Wiadomo już, że od 2024 roku PGE Ekstraliga będzie odpowiadała również za 1. Ligę Żużlową. To przede wszystkim ma wpłynąć na większą profesjonalizację drugiego szczebla rozgrywkowego w Polsce. Honorowy prezes Polskiego Związku Motorowego w naszym programie przyznał, że nie traktuje tego jako kary.
- Temat zarządzania pierwszej ligi przez profesjonalną spółkę pojawiał się jeszcze, gdy byłem prezesem PZM. To nie jest rewolucja, a ewolucja. Zawsze chcieliśmy, żeby po zdobyciu doświadczeń zarządzania Ekstraligą, spółka mogła zarządzać również pierwszą ligą, która będzie w pełni sprofesjonalizowana i myślę, że to jest korzystne dla rozwoju polskiego żużla - stwierdził.
Te zmiany spowodują m.in. przekształcenie klubów pierwszoligowych w spółki akcyjne, co będzie wymagało przestrzegania Kodeksu spółek handlowych. Będzie również potrzebny niezależny audytor, co wpłynie na lepszą kontrolą finansów. Główna Komisja Sportu Żużlowego dalej będzie odpowiadać za regulamin, nie tylko sportowy, ale również, chociażby finansowy czy medyczny. Andrzej Witkowski jednocześnie zaznaczył, że PGE Ekstraliga powinna zostać powiększona.
ZOBACZ WIDEO: Jaimon Lidsey opowiada o swojej przeprowadzce do GKM-u Grudziądz
- Nie stać nas na marnowanie potencjału pierwsze ligi. Biorąc pod uwagę infrastrukturę i zainteresowanie kibiców, moim zdaniem 10 zespołów w elicie jest warunkiem utrzymania wysokiego poziomu żużla w Polsce, a co za tym idzie na świecie. To daje też więcej meczów, a jednocześnie zwiększa szanse, że pojawią się inne ośrodki walczące o Ekstraligę. Tak duże pieniądze powinny być również kierowane do innych klubów - powiedział.
Nie popiera z kolei KSM-u, ponieważ ograniczenia, przez która jakaś drużyna nie będzie mogła mieć najlepszych żużlowców, są błędem. Prawdziwym problemem jest mała liczba adeptów i dlatego skłoniłby się do zmian. - Przy 10 zespołach zastanowiłbym się, czy nie otworzyć jedno miejsce młodzieżowe dla zawodników zagranicznych. Dzięki temu wypełnilibyśmy braki kadrowe, a jednocześnie dali szanse innym krajom - powiedział.
Temat szkolenia zresztą w ostatnim czasie pojawia się coraz częściej w dyskusji publicznej i wiele wskazuje na to, że niedługo może nas czekać kolejny kryzys. Dotyczy on opłat szkoleniowych, które zostały nałożone na polskie kluby, pomimo tego, że część z nich ma wielu wychowanków w zawodach młodzieżowych. Dlatego niektóre już zapowiedziały, że nie zamierzają płacić, co może spowodować niedopuszczenie ich do rozgrywek (Więcej TUTAJ).
- PZM i GKSŻ nie potrzebują teraz konfliktów z klubami. Nieakceptowalne jest, że kluby nie przestrzegają regulaminów, ale jednocześnie nie może być tak, że takie ośrodki jak Unia są karane. Co jeśli one nie zapłacą? Nie przyznamy licencji? Tego potrzebujemy w sporcie żużlowym, po takich sukcesach na arenach międzynarodowych? Natychmiast trzeba usiąść do rozmów. Spotkanie powinno zakończyć się dopiero, jak sytuacja zostanie rozwiązana - zaznaczył Witkowski.
Dodatkowo dalej pozostanie kwestia reprezentacji, gdzie według byłego prezesa PZM pojawia się problem. - Próbujemy szukać analogi pomiędzy piłką nożną i innymi grami zespołowymi a żużlem. To się ma nijak do prawdy. W "czarnym sporcie" są jedne poważne rozgrywki. Raz na trzy lata rozgrywany jest Drużynowy Puchar Świata. Reszta to zawody towarzyskie, które cieszą się małym zainteresowaniem widzów. W jaki sposób wykorzystać potencjał aktualnego zwycięzcy mistrzostw? - zapytał w Magazynie PGE Ekstraligi.
Jego zdaniem o złocie Polaków nie było głośno, ponieważ DPŚ stał się naszą specjalnością, przez co stracił na atrakcyjności. - Można było lepiej wykorzystać ten sukces, ale zawodnicy są tak zajęci, że kończą turniej i natychmiast rozjeżdżają się na inne zawody, dlatego nie można było tej reprezentacji zebrać i pokazać. Teraz jest tyle sukcesów, że Bartosz Zmarzlik wystarcza nam jako gwiazda indywidualna, ale również za cały polski żużel - podsumował Andrzej Witkowski.
Czytaj także:
- Żużel. Dominik Kubera w Grand Prix? 24-latek powiedział o swoich szansach
- Żużel. Kolejarz Rawicz podał powód nałożonej kary. Klub już ją opłacił