W niedzielę w 14. biegu półfinałowej rywalizacji zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa - Moje Bermudy Stal Gorzów sędzia Piotr Lis z niezrozumiałego powodu zauważył kontakt pomiędzy Patrickiem Hansenem a atakującym go po zewnętrznej Kacprem Woryną i zdecydował się wykluczyć z powtórki Duńczyka. Błąd sędziego był rażący, a biorąc pod uwagę rangę spotkania, mógł przyczynić się do wielkiego skandalu. Ostatecznie osamotniony Szymon Woźniak przegrał jedynie 2:4, a w ostatnim biegu para Bartosz Zmarzlik i Martin Vaculik uratowała nie tylko Stal Gorzów, ale i całą ligę przed gigantyczną kontrowersją.
Na sędziego spadła fala krytyki nie tylko ze strony kibiców, ale także władz PGE Ekstraligi i GKSŻ. Jego wpadka może jednak pomóc na przyszłość innym sędziom.
Okazuje się bowiem, że w nieoficjalnych rozmowach z władzami GKSŻ sędzia Piotr Lis tłumaczył się tym, że postanowił zaufać temu, co widział na żywo. Pierwsze spostrzeżenia po akcji Woryny i Hansena były takie, że to Duńczyk delikatnie wypchnął rywala na zewnętrzną i przyczynił się do jego upadku.
ZOBACZ WIDEO Jack Holder jest problemem Apatora? Termiński o formie Australijczyka
Sędzia oczywiście obejrzał wszystkie powtórki, ale nie rozwiały one jednoznacznie jego wątpliwości, dlatego postanowił zaufać temu, co widział w czasie rzeczywistym na torze i dlatego zdecydował się wykluczyć Hansena. Zdaniem arbitra, przekaz telewizyjny nie oddał dobrze tego, co wydarzyło się na wejściu w drugi łuk.
Ostatecznie do takiej interpretacji nie przychylił się szef sędziów Leszek Demski oraz nikt z członków GKSŻ i PGE Ekstraligi, fanów żużla nawet nie wspominając. Po tym zdarzeniu, władze polskiego żużla po raz kolejny podtrzymały swoje wytyczne, by w razie problemów interpretacyjnych pomiędzy własnymi spostrzeżeniami a tym, co zarejestrowały kamery, sędziowie podejmowali decyzje na podstawie powtórek telewizyjnych. Wtedy nieco łatwiej jest uzasadnić swoje decyzje kibicom żużla, a co za tym idzie, uniknąć ogromnych kontrowersji.
W niedzielę niemal wszyscy fani widzieli na powtórkach telewizyjnych pokładającego się Worynę, który próbując wyprzedzić rywala, trącił go łokciem, a po chwili upadł na tor. Nie ma się więc co dziwić, że decyzję sędziego Lisa uznano za duży błąd.
Czytaj więcej:
Zmarzlik nie dał rywalom żadnych szans
Władze ligi chcą uniknąć skandalu