Polacy od początku powstania Speedway of Nations nie są w stanie wywalczyć złotego medalu. Spore nadzieje wiązano z tegoroczną edycją w Manchestrze. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna, wręcz brutalna. Nasi reprezentanci nie tylko nie wywalczyli złota, ale nawet nie stanęli na podium. Zajęli dopiero piątą lokatę, chociażby za Niemcami.
Zarówno Bartosz Zmarzlik, jak i Dominik Kubera zaliczyli w finale wpadki. Ten pierwszy raz wjechał w taśmę, a innym razem przyjechał do mety na ostatniej pozycji. Ten drugi zapisał obok swojego nazwiska dwie "zerówki". Ostatecznie czterokrotny indywidualny mistrz świata zainkasował 11, a jego młodszy kolega 13 punktów.
Szczególnie od tego pierwszego oczekiwano więcej. W końcu to najlepszy żużlowiec świata. Niestety nie był to jego dzień. - Zawody nie ułożyły się po naszej myśli. Mieliśmy duże kłopoty ze znalezieniem odpowiednich ustawień. Po prostu byliśmy słabi - przyznał 29-latek w rozmowie z portalem ekstraliga.pl
ZOBACZ WIDEO: Działacz Apatora zapowiada transfery. "Dwa, trzy głośne nazwiska zmienią kluby"
Zawodnik Orlen Oil Motoru Lublin nie owijał w bawełnę i powiedział wprost, że wprowadzane korekty tak naprawdę nic nie dawały, a czasami nawet pogarszały sprawę. Dodatkowo przez wykluczenie spowodowane dotknięciem taśmy stracił jeden wyścig i praktycznie od nowa musiał poszukać nowych ustawień.
Jego zdaniem sam tor nie był powtarzalny i każdego wieczoru żużlowcy zastawali coś innego. Nie narzeka na jego stan, gdyż był dobrze przygotowany, lecz trudno było mu oraz jemu teamowi się ze wszystkim połapać, aby być na tyle szybkim, by skutecznie powalczyć z najlepszymi.
- Działały mega specyficzne rzeczy, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni. Trzeba było iść wbrew logice. Po wygranym biegu z Duńczykami dokonaliśmy dosłownie minimalnej korekty, żeby lepsza była końcówka prostej, a tu okazało się, że nie było ani startu, ani dystansu - podsumował Bartosz Zmarzlik.
Czytaj także:
- Żużel. Jeden wygrał, a był niezadowolony. Drugi przegrał, a był usatysfakcjonowany
- Żużel. Kanclerz tłumaczy wypożyczenie Curzytka. To nie koniec transferów