Zwalczyć raka sokiem i herbatą. Historia Barry'ego Sheene'a

Getty Images /  Don Morley / Barry Sheene
Getty Images / Don Morley / Barry Sheene

Cal Crutchlow jest pierwszym zawodnikiem z Wielkiej Brytanii, który przewodzi stawce MotoGP od roku 1979. Wtedy na czele mistrzostw znalazł się Barry Sheene. Legenda brytyjskich wyścigów zmarła w ogromnych męczarniach.

W tym artykule dowiesz się o:

Wyścigi motocyklowe cieszą się w Wielkiej Brytanii ogromną popularnością. Rywalizacja w British Superbike transmitowana jest przez tamtejszy Eurosport i dociera do sporej publiczności. Brytyjczycy posiadają też dość gęstą sieć torów.

Jednak mimo takiej infrastruktury, trudno jest im się przebić do czołówki MotoGP. Od kilku lat powody do radości daje im głównie Cal Crutchlow, który dotarł do królewskiej kategorii w dość nietypowy sposób. Nie przechodził przez mniejsze kategorie jak Marc Marquez czy inni zawodnicy, on postawił na brytyjskie Superbike'i i potrzebował kilku lat, by wpasować się w realia MotoGP.

Crutchlow swoje pierwsze wyścigi wygrał w sezonie 2016, nawiązując do legendy Barry'ego Sheene'a. Ostatni sukces w Argentynie sprawił, że 32-latek został liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Po raz ostatni Wielka Brytania miała takie powody do radości w roku 1979, gdy Sheene przewodził stawce.

Sheene bohaterem Wielkiej Brytanii

Sheene dla wielu Brytyjczyków pozostaje bohaterem. Zdobył dwa tytuły mistrza świata - w sezonach 1976-1977. Zmarł przedwcześnie, w roku 2003 przegrał batalię z rakiem żołądka i przełyku.

Sheene był nieszablonowy nie tylko na torze, ale również w życiu. Mógł wygrać walkę z nowotworem, ale odrzucił zalecenia nowoczesnej medycyny. Nie chciał operacji, nie skorzystał z chemioterapii. - Nie pozwolę, by rak stanowił dla mnie jakąkolwiek przeszkodę - mówił wtedy.

O chorobie dowiedział się w połowie 2002 roku. Zaczął mieć problemy z połykaniem jedzenia. Musiał pić dużo wody, aby strawić posiłki. Coraz częściej bolało go gardło. Dlatego udał się do lekarza, ale nie spodziewał się najgorszych wieści. W oczekiwaniu na wyniki badań udał się na Donington Park, gdzie promował wyścigi motocyklowe. Nie wiedział, że wkrótce usłyszy fatalną diagnozę.

- Rzuciłem papierosy przed pięcioma laty. Ironia losu polega na tym, że mój rak w żaden sposób nie jest związany z tym, że paliłem przez bardzo długi okres. Takie jest życie. To się mogło zdarzyć każdemu. Rak to obrzydliwa choroba. Traktuję ją z pogardą i nie zamierzam jej dać zbyt wiele miejsca w moim życiu - powiedział krótko po otrzymaniu wyników badań.

Niekonwencjonalna walka z rakiem

Sheene zaufał austriackiemu uzdrowicielowi, Rudolfowi Breussowi. Napisał on książkę, w której przekonywał, że jego specjalna dieta pomogła wygrać z rakiem 40 tys. pacjentów. Austriak twierdził, że w okresie choroby należy jak najmniej jeść. W ten sposób nowotwór zaczyna "głodować". Organizm nie otrzymuje stałego pożywienia i doprowadza to wymarcia komórek rakowych.

- Nie będę walczyć z rakiem w konwencjonalny sposób. Nie poddam się chemioterapii. Zrezygnuję z jakiejkolwiek chemii. Jak dla mnie, to jest trucizna. A ja nie zamierzam zatruwać swojego organizmu - tłumaczył swoją decyzję brytyjski mistrz.

Sheene, stosując się do zaleceń Breussa, pił jedynie specjalne herbaty ziołowe oraz soki warzywne. Jego kuracja trwała 42 dni i wystarczyła, aby legenda wyścigów motocyklowych bardzo szybko straciła na wadze. Gdy jesienią 2002 roku pojawił się na wyścigu o Grand Prix Australii, wyglądał jak cień człowieka. Valentino Rossi i reszta czołówki z MotoGP mobilizowała go do walki z chorobą. On sam zawierzył swój los Bogowi.

- Jeśli ktokolwiek może mi pomóc w chorobie, to Bóg. Nigdy nie byłem osobą, która chodziła i wymachiwała Biblią wokół. Miałem jednak kilka fatalnych wypadków w swojej karierze i wierzę, że wyszedłem z nich cało właśnie dzięki opiece Boga. To nie jest tylko kwestia szczęścia, że nie zginąłem w wyścigach - mówił Brytyjczyk.

Ból 24 godziny na dobę

Sheene do końca pozostał wierny medycynie alternatywnej. Leczył się w Malezji i Meksyku. W Australii skorzystał z pomocy specjalisty dr Johna Holta. Ten z kolei zastosował u niego specjalną terapię, w trakcie której w jego organizmie blokowany był poziom glukozy.

Później było leczenie falami UHF. Różni się ono od tradycyjnej chemioterapii. Lekarze zajmujący się Sheene'em zapewniali go, że pomoże ono w walce z poziomem glukozy. Bo to właśnie ona daje źródło energii komórkowym rakowym. Dzięki glukozie są one w stanie się dzielić i namnażać.

- Czułem się podczas tych zabiegów, jakbym siedział w mikrofalówce - opowiadał później Sheene.

Według ekspertów, mniej niż 10 proc. ludzi reaguje na leczenie falami UHF. Sheene wierzył, że znajdzie się w tym gronie. Jego pierwszy etap kuracji miał trwać miesiąc. Po nim lekarze mieli stwierdzić, czy widać poprawy i czy warto postawić na drugi etap leczenia.

Pod koniec stycznia 2003 roku usłyszał złe wieści. Eksperymentalna metoda nie podziałała i jej kontynuowanie nie miało sensu. Już wtedy Sheene był w kiepskim stanie, jego problemy spowodowane rakiem żołądka się nasilały. Do końca wierzył jednak w pokonanie choroby. - Nie porzucam nadziei. Nie uważam tej terapii za nieskuteczną. To było coś, czego musiałem spróbować. Nie patrzę na to jako na moją porażkę - twierdził.

Pod koniec lutego pogodził się z losem. - Muszę przyznać, że nie czuję się zbyt dobrze w tej chwili. Po prostu, dotarło do mnie, że jestem chory. Tak naprawdę to ten stan trwa już od listopada. Mogę tylko powiedzieć, że odczuwanie bólu 24 godziny na dobę nie jest czymś przyjemnym - zdradził w ekskluzywnym wywiadzie na łamach "Motorcycle News".

Zmarł 4 marca 2003 roku. Co ciekawe, w latach 80. jego rodzina przeprowadziła się do Australii, bo cieplejszy klimat miał pomóc Brytyjczykowi. Narzekał on bowiem na bóle w stawach, spowodowane kilkoma kontuzjami, które odniósł w trakcie wyścigów. Będąc jednak na sportowej emeryturze, Sheene coraz częściej wracał na Wyspy Brytyjskie, bo zaangażował się tam w promocję wyścigów motocyklowych.

ZOBACZ WIDEO Vital Heynen o Bartoszu Kurku. "To prawdopodobnie najbardziej zmotywowany zawodnik"

Komentarze (0)