Żużel. Po bolesnej porażce play-offy zaczęły im uciekać. "Jechaliśmy przecież najmocniejszym składem"

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Ernest Koza
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Ernest Koza

Grupa Azoty Unia Tarnów uległa na własnym torze Ultrapur Startowi Gniezno 44:46, tracąc prowadzenie w samej końcówce spotkania. Jednym z liderów pokonanych gospodarzy był w tym spotkaniu Ernest Koza, który zgromadził na swoim koncie 10 punktów.

Przegrana w meczu, w którym prowadzi się od drugiego do 13. wyścigu, musi boleć. Nie inaczej było tym razem w Tarnowie, gdzie Grupa Azoty Unia uległa rywalom z Gniezna dopiero w biegach nominowanych. Jak się okazuje, w ekipie Jaskółek wierzono przed tym spotkaniem, że można wygrać je za trzy punkty, odrabiając 16-punktową stratę z Gniezna. Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej brutalna.

- Szczerze mówiąc spodziewałem się lepszego wyniku drużyny. Wiemy, że każdy zawodnik celuje - zwłaszcza w meczach domowych - w te "dwucyfrówki". Naprawdę poświęciliśmy sporo czasu i we wcześniejszym tygodniu jeździliśmy treningi przez dwa dni. Chłopaki również zostali ściągnięci tutaj, np. Matic Ivacic, my Polacy również trenowaliśmy. Dodatkowo przed meczem w piątek też mieliśmy jazdy, praktycznie wszyscy zawodnicy oprócz Rene Bacha. Chcieliśmy wygrać ten mecz, a między sobą rozmawialiśmy o tym, że trzeba byłoby jednak "zgarnąć" nawet ten bonus. Tymczasem w 15. wyścigu przegraliśmy mecz, choć w sumie zaczęło się w 14. - mówił po przegranym spotkaniu z Ultrapur Startem Ernest Koza, w rozmowie z WP SportoweFakty.

Właśnie 14. bieg był kluczowym momentem spotkania. Wówczas to goście, którzy nie pozwolili odskoczyć w całym meczu na więcej niż sześć punktów, wygrywając podwójnie wyszli na pierwsze prowadzenie. Chwilę później Josh Pickering do końca walczył o jeden punkt z Marko Lewiszynem, co zaprocentowało skutecznym atakiem na ostatnich metrach. W tej sytuacji prowadzący w decydującym wyścigu Koza był zaskoczony, że gospodarze zostali bez żadnego punktu meczowego.

ZOBACZ WIDEO: Martin Vaculik o zmianie tunera. "Spełniło się moje marzenie"

Myślał, że drużyna zremisowała

- Gdy jechałem w ostatnim biegu, oglądałem się za siebie, patrzyłem i myślałem, że dobry będzie również ten remis. Gdy natomiast zjeżdżałem do parkingu, okazało się jednak, że przegraliśmy to spotkanie. To na pewno boli. Jest to druga sytuacja, w której prowadziliśmy przez większość meczu i go przegraliśmy, do tego u siebie. Można powiedzieć, że jechaliśmy przecież najmocniejszym składem - dodał nasz rozmówca.

Koza wprawdzie zakończył mecz dwoma pewnymi zwycięstwami, wcześniej jednak zdobył cztery punkty w trzech startach. Czy zatem zmienił coś w trakcie zawodów?

- Tak, ale co mogę więcej powiedzieć… Dobrze, że obroniłem ten wynik w późniejszej fazie, w końcówce tego spotkania i to wszystko - skomentował krótko.

Ernest Koza nie miał powodów do zadowolenia po kolejnym przegranym przez Jaskółki meczu
Ernest Koza nie miał powodów do zadowolenia po kolejnym przegranym przez Jaskółki meczu

Skład był budowany dla lepszych rezultatów

Po niezłym początku sezonu, minimalnej porażce w Opolu i remisie w Rawiczu, nad Grupa Azoty Unią zawisło fatum kolejnych porażek. Ważne punkty straciła ona zwłaszcza przegrywając już trzy spotkania na własnym torze. Czy zatem drużyna ta jest jeszcze w stanie zewrzeć szyki i powalczyć o coś więcej, niż tylko koniec sezonu w sierpniu?

- Wiadomo, że to jest sport. Wszystko jest możliwe. Ten skład i ta drużyna były budowane nie dla takiego wyniku, jaki jest. Szkoda, lecz nie wiem, co więcej można dodać. Play-offy swoją drogą, ale teraz trzeba jakoś honorowo to wszystko wybronić, bo jak tu nawet myśleć o przyszłym sezonie? - pyta Ernest Koza.

Kolejny pojedynek w ramach rozgrywek 2. Ligi Żużlowej czeka Jaskółki 2 lipca w Daugavpils, gdzie zmierzą się z miejscowym Optibet Lokomotivem. Wprawdzie w domowym spotkaniu uległy one rywalom 43:47, lecz strata ta jest na tyle niewielka, że przy dobrym układzie można zgarnąć pełną pulę. Teoretycznie w dobrym wyniku mógłby pomóc fakt, że nawierzchnia toru w Daugavpils podobna jest do tej w Jaskółczym Gnieździe. Według Kozy nie jest to jednak takie proste.

Szkoleniowiec decyduje o wyborze najlepszych

- Oczywiście, tylko nasza jazda na tarnowskim torze jakoś tak średnio do tej pory wygląda. Tak naprawdę wydawało się, że w tym meczu z rywalami z Gniezna jechaliśmy najmocniejszym składem, jaki może być. Wiadomo, że miejsc w zestawieniu meczowym jest mniej niż nas. Rywalizujemy na zawodach i na treningach, po czym trener wybiera najlepszych zawodników, którzy w czasie tych wcześniejszych jazd dobrze wyglądają - zaznaczył.

Na koniec zapytaliśmy Kozę o jego image, który ostatnio wyraźnie się zmienił. Zawodnik bowiem zapuścił wąs, co u niego wcześniej było niespotykane. Czym zatem jest spowodowana ta zmiana i jak długo będzie ona trwała?

- Zawsze chciałem mieć wąs po dziadku, ale zarost mam, jaki mam (uśmiech). Nie wiem jeszcze, czy będzie tak do końca bieżącego sezonu - zakończył rozmowę z WP SportoweFakty Ernest Koza.

Stanisław Wrona, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Jasny cel Andrzeja Lebiediewa. "Lata lecą, a chciałoby się mieć, co wspominać"
Jason Doyle ponownie w ścisłej czołówce w Grand Prix. Zdradził, co mu w tym bardzo pomogło

Komentarze (0)