bodźcem dla zawodników Unii, którzy otrząsnęli się po nie najlepszym początku. Do szóstego biegu przegrywali 17:19, a od półgodzinnej przerwy zaczęli w zasadzie swój koncert na "Smoczyku". Grzegorz Zengota nawet dosłownie. Najpierw śpiewając z kibicami, a później zdobywając dziesięć punktów i dwa bonusy. Podobnie jak jego kompan, który dał sygnał, żeby ratować sytuację, czyli Andrzej Lebiediew. Łotysz może pochwalić się jedenastoma "oczkami" i również dwoma bonusami w tym spotkaniu.

Czytaj także:
Zmarzlik też musi umieć przegrywać. Włókniarz za rok może nie mieć tyle szczęścia
Upadek zawodnika Ultrapur Startu. Kevin Fajfer usłyszał diagnozę

Źródło artykułu: WP SportoweFakty