Żużel. Rewelacyjny Jakub Miśkowiak o swoim występie: To mi się opłaciło [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Jakub Miśkowiak przed Szymonem Woźniakiem
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Jakub Miśkowiak przed Szymonem Woźniakiem

Jakub Miśkowiak poprowadził zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa do zwycięstwa nad Moje Bermudy Stalą Gorzów 50:40. Junior zdobył 15 punktów i był absolutnym bohaterem swojej drużyny. Po zawodach zdradził, co pomogło mu tuż przed meczem.

Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Przede wszystkim gratulacje za tak znakomity występ. Byłeś nie tylko bohaterem Włókniarza, ale też całego spotkania.

Jakub Miśkowiak, zawodnik zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa: Bardzo się cieszę, że wygraliśmy ten mecz. Wszyscy pojechali równo i stąd ten korzystny dla nas wynik. To na pewno powiew optymizmu przed kolejnymi meczami. Ze swojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że czuję się szybki, a kiedy zwyciężam, to nabieram pewności siebie. Wówczas czuję się bardziej pewny swojego sprzętu i wszystkiego co w teamie robimy. Podczas meczu ze Stalą pasowało wszystko - start i jazda na trasie.

Co konkretnie wpłynęło na twoją metamorfozę? Już po Srebrnym Kasku mówiłeś, że znaleźliście coś, czego szukaliście od początku sezonu. Aż tak kluczowy był sprzęt?

Korzystam obecnie z jednej nowej jednostki, drugi silnik mam od startu rozgrywek. W niedzielę jechałem na sprzęcie, którego używałem już tydzień temu w Grudziądzu. Bardzo ważne są ustawienia, a my przez dwa dni intensywnie trenowaliśmy. Dużo poświęciliśmy na dopasowanie i fajnie, że to przyniosło skutki. Trzeba było włożyć w to dużo pracy, bo początek sezonu nie był taki, jakbym chciał. Razem z teamem, moim wujkiem, przepracowaliśmy solidnie miniony okres. Bardzo się cieszę, że to wyszło na dobre.

ZOBACZ WIDEO Dlaczego od kilku lat dominują tory twarde? Janusz Kołodziej o tym, jak zmienił się żużel na przestrzeni lat

Szybkością imponowałeś już na próbie toru. Mówisz, że trenowałeś dwa dni, aby się dopasować. Leon Madsen mówił natomiast, że tor miał wyglądać inaczej, a Bartosz Smektała stwierdził, że jego ustawienia z treningu nie pasowały. To jak to jest, że ty od początku byłeś dopasowany perfekcyjnie, a koledzy musieli szukać?

Zacznę od tego, że zastanawiałem się czy wziąć udział w próbie toru. Stwierdziłem jednak, że się przejadę, bo to zawsze inaczej tak tuż przed meczem. I na dobre mi to wyszło, bo sprawdziłem drugi motocykl, od tego, z którego planowałem korzystać po treningach. Po tej próbie miałem więc dylemat, którą maszynę wybrać, ale ostatecznie wybór był właściwy. Próba toru mi się opłaciła. Co do toru, zawsze on będzie w jakimś stopniu różnić się od tego, co mamy na treningu. Tym bardziej, że upalna pogoda nie sprzyjała przygotowaniu toru w sposób przez nas oczekiwany. Cały dzień tor musiał być pilnowany i odpowiednio polewany. Zadbanie o to nie jest takie proste.

Ósmy wyścig dnia. Ty na czele, a za tobą Martin Vaculik i Bartosz Zmarzlik. Ostatecznie Słowak cię wyprzedził, ale zdradź proszę, co miałeś w głowie wioząc za sobą takie asy?

Fajnie jechało się z przodu, ale cały czas z tyłu głowy miałem to, kto za mną jedzie. Słyszałem ich to z lewej, to z prawej. W końcu Martin Vaculik wjechał w miejsce, które mu zostawiłem. Wszystko było jednak było fair. Cieszę się, że przyjechałem drugi, bo za sobą miałem nie byle kogo, a Bartka Zmarzlika. To dwukrotny mistrz świata i to bardzo cieszy, gdy pokonuje się kogoś takiego.

Twoim zdaniem teraz wskoczyłeś już na taki poziom, że twoja forma będzie w kolejnych meczach ustabilizowana?

To trudno przewidzieć. W niedzielę akurat wszystko fajnie zagrało. Duże znaczenie ma to, ile ma się przerwy między biegami. Czasami w meczach na wyjeździe mam sześć biegów przerwy, a to przecież prawie pół spotkania. W tym czasie tor się zmienia. Tak było choćby w Grudziądzu, gdzie miałem najpierw dwie "trójki".

Czyli tu taki apel do trenera. Jak Kuba Miśkowiak wygrywa, to trzeba kuć żelazo póki gorące.

Tak, jak wszystko gra, to fajnie móc jechać bieg za biegiem. Przynajmniej tak, by w każdej serii zaliczyć chociaż jeden wyścig. Wówczas wiadomo, co się dzieje na torze i jakie zmiany robić przed kolejnymi biegami.

O braku Fredrika Lindgrena dowiedzieliście się pewnie dopiero rano. To was podbudowało czy zdemotywowało? On na torze w Częstochowie w tym roku był akurat mocnym punktem.

Zgadza się, to świetny zawodnik. Otrzymaliśmy taką informację, po której, tak myślę, każdy dał z siebie jeszcze więcej. Dostaliśmy takiego "kopa", aby go godnie zastąpić. Udało nam się to i dobrze, że wygraliśmy.

Pozostaje jednak niedosyt, że do bonusu zabrakło raptem punktu?

Oczywiście, trochę tego szkoda. Przed ostatnim biegiem z niepokojem spoglądałem na to, co się wydarzy i mówiłem do siebie w myślach "byleby tylko nie było 1:5". Cóż, taki jest sport. Poza tym trochę pokrzyżował nam pech Bartka Smektały, który miał dwa defekty. Niemniej jednak wygraliśmy i sądzę, że z tego przede wszystkim trzeba się cieszyć.

Czytaj również:
- Ile potrwa absencja Lindgrena? We Włókniarzu rozkładają ręce
- Inteligentna jazda Oskara Palucha w Częstochowie. "Robię jeszcze dużo błędów"

Źródło artykułu: