Żużel. On jest niemożliwy! Czym jeszcze zaskoczy nas Nicki Pedersen?

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

Gdy prześledzi się najnowszą historię Nickiego Pedersena to można się zastanowić z jakiej gliny jest ulepiony, bo na to, co wyprawia Duńczyk nie stać zwykłego śmiertelnika. To zwyczajnie niemożliwe. Pedersen to bezsprzeczny bohater weekendu.

Z Nickim Pedersenem jest tak, że albo się go kocha, albo nienawidzi. Duńczyk ma rzeszę sympatyków, którzy uwielbiają jego bezkompromisową jazdę i zachowanie podczas zawodów. Są też liczni antyfani, którym nie podoba się jego zdecydowana postawa na torze czy wyrzucanie operatora kamery z boksu w parku maszyn.

Żaden jednak szanujący się kibic żużla nie może bagatelizować osiągnięć, a w ostatnim czasie zwłaszcza determinacji Duńczyka. To nie jest bowiem tak, że media zaczęły kreować go na postać heroiczną. On po prostu sam sobie na to zapracował.

Wszyscy doskonale pamiętamy dramat jaki przytrafił się Pedersenowi w zeszłym roku. Tyle co wrócił do ścigania po jednej kontuzji i od razu kolejna kraksa, w wyniku której doznał obszernych urazów (m.in. biodra i nogi). Rehabilitacja trwała kilka miesięcy, a sam zainteresowany przyznał, że była to najpoważniejsza kontuzja w jego karierze. Prognozowano, że to koniec Duńczyka w roli aktywnego zawodnika.

ZOBACZ WIDEO: Darcy Ward: Przez alkohol miewałem braki koncentracji, to kosztowało mnie karierę

Prędzej czy później Nicki Pedersen zakończy karierę, ale zrobi to na swoich warunkach. Choć został już selekcjonerem reprezentacji Danii, w dalszym ciągu ściga się na najwyższym poziomie. I świetnie się przy tym bawi, co pokazała inauguracja PGE Ekstraligi. A przecież przed jej startem tyle zastanawiano się, w jakiej trzykrotny mistrz świata będzie formie bądź czy w ogóle weźmie w niej udział.

Tymczasem on spisał się doskonale. W starciu ZOOleszcz GKM-u Grudziądz, którego został kapitanem, z Tauron Włókniarzem Częstochowa sięgnął po duży komplet punktów (18). Stał się najstarszym zawodnikiem w historii, który dokonał takiego wyczynu w Ekstralidze, ale co najważniejsze z perspektywy grudziądzkich kibiców, uchronił zespół przed porażką. To przede wszystkim dzięki 46-latkowi GKM zremisował 45:45, a on sam był bohaterem ostatniego wyścigu.

W wielkanocną sobotę dobitnie przekonaliśmy się, dlaczego Pedersen to trzykrotny czempion globu. Tego dnia nie był najszybszy na grudziądzkim torze i zdawał sobie z tego sprawę, mówiąc, że rywale go doganiają i nie może im uciec. Kunszt Duńczyka polega jednak na tym, że mimo to potrafił sobie z przeciwnikami dać radę i nie zaznał goryczy porażki.

- Wracamy do gry! - powiedział uradowany do trenera Janusza Ślączki, co zobaczyliśmy w "Kuchni meczu", materiale przygotowanym przez Canal Plus. Wrócił przede wszystkim on, lider z krwi i kości, ale dla niego to nie pierwszyzna. "Pamiętam trudne zawody, gdy w 2009 roku jechaliśmy z Włókniarzem o brązowe medale w Zielonej Górze. Nicki miał poważny upadek, dosłownie leżał krzyżem w szatni, a mimo to zbierał się i jechał dalej. Ma charakter mocnego sportowca. Zawsze to miał i ma" - pisał w swoim felietonie o Pedersenie dla WP SportoweFakty w zeszłym roku Marian Maślanka (tu przeczytasz całość ->>).

W "Kuchni meczu" widzieliśmy też, jak Pedersen wrzeszczał do swoich mechaników lub domagał się ostrzeżenia dla jednego z zawodników rywali. Po spotkaniu był z kolei wyluzowany i uśmiechnięty od ucha do ucha. Taki już bowiem jest Nicki. Wydaje się, że bezwzględny podczas zawodów, zarówno na torze, jak i poza nim. Gdy otwiera się brama do wjazdu na tor, Duńczyk nie uznaje kompromisów. Jest w swoim świecie, w którym liczy się ujrzenie flagi w szachownicę jako pierwszym. Za to w momencie gdy emocje związane z meczem opadają, Nicki staje się zwyczajnym, sympatycznym gościem.

Sobota należała do niego, Nickiego Pedersena
Sobota należała do niego, Nickiego Pedersena

W latach swojej największej hossy (2007 - 2008), gdy zdobywał dwa mistrzowskie tytuły z rzędu i po prostu demolował przeciwników, dorobił się pseudonimów "Power" bądź "Dominator". Teraz coraz częściej przydomki określające Duńczyka to "Terminator" czy "Robocop", bo wraca nawet po koszmarnych urazach i ciągle nas zaskakuje. Ostatniego słowa jeszcze nie powiedział.

Duńczyk to postać charakterna i wyrazista, przedstawiciel starej gwardii z czasów Rickardssona, Golloba, Adamsa czy Crumpa. I czy to się komuś podoba czy nie, czy ktoś lubi Nickiego Pedersena czy wręcz przeciwnie, chwila, w której zakończy karierę będzie dużą stratą dla sportu żużlowego. Oby nastąpiło to jak najpóźniej i oby Pedersen był wtedy w tak wysokiej formie, jak w sobotę. Całokształtem swojego sportowego życia po prostu sobie na to zasłużył.

Mateusz Makuch, WP SportoweFakty

Czytaj również:
- Trener GKM-u po remisie z Włókniarzem. "Wiele musi się u nas zmienić"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty