Lubsko. Mała miejscowość (ok. 14 tysięcy mieszkańców) przy zachodniej granicy Polski. Spokój, leniwie płynący czas, wręcz nuda. Jak w wielu podobnych miasteczkach. Tak było do 18 września 2017...
Rambo z Lubska
Przed tygodniem dyżurny lokalnego komisariatu odebrał zgłoszenie o rodzinnej awanturze. Godzina 15. Sprawa, jakich dziesiątki. Wysłano patrol. Policjanci zapukali do drzwi, w środku zastali dwóch kłócących się braci, konkubinę jednego z nich wraz z małym dzieckiem. Na początku poprosili o dokumenty. Jeden z braci - znany zapaśnik, reprezentant Polski, medalista mistrzostw kraju, osoba w Lubsku powszechnie znana - odmówił. Ten, który wezwał patrol, pokazał dokumenty. Doszło do słownej sprzeczki z funkcjonariuszami, a potem się zaczęło.
Sportowiec jednemu z policjantów złamał nos, a drugiego mocno poturbował. Zabrał mu pałkę i okładał go na oślep. Sytuacja była coraz groźniejsza. Na miejsce wezwano pięć kolejnych patroli, czyli dziesięciu policjantów. - Erwin I. najprawdopodobniej chciał się oddalić z miejsca zdarzenia, bo przez wezwane posiłki został złapany już na podwórku - mówi WP SportoweFakty rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, Zbigniew Fąfera.
Przed budynkiem doszło do kolejnej konfrontacji. Świadkowie mówią nieoficjalnie, że zapaśnik wpadł w szał, policjanci próbowali go obezwładnić gazem, ale on kolejno ich bił. W lokalnej prasie pojawiło się nawet określenie "Rambo z Lubska". - Panie, bo to tak wyglądało - twierdzi jeden ze świadków, do którego udało nam się dotrzeć. - Był w amoku, myślałem, że ich wszystkich wykończy i ucieknie.
ZOBACZ WIDEO Miłka Raulin chce wejść na Mount Everest
W końcu udało się obezwładnić ważącego ok. 100 kilogramów zapaśnika. - Nie użyto broni palnej - ucina wszelkie spekulacje Fąfera.
Kilku policjantów trafiło do szpitala (złamany nos, liczne rany, otarcia, stłuczenia). Zostali poddani specjalistycznym badaniom. Na całe szczęście żaden z nich nie musiał być dłużej hospitalizowany. Niektórzy poszli na L-4, inni już wrócili do pracy.
Mógł jechać do Tokio
Erwin I. został aresztowany na trzy miesiące. Zbadano go na obecność alkoholu i narkotyków. Wynik? - Czekamy, zazwyczaj to ok. dwóch-trzech tygodni - usłyszeliśmy w prokuraturze. - W połowie października będziemy mieli jasność.
Czy ewentualny wynik pozytywny pomoże sportowcowi? - W żadnym wypadku - twierdzi Fąfera. - To znaczy, że jak ktoś jest pijany, to może bić policjantów i potem liczyć na łagodniejszy wyrok? Przecież to bezsens. Dla mnie sprawa jest bardzo prosta. To była czynna napaść i z artykułu 223 Kodeksu Karnego zatrzymanemu grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Teraz przesłuchujemy świadków i myślę, że zmieścimy się w trzymiesięcznym terminie narzuconym przez ustawę i przekażemy akt oskarżenia do sądu.
W życiu bym nie powiedział, że byłby do tego zdolny
- Rany boskie, przecież to był taki spokojny chłopak - dowiedziałem się w jego pierwszym klubie, UKS ZST Lubsko. - Zaczynał u nas w gimnazjum, potem szlifował swoje umiejętności, kiedy chodził do Zespołu Szkół Technicznych.
- Próbowałem najpierw swoich sił w jiu-jitsu, a potem trafiłem pod opiekę trenera Mirosława Sawickiego i on mi powiedział, że jestem urodzonym wrestlerem - Erwin I. chwalił się kilka lat temu na łamach "Gazety Lubuskiej".
- Jestem pewny, że Erwina zobaczymy na igrzyskach olimpijskich - dodawał w tym samym artykule odkrywca jego talentu.
Z UKS ZST Lubsko zawodnik przeszedł do Agrosu Żary, a jesienią 2016 roku do AZ Supra Brokers Wrocław (klub wywodzący się z sekcji zapaśniczej Śląska Wrocław - przyp. red.). Kariera rozwijała się wzorcowo. Mistrz Polski juniorów, uczestnik mistrzostw Europy i świata w tej kategorii, w końcu medalista mistrzostw Polski seniorów. - Ta opinia o igrzyskach, którą wypowiedział jego pierwszy szkoleniowiec, nie była przesadzona - informuje nas Andrzej Maksymiuk, selekcjoner kadry narodowej seniorów i jednocześnie trener klubowy sportowca. - Erwin był w szerokim składzie reprezentacji Polski "Tokio 2020".
Jest nadal, chociaż... - Jako Polski Związek Zapaśniczy musimy się zastanowić, czy w obecnej sytuacji nie zawiesimy go w prawach zawodnika - usłyszeliśmy z kolei od Marka Wałachowskiego, dyrektora sportowego PZZ. - Wtedy skreślimy go z listy "Tokio 2020". Będziemy o tym wkrótce rozmawiać. A tak na marginesie, ta sprawa mnie zszokowała. Znam Erwina i w życiu bym nie powiedział, że byłby zdolny do czegoś takiego.
Duży, biały miś
- Erwin był takim dużym białym misiem - opinia z jego pierwszego klubu pokrywa się ze słowami Wałachowskiego. - Do przytulenia, pogadania. Przewidywalny, wręcz ślamazarny.
W wieku 20 lat znalazł się w wielkim mieście - Wrocławiu. Może tutaj należy szukać przyczyn? Może uderzyła mu do głowy "sodówka"? - Nie miałem z nim od dwóch lat już praktycznie kontaktu - mówi Przemek, dobry znajomy zapaśnika jeszcze z czasów szkolnych. W związku z atmosferą wokół tej sprawy nie chce podać nazwiska. - Trudno mi powiedzieć.
- Nie - odrzuca taką możliwość Maksymiuk. - Codziennie go widziałem, trenowałem, wyjeżdżaliśmy na wielotygodniowe zgrupowania. Ostatnie w maju 2017, w Giżycku. Ani razu, podkreślam: ani razu, nie byłem świadkiem wybuchu u niego agresji.
- A może interwencja policji była nieprofesjonalna, może tym psikaniem gazem po twarzy wywołali u niego jakiś dziwny stan amoku i dlatego wpadł w szał? - są w Lubsku tacy, którzy się nad tym zastanawiają.
Sprawą pewnie zajmą się odpowiednie służby. Na razie rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Żarach, podkom. Aneta Berestecka na łamach "Gazety Trybunalskiej" przyznała, że sytuacja podczas interwencji była dynamiczna i ciężko jest ją jednoznacznie skomentować. - Sprawie nie pomaga też fakt, że Erwin I. odmówił składania zeznań, z tego, co wiem, to też nie ma obrońcy - dodaje Fąfera.
Mimo że I. jest żołnierzem, to będzie odpowiadał przed cywilnym sądem. - Jako klub na pewno go tak nie zostawimy - informuje Maksymiuk. - Znajdziemy mu obrońcę, spróbujemy wyciągnąć z tych problemów, bo szkoda człowieka. Raz w życiu puściły mu nerwy i ma spędzić kilka lat w więzieniu. Przecież to będzie dla niego koniec. Nie wróci już do normalnego życia.
Jeżeli przyszły obrońca zapaśnika wystąpi o badania psychiatryczne, to... - Nie będziemy oczywiście robili żadnych problemów - przyznaje rzecznik zielonogórskiej prokuratury. - To z pewnością wydłuży okres dochodzenia, ale może rzucić na sprawę nowe światło.
- Może miał problemy życiowe, może wpadł w depresję i dlatego psychika nie wytrzymała. Bo innego wytłumaczenia nie potrafię sobie znaleźć... - znajomy ze szkolnej ławy urywa wypowiedź.
Najbardziej znany mieszkaniec Lubska, sportowiec, którego rodzice pokazywali swoim dzieciom jako wzór człowieka, któremu się udało, który robi wielką karierę, idol młodych adeptów zapasów w całym regionie stanął nad przepaścią. Właściwie już jest w pierwszej fazie spadania. - Zrobię wszystko, aby podać mu rękę - obiecuje Maksymiuk.