W kilka lat stawki poszły w górę nawet o 300 procent. Teraz szykują się... kolejne podwyżki

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski

W Polsce nie ma drugiej ligi sportowej, w której w ostatnich latach doszłoby do aż tak radykalnego wzrostu płac zawodników. Choć większość z nich zarabia 2-3 razy lepiej niż kilka lat temu, to już teraz wszyscy szykują się na... kolejne podwyżki.

Mowa oczywiście o PGE Ekstralidze, która od lat jest najlepszą żużlową ligą na świecie. Żużlowcy już dawno należeli do jednych z najbogatszych sportowców w naszym kraju, ale w ostatnim czasie skala podwyżek jest tak duża, że zaskakuje ich samych.

Najlepszym przykładem jest Anders Thomsen, który jeszcze w 2022 roku dostał za podpis na kontrakcie 350 tysięcy złotych, a jego stawka za punkt wynosiła 4-5 tysięcy złotych. Już rok temu dostał ponad dwukrotną podwyżkę, a w tym roku wcale nie zamierzał się zatrzymać.

Kluby, które były zainteresowane ściągnięciem żużlowca, dostały informację, że chciałby dostać 1,3 mln złotych za podpis na kontrakcie i 12,5 tysiąca złotych za każdy zdobyty punkt. Ostatecznie Duńczyk zgodził się pozostać w ebut.pl Stali Gorzów, ale można jedynie podejrzewać, że gorzowianie musieli zagwarantować mu naprawdę duże pieniądze. Oczywiście przez ten czas poziom sportowy zawodnika nieco się podniósł. W sezonie 2020 zdobywał średnio 1,976 pkt/bieg, a obecnie 2,250 pkt/bieg. Trudno jednak uznać, by wzrost formy uzasadniał tak radykalne podwyżki.

To najbardziej jaskrawy przykład zawodnika, który jeszcze dwa lata temu dostawał z klubu rocznie około 1,1 mln złotych, a w kolejnym sezonie będzie w stanie przekroczyć granicę trzech milionów złotych. Podwyżki na zbliżonym poziomie dostali jednak w ostatnich latach praktycznie wszyscy żużlowcy, a w ramach rozpoczynającej się właśnie giełdy transferowej już słychać, że na tym ich oczekiwania wcale się nie zatrzymały. Kolejne kontrakty znów mają być wyższe od poprzednich nawet o 200-400 tysięcy złotych.

Jeszcze w 2021 roku gwiazdorską stawką wydawało się 500 tysięcy złotych za podpis i 5 tysięcy złotych za punkt. Dziś żadna z gwiazd nie usiądzie do rozmów, jeśli oferta za podpis na kontrakcie nie będzie oscylowała w granicach miliona złotych, a kwota za punkt nie wyniesie 10 tysięcy złotych. Do tego doszły dwa mecze ligowe więcej, co daje szansę na dodatkowy zarobek nawet 300-400 tysięcy złotych. Górna granica to w tej chwili 1,2-1,5 mln złotych za podpis i 12-14 tysięcy złotych za punkt.

ZOBACZ WIDEO: Nicki Pedersen sprzedał jeden z najlepszych silników. Wyjaśnia powody

Wbrew wcześniejszym alarmom, klubów w tym roku nie dotknął kryzys. Uratowały ich przed tym zbliżające się wybory parlamentarne. Spółki Skarbu Państwa tylko w ostatnich kilku miesiącach wpompowały w dyscyplinę rekordowe pieniądze. Siedem z ośmiu klubów PGE ekstraligi może pochwalić się "patronatem" największych państwowych przedsiębiorstw. W sumie ich wsparcie to nawet 10 mln złotych. Te pieniądze nie tylko zabezpieczyły kluby przed falą bankructw, ale jednocześnie zwiększyły apetyt zawodników na kolejne podwyżki.

Karuzela nie dość, że nie zamierza się zatrzymać, to wciąż przyspiesza. Działacze nie mają wyboru, bo brak podwyżek może oznaczać odejście najlepszych żużlowców i walkę o utrzymanie w lidze. Ta - jak pokazuje tegoroczny przykład Fogo Unii Leszno - skutkuje z kolei drastycznym spadkiem zainteresowania kibiców. Kluby są więc w błędnym kole i chcąc nie chcąc muszą podpisywać z zawodnikami kolejne rekordowe kontrakty.

- Gdy na to wszystko patrzę z dystansu, to zastanawiam się, czy to władze klubów nie powinny złożyć do UOKiK podejrzenia zmowy cenowej. Rynek jest wąski, a zawodnicy co roku żądają podwyżek, nieproporcjonalnie dużych do kosztów, które sami ponoszą. Sam zastanawiam się, gdzie jest granica - mówi nam anonimowo jeden z prezesów klubu PGE Ekstraligi.

Podobne zdanie jest w większości ekstraligowych klubów. Klimat do podpisywania wysokich kontraktów wciąż jest jednak dobry, bo wszyscy liczą, że kolejnym zastrzykiem gotówki będą... wybory samorządowe w 2024 roku. Dla większości prezydentów miast, żużlowy klub jest oczkiem w głowie, a jego dobre wyniki gwarancją reelekcji. Władze klubów liczą więc na rekordowe dotacje.

- W pewnym momencie to wszystko musi runąć i niestety pewnie tak będzie. Szczerze mówiąc nie wiem, czy jesteśmy na to przygotowani i z przerażeniem obserwuję, to z jaką łatwością przychodzi wydawanie tak dużych pieniędzy. W innych krajach ligi żużlowe funkcjonują za ułamek pieniędzy wydawanych w Polsce - komentuje były trener reprezentacji Polski, Marek Cieślak.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Niesamowita dramaturgia w hicie 2. LŻ
Kolejne zwycięstwo ROW. Polonia tylko z bonusem

Komentarze (15)
avatar
marbet70
9.07.2023
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
To może prezesi także się zmówią i postawią zaporową sumę? Nigdy tak nie będzie, bo jeden będzie się bał, że drugi go wydyma dając pod stołem większą sumę. Jak dla mnie w tych warunkach tylko K Czytaj całość
avatar
speedwayfan21
9.07.2023
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Bo tylko w naszym kraju zadłużone po uszy samorządy wydają miliony lekką ręką na kluby. Zielona Góra 3 mln na klub w 1 lidze!! do tego jeszcze spółki skarbu państwa dotujące milionami kluby. Wi Czytaj całość
avatar
Ron Jeremy
9.07.2023
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Ciekawe co o tych "wielkich" zarobkach sądzi Darcy , Cegła...i kilku innych byłych ścigantów. Lee już niestety nie odpowie..Dla mnie Oni nigdy nie będą zarabiać za dużo.A to że ktoś zawodnikom Czytaj całość
avatar
SramNaWP
9.07.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
UOKiK właśnie dał kary za ograniczanie konkurencji (limity maks. zarobków zawodników) - 2,9 mln dla PZM i 2,3 mln dla Ekstraligi Żużlowej, a jakiś prezes idiota chce złożyć skargę do UOKiK na z Czytaj całość
avatar
intro
9.07.2023
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
KSM....