Kończący w czwartek 61 lat jeden z pięciu w historii duńskich indywidualnych mistrzów świata na żużlu nigdy nie tracił pogody duchy, mimo że życie od dzieciństwa miał niełatwe. Wychowywał się bez biologicznego ojca, postawił wszystko na sport, a gdy był u szczytu, zepchnęła go z niego paskudna kontuzja. Jan Osvald Pedersen miał niespełna 30 lat, gdy musiał zmienić wszystko, tzn. na dobre zrezygnować z uprawiania ukochanego speedwaya.
Zdobycie przez niego tytułu indywidualnego mistrza świata w 1991 roku na słynnym Ullevi w Goeteborgu nie było raczej uznane za niespodziankę. W końcu był czołową postaci wśród Duńczyków, którzy zdominowali lata 80. Największymi gwiazdami byli trzykrotni wówczas czempioni - Erik Gundersen i Hans Nielsen, lecz także Pedersen czy Tommy Knudsen należeli do wyróżniających się jeźdźców na arenie światowej.
Bohater naszego materiału, który z powodzeniem startował w najsilniejszej wówczas lidze brytyjskiej (jest uznany za legendę Cradley Heath Heathens) w 1986 roku w Chorzowie zdobył srebrny medal IMŚ, ustępując tylko Nielsenowi. Dwa lata później w Vojens przymierzał brązowy, stojąc na podium obok Gundersena i znów Nielsena. Kolekcję uzupełnił po trzech latach, zostając wówczas czwartym po Ole Olsenie i tej właśnie dwójce duńskim mistrzem globu w rywalizacji solowej. Oprócz tego gromadził również najcenniejsze krążki w zmaganiach drużynowych (cztery razy) i parowych (dwa razy), startując dla kadry narodowej.
Wdrapał się na żużlowy szczyt i przy tym był w znakomitym wieku, by dużych osiągnięć mieć jeszcze więcej. Po zakończeniu kariery przez Gundersena po strasznym upadku w roku 1989 w Bradford ciągłość sukcesów w Danii mieli zapewniać właśnie Pedersen i "Profesor z Oxfordu" - Nielsen. Niestety, w momencie gdy Pedersen był panującym mistrzem, uległ poważnemu wypadkowi w Viborgu, doznając w nim kontuzji kręgosłupa. Był maj 1992.
ZOBACZ WIDEO: Kubera z medalem w Grand Prix? Menadżer nie ma wątpliwości
Kontuzja okazała się na tyle poważna i bolesna, że niezwykle lubiany przez kibiców Duńczyk z Middelfart musiał przerwać starty na motocyklu. Podobnie jak pokrzywdzony przez los Gundersen nie obraził się jednak na ukochaną dyscyplinę i od początku starał się być w niej obecny. Był menadżerem, trenerem, komentatorem. Nie porzucił także skrytego marzenia o powrocie na tor. Trwało to prawie 20 lat, ale... udało mu się. Wziął udział w pokazowych imprezach na Wyspach i w ojczyźnie. Ba, odnowił licencję i w 2011 roku wziął nawet udział w spotkaniu ligi duńskiej, zdobywając punkt w trzech startach dla ekipy z Vojens.
Najlepszy żużlowiec świata sprzed 32 lat od początku był idolem Nickiego Pedersena, czyli piątego i ostatniego mistrza z kraju Hamleta. Obu łączy nie tylko nazwisko i niski wzrost, ale też miejscowość Fjelsted, gdzie młodszy z nich zaczynał jazdę w lewo, mogąc podpatrywać uznanego wtedy jego rodaka jeżdżącego dla tamtejszego klubu. A gdy Jan Osvald chciał po wielu latach wsiąść na motocykl, z pomocą przyszedł Nicki, który mu je odsprzedał. Nigdy nie krył tego, że jako mały chłopiec był zafascynowany swoim żużlowym bohaterem.
W 1992 roku, zanim uległ wypadkowi, Jan O. Pedersen zdążył zadebiutować i odjechać dwa mecze w lidze polskiej. Zakontraktował go drugoligowy wtedy ROW Rybnik, którego sponsorem był Roman Niemyjski i należąca do niego firma Jeanette. Bogaty biznesmen chciał odbudować potęgę śląskiego klubu, lecz "pary" starczyło mu na bardzo krótko. W pewnym sensie angaż aktualnego indywidualnego, drużynowego i parowego mistrza świata można było uznać za jego jeden z kaprysów (mówiło się, że mistrz za przyjazd na zawody inkasował zawrotną sumę 10 tysięcy marek). Skończyło się na niespełnionych obietnicach, długach i tym, że rok później biedny ROW jako beniaminek elity z hukiem spadł na jej zaplecze.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Złoty sezon Zmarzlika. Wszystkich zwycięstw pozbawił go Janowski
Pedersen i Masters walczyli w trakcie biegu i... krótko po jego zakończeniu [WIDEO]