Jest jednym z największych pechowców wśród skoczków - w 2005 roku w serii próbnej przed MŚ w Oberstdorfie zaliczył upadek i nie mógł wziąć udziału w konkursie; rok później, dwa tygodnie przed Igrzyskami Olimpijskimi, wykryto u niego przepuklinę, która wymagała operacji, co w ostatniej chwili przekreśliło jego szanse na wyjazd do Turynu. Za 7 miesięcy rozpoczną się mistrzostwa świata w Libercu, mieście oddalonym o 60 kilometrów od rodzinnego miasteczka Antonina. Czy Czech weźmie w nich udział? - Wszystko to są na razie tylko rozważania, ale w listopadzie powinienem być gotów, aby udźwignąć pełne obciążenie. Nie chcę zapeszać, ale wierzę, że w Libercu będę skakać. Mogę obiecać tylko tyle, ze zrobię wszystko, co w mojej mocy - zapewnia Antonin Hajek.
Długie leżenie w łóżku nie jest przyjemne, szczególnie dla profesjonalnego sportowca. Czech wykorzystuje wolny czas na ćwiczenia, spotkania z przyjaciółką, telewizję i komputer. Najwięcej zawdzięcza najbliższym - Dużo pomogła mi rodzina, mama przyjeżdżała do szpitala w Libercu codziennie; a także moja przyjaciółka - Ivana, która świetnie dała radę i dużo mi pomogła i pomaga. Potem też Kuba Jiroutek, który mi nawet znalazł dobrego lekarza, zawdzięczam mu też sporo innych rzeczy. Doceniam to, bo mieć wokół siebie dobrych ludzi, jest naprawdę bardzo ważne.
Ciężki wypadek nie zmienił priorytetów w jego życiu, jednak Czech spoważniał - W tej chwili skoki są znowu na pierwszym miejscu, ale człowiek sobie w takich chwilach uświadamia, że są i ważniejsze rzeczy. Chcę skończyć szkołę i skakać tak długo, jak będzie to możliwe. Marzenia zostawiam dla siebie...