Reprezentant Polski równo jedenaście lat temu (15 lutego 2014 roku) niespodziewanie sięgnął po złoty medal w łyżwiarstwie szybkim na dystansie 1500 metrów. Zbigniew Bródka dokonał rzeczy niemal niemożliwej.
W emocjonującym finale pokonał faworyzowanego Koena Verweija o zaledwie 0,003 sekundy, zapisując się na kartach polskiego sportu. Relację z tego historycznego wyścigu prowadził komentator TVP Piotr Dębowski, którego słowa błyskawicznie przeszły do legendy.
- Jest pierwszy! Matko jedyna, on to zrobił! Ugasił ten olimpijski płomień nadziei rywali! Jejku, 1:45:00, to może być medal, to może być złoto! Boże jedyny, jak on przejechał te ostatnie czterysta metrów? Łapią się inni rywale za głowę. Jejku, jak on jeździ na tych łyżwach, proszę państwa! – krzyczał w trakcie transmisji Dębowski.
ZOBACZ WIDEO: Wykonał sprint przez połowę boiska. Tak pracuje ochroniarz Messiego
Kilka chwil później komentator dodał: – Cóż za emocje, przepraszam za te emocje, ale myślę, że w Polsce państwo teraz szaleją ze szczęścia. Domaniewice, Łowicz, cała Polska wstała z miejsc. Ta końcówka Zbyszka – na tym zakwaszeniu organizmu, z tym bólem mięśni, z tym cierpieniem - mówił wówczas Dębowski.
Polska reprezentacja zdobyła w Soczi cztery złote medale. Dwa "krążki" wywalczył Kamil Stoch, a jeden Justyna Kowalczyk.