Żużel. Chcą realizować kolejne marzenia. "Naszą jedyną granicą jest niebo"

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Luke Becker na pierwszym planie
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Luke Becker na pierwszym planie

Daniel Bewley był największą gwiazdą ważnego dla Amerykanów wydarzenia, jakim był mecz tamtejszej reprezentacji z drużyną Reszty Świata. To istotny moment dla tamtejszych promotorów i żużlowców.

Żużlowa społeczność Stanów Zjednoczonych bardzo długo czekała na takie wydarzenie. Było one wyjątkowe z kilku względów. Przede wszystkim dlatego, że było to pierwsze od lat oficjalne starcie tamtejszej reprezentacji. Wśród rywali była m.in. gwiazda mistrzostw świata, Daniel Bewley.

Dla menadżera gospodarzy, Steve Evansa, był to początek przygotowań do Speedway of Nations, które zaplanowano na 2024 rok oraz Drużynowy Puchar Świata, który odbędzie się za trzy lata. Do tegorocznej edycji USA się bowiem nie zakwalifikowały.

- Od jakiegoś czasu chcieliśmy, aby nasza drużyna ścigała się u siebie. Można powiedzieć, że brak naszego udziału w mistrzostwach świata był takim katalizatorem, by to zrobić - powiedział Evans w rozmowie ze "Speedway Star".

Gospodarze desygnowali najmocniejszą ekipę, jaką był w stanie menadżer powołać. Przyleciał Luke Becker, pojawili się również Gino Manzares, Max Ruml oraz Broc Nicol i Dillon Ruml. Nie zabrakło weterana amerykańskich torów, Billy'ego Janniro, który w grudniu niespodziewanie zajął drugie miejsce w tamtejszych eliminacjach do Grand Prix.

Przejmująca deklaracja Kudriaszowa. Mówi o oddawaniu pieniędzy ze zbiórki i kosztach leczenia

- Luke i Gino zdobyli najwięcej punktów, Max wygrał decydujący wyścig, przypieczętowując naszą wygraną, z kolei Billy był absolutną "bestią" tam, gdzie było odsypane. Broc z Dillonem pojechali lepiej, niż punktowali - dodał Evans.

Zestawienie menadżera uzupełnił Alex Martin, którego mieliśmy okazję oglądać przy okazji Speedway Ekstraliga Camp. Wielu fanów skrytykowało go za ten wybór. - On będzie naszym reprezentantem podczas eliminacji do SGP2. Zrobił wszystko, czego się po nim spodziewaliśmy. A może nawet i więcej, jak na debiut w reprezentacji. My nie patrzymy na to, co tu i teraz. Patrzymy w perspektywie czteroletniej. A Alex ma duży potencjał - skomentował Steve Evans.

Sukces wydarzenia sprawił, że organizatorzy już myślą o tym, by za rok powtórzyć taką imprezę. Gospodarze już wyciągają wnioski i wiedzą, że pierwszą ze zmian musi być wprowadzenie kolorystyki kasków. - Nasi fani znają rodzimych zawodników po ich stronach. Ale to jest impreza międzynarodowa i musimy zadbać także o kibiców zagranicznych - zauważył Evans.

Amerykanom marzy się, by w przyszłości do ich kraju zawitała któraś z reprezentacji, by zmierzyć się w standardowym meczu międzynarodowym. Przynajmniej na razie plan zakłada jednak ściganie przeciwko drużynie mieszanej.

- Zawsze chcemy zapraszać inne federacje, aby były częścią czegoś takiego. W przyszłości najpewniej jednak będziemy kontynuować motyw drużyny Reszty Świata, choć nie zamykamy się na możliwość ściągnięcia siedmioosobowej drużyny któregoś z krajów. Na pewno będziemy badać różne kierunki, a naszą jedyną granicą jest niebo - skomentował Evans.

Czytaj także:
Bezrobotny Australijczyk ogrywa gwiazdy PGE Ekstraligi
Doczekamy się reprezentanta... Sri Lanki?! "Marzę o tym"

Komentarze (0)