Początek spotkania przypominał te poprzednie w wykonaniu podopiecznych Stanisława Burzy, albowiem gospodarze przegrali pierwsze dwa wyścigi podwójnie, dwukrotnie dodatkowo będąc wykluczonymi za dotknięcia taśmy. Pierwszy sygnał do "ataku" dali Oskar Bober w parze z Williamem Drejerem, wygrywając 5:1 czwartą gonitwę. Po 10. biegu Jaskółki odskoczyły jeszcze bardziej i ostatecznie - przy kilku wykluczeniach gości - zwyciężyły różnicą aż 15 punktów (52:37).
- Cieszymy się przede wszystkim z tego, że udało nam się wygrać. Wiemy, jak się jedzie po takich wysokich porażkach, jak ostatnie. Początek spotkania również nie był dla nas łatwy, ponieważ zaczęło się ono bardzo ciężko i trzeba było od razu odrabiać straty. Dodatkowo te zawody bardzo długo się ciągnęły, a gorąca aura także nie była dla nas łaskawa. Ciężko było utrzymać koncentrację, a sam do końca nawet nie wiem, ile trwał ten mecz. Za nami naprawdę ciężki pojedynek. Bardzo cieszymy się z tego, że go wygraliśmy. Po takim wyniku w lepszych humorach wraca się do domu - mówił o wygranej z rzeszowskimi rywalami Oskar Bober, w rozmowie z WP SportoweFakty.
Poza pierwszymi wyścigami, w kolejnych w końcu gospodarze wyglądali dobrze na starcie. Z tym w ostatnich domowych pojedynkach były spore problemy. Czy zatem przed spotkaniem przeprowadzono specjalne treningi, które poprawić miały m.in. ten aspekt i spowodowały, że w końcu tarnowski tor był atutem dla gospodarzy?
ZOBACZ WIDEO Kontuzje w ostatnich dwóch latach zabrały mu walkę o tytuł. Teraz ma plan "krok po kroku"
Ominął rywala, gdy ten nagle stanął
- Może nie będę się wypowiadał na tematy treningowe. Jeśli wygraliśmy ten mecz, to znaczy, że chyba tor nam dosyć pasował - skwitował krótko z uśmiechem nasz rozmówca.
Do dosyć niebezpiecznej sytuacji doszło po ostatnim wyścigu. Na drugim wirażu czwartego okrążenia Pawłowi Miesiącowi nie udało się wyprzedzić Petera Ljunga i chwilę później mocno wyhamował motocykl przed samą metą, gestykulując rękami w stronę wieżyczki sędziowskiej. Najpewniej nie spodobało mu się coś w jeździe doświadczonego Szweda, ale arbiter Jerzy Najwer nie podjął żadnej decyzji. Bardzo blisko za Miesiącem jechał jednak Oskar Bober, którego zaskoczyło zachowanie rywala i omal w niego nie wpadł. Na szczęście tym razem obeszło się bez kolizji.
- Szczerze mówiąc po ostatnim biegu minąłem Pawła Miesiąca dosłownie o pół milimetra. Jechałem za pozostałymi koło za kołem, bo ta ścieżka była najlepsza i nagle musiałem tak zahamować, że chyba nawet gogle mi się na chwilę odsunęły, w momencie, gdy on mi tam stanął. Na szczęście udało mi się go jakoś ominąć i skończyliśmy ten mecz cało i zdrowo - opisał zaistniałą sytuację.
Morale w Jaskółkach odżyły
Kolejne spotkanie ekipa Stanisława Burzy odjedzie w Pile z miejscową Budmax-Stal Polonią. W pierwszym pojedynku między tymi drużynami Unia wygrała 51:39, ale żeby spróbować jeszcze namieszać coś w tabeli 2. Ligi Żużlowej nie będzie mogła ona jechać do Wielkopolski tylko z myślą obronienia punktu bonusowego.
- Po tym zwycięstwie zdajemy sobie sprawę, że może odżyły nadzieje nawet na play-offy. Na pewno pojedziemy do Piły powalczyć, mamy w końcu pełny skład (rozmowa przed informacją o przerwie w startach Tero Aarnio - przyp. red.), więc jesteśmy mocną drużyną. Teraz dołączył do nas młody Duńczyk (William Drejer - przyp. red.), który w tym meczu również zdobył dużo cennych punktów, a do składu wrócił Patryk Rolnicki, zatem można powiedzieć, że trochę morale w zespole odżyły. Zwycięstwo z pewnością również nas nieco podbuduje, więc pojedziemy do Piły w dobrych i przede wszystkim bojowych nastrojach, bo może jeszcze nie wszystko stracone - zaznaczył Bober.
W spotkaniu z Texom Stalą Rzeszów na trybunach Jaskółczego Gniazda zasiadło najwięcej kibiców w tym sezonie. Do zapełnienia stadionu zabrakło nadal sporo, ale ten doping był dla zawodników gospodarzy na pewno ważny.
Były problemy z koncentracją
- Dokładnie tak. Zupełnie inaczej nam się jeździ, gdy ludzi na trybunach jest sporo, tak jak w tym spotkaniu. Ten doping naprawdę jest odczuwalny między biegami, my to wszystko słyszymy w parkingu. Wiadomo, że każdy koncentruje się na wyścigach, ale jednak gdy ta atmosfera jest trochę podgrzana i wszystko bardziej się czuje, to naprawdę dużo lepiej się jeździ, niż wtedy gdy ten stadion siedzi, wygląda jak zamurowany i nic się nie dzieje - podkreślił.
Spotkanie w ramach 75. Derbów Południa trwało ponad trzy godziny, a tym razem z taką jego długością nie miał nic wspólnego deszcz. Pogoda jednak zrobiła swoje, ponieważ przez upały sędzia zarządzał częste polewanie toru, a do tego doszło kilka wykluczeń, upadków i wymiana dwóch segmentów dmuchanej bandy.
- Nie przypominam sobie tak długiego meczu. Szczerze mówiąc, to chyba każde spotkanie w Tarnowie trwa w tym roku długo (śmiech). Nie dość, że pogoda nie pomagała, to były problemy z koncentracją, skupieniem i głową. To nie jest tak, że my sobie siedzimy i czekamy. Każdy się koncentruje i niezwykle trudno jest to utrzymać przez tyle godzin. Był to naprawdę długi mecz i nie przypominam sobie takiego. Kiedyś, gdy jeździłem w młodzieżówkach, co było już dobrych kilka lat temu, to te zawody też potrafiły tyle trwać - podkreślił na koniec rozmowy z WP SportoweFakty Oskar Bober.
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Madsen i 1000 punktów dla Włókniarza. Tudzież czekał na taki moment 40 biegów
Smederna bezlitosna dla Dackarny. Woryna i Zengota przyćmili Janowskiego