[tag=78252]
John Titman[/tag] urodził się 26 stycznia 1951 roku w australijskim Brisbane. Żużel był w jego życiu praktycznie od zawsze, bowiem jego ojciec był przyjacielem jednego z promotorów w Rockhampton - Teda Price'a.
Początki ze speedwayem w jego przypadku nie były takie naturalne, jak u większości młodych chłopaków. Pierwsze ściganie to była klubowa rywalizacja na prowizorycznym torze, gdzie ścigano się starymi motocyklami. Titman zdawał sobie sprawę, że skoro żużlowcy dostają pieniądze za jazdę w lewo, to oni nie mogą ciągle się tylko bawić.
Kupił więc używaną ESO 1967 i zaczął jeździć na różnego rodzaju wystawy. Kilka lat później był już zawodowym żużlowcem, który oficjalnie zadebiutował w kwietniu 1968 roku. Marzył wtedy, by ścigać się w Europie i zrobić wielką karierę. Zwieńczoną tytułem mistrza świata.
O pięć procent więcej
I trafił do Europy. W 1972 roku został zawodnikiem Halifax Dukes, a także zadebiutował w reprezentacji narodowej w starciu z brytyjską ekipą. Początki nie należały do najłatwiejszych, o czym wspominał dwa lata temu w wywiadzie udzielonemu WP SportoweFakty.
ZOBACZ Świącik szczerze o Drabiku. "Wykreował swoją osobowość". W tle kulisy transferu do Wrocławia
- Jak na angielskie standardy był to duży tor, ale niezbyt trudny, by się do niego przystosować. Potwierdziły to dobitnie moje pierwsze doświadczenia na torze Wimbledonu, gdzie dwukrotnie wyłamałem płot - przyznał wtedy Titman w rozmowie z Konradem Mazurem, dziennikarzem WP SportoweFakty.
W zespole Książąt spędził dwa lata, by później spróbować swoich sił w: Exeter Falcons (1975-77), Leicester Lions (1978-1981), Hackney Hawks (1982-1983) oraz Wimbledon Dons (1984). Szczególnie dobrze wiodło mu się w sezonach 1977-1979, kiedy to zdobywał średnio ponad osiem punktów na mecz. Nie należał zatem do wybitnych żużlowców ligi brytyjskiej, ale dobrymi wynikami zapracował sobie m.in. na rolę kapitana wśród Lwów z Leicester.
Titman bardzo cenił sobie czas spędzony w Exeter. Ścigał się tam u boku m.in. Ivana Maugera od którego bardzo dużo się nauczył. - Bliżej Ivana poznałem w 1975 roku, bo wcześniej znałem go tylko, jako przeciwnika z Manchesteru. On nauczył mnie jednej ważnej rzeczy. Kiedy jechałem w poniedziałek do Exeter, to byłem tam wcześniej, by przygotować się do meczu. Kiedy mecz był o 19:30, to bus Ivana mógł wjechać do boksu dwadzieścia minut wcześniej, kiedy my już grzaliśmy motocykle. Jego mechanik, Gordon Stobbs rozładowywał sprzęt, on biegł się przebrać i wracał akurat na pierwszy bieg. Nauczyło mnie to, że nie musisz być zorganizowany i gotowy w 100 procentach. Musisz być lepszy od innych o pięć procent. To te detale - dodał Titman na łamach Speedway Stara.
Pięć finałów mistrzostw świata
John Titman, mimo przeciętnych wyników w Wielkiej Brytanii, nie był tylko solidnym seniorem. Czterokrotnie zameldował się w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata - dwukrotnie uczynił to na torach klasycznych oraz tyle samo na długim torze. Ponadto raz został nominowany do startu w mistrzostwach świata par. Wszystkie te starty czynił niemalże w chronologicznej kolejności.
Pierwszy raz do finału IMŚ w klasycznej odmianie żużla dotarł w 1978 roku. Łatwo jednak nie było, bo najpierw trzeba było przejść przez sito eliminacji. Titman zaczął od australijskich, przez interkontynentalne, brytyjskie, aż dotarł na Wembley. 2 września w Londynie wywalczył siedem punktów, co dało mu dziewiąte miejsce. Plecy Australijczyka oglądali tamtego dnia m.in. Marek Cieślak i Anders Michanek.
Dokładnie rok później rozegrano drugi finał z udziałem Titmana. Tym razem areną zmagań był Stadion Śląski w Chorzowie, gdzie Zenon Plech musiał przełknąć gorycz porażki z wielkim Ivanem Maugerem, a brąz odebrał Michael Lee. Nasz dzisiejszy bohater nie poprawił swojego rezultatu, bowiem tym razem wywalczył sześć "oczek", co dało mu dopiero dwunastą lokatę.
- Te finały były dla mnie bardzo denerwujące, a nawet irytujące. Wracając do tego po tylu latach, przypominam sobie, że jeździłem po sto zawodów na sezon. Uważam, że wziąłem zbyt dużo na własne barki. Powinienem był zatrudnić mechaników i kierowców, a ten czas poświęciłbym na treningi i więcej snu. Co się stanie, to się nie odstanie. Pracowałem tyle, ile dałem radę, a pieniędzy zainwestowałem, ile mogłem - dodał w wywiadzie z naszym korespondentem.
Nim jednak najlepsi żużlowcy globu spotkali się na polskiej ziemi, wcześniej Titman rywalizował w parze z Philem Crumpem o medale mistrzostw świata par. Wywalczyli wówczas 19 punktów - trzynaście "oczek" to wynik Crumpa, a sześć Titmana. Do brązowego krążka, który zdobyli Polacy w składzie Edward Jancarz - Zenon Plech zabrakło im punktu. Co ciekawe, byli jedyną parą, która w całych zawodach nie przegrała wyścigu.
To, czego nie udało mu się osiągnąć na klasycznym torze, było poza jego zasięgiem również na długim torze. Tam także dwa razy był w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata, zajmując w 1983 roku w Mariańskich Łaźniach pozycję jedenastą i rok później w Herxiem - dziesiątą. Co ciekawe, w obu tych imprezach niżej od niego sklasyfikowany był Hans Nielsen, a w niemieckim turnieju również Jeremy Doncaster, Ivan Mauger, czy Shawn Moran.
Nadal przy motocyklach
W ubiegłym roku Titman został wprowadzony do Galerii Sław australijskiego żużla. Nadal jest aktywny w sporcie motocyklowym, choć sam już nie jeździ, ale prowadzi swój sklep - John Titman Racing. W swojej ofercie ma wszystko, co jest potrzebne do tego, by zadbać odpowiednio o sprzęt.
Kibice czarnego sportu mogą kojarzyć jego firmę z charakterystycznego logotypu "JTR" na kołach wielu gwiazd speedwaya. Z oferty Titmana w ostatnich latach korzystali m.in. Patryk Dudek, Tai Woffinden, Fredrik Lindgren, Max Fricke, czy też w mistrzowskim dla siebie sezonie 2017 - Jason Doyle.
Czytaj także:
Kiedyś na stadionie bardziej interesowały go ciągniki. Teraz ma być trzecim juniorem faworyta do złota
Kolejny uczeń Darcy'ego Warda z kontraktem w Polsce. Tego żałuje młody Australijczyk