Łukasz Kuczera: Fernando Alonso i Jorge Lorenzo, czyli historia dwóch niespełnionych Hiszpanów

Fernando Alonso i Jorge Lorenzo - dwaj mistrzowie z Hiszpanii. Reprezentują inne dyscypliny sportu, ale mają na swoim koncie tytuły mistrzów świata. Obaj muszą też zapoznawać się ze słowem "porażka".

Zacznijmy od Fernando Alonso. Hiszpan ma na swoim koncie dwa tytuły mistrzowskie w Formule 1, wywalczone w latach 2005-2006 w barwach Renault. Wtedy Alonso jawił się w padoku jako potencjalny mistrz na wiele sezonów, wszakże udało mu się przełamać wieloletnią hegemonię Michaela Schumachera i Ferrari. Hiszpański kierowca czuł jednak, że coś w teamie z Enstone dobiega końca i wraz z sezonem 2007 przeniósł się do McLarena. Od tego momentu rozpoczęła się jego passa mniejszych lub większych porażek, która trwa do dziś.

W McLarenie Alonso wytrzymał tylko jeden sezon - w barwach teamu z Woking osiągał dobre wyniki, liczył się w walce o tytuł mistrzowski, ale on sam czuł, że nie jest traktowany na równi z debiutującym w królowej sportów motorowych Lewisem Hamiltonem. Walkę obu tych kierowców wykorzystał Kimi Raikkonen, który we wspomnianym sezonie w ostatnim wyścigu dość niespodziewanie sięgnął po tytuł mistrzowski. Później Alonso postanowił zrobić krok wstecz - wrócił na dwa lata do Renault i czekał na moment, w którym zwolni się miejsce w którymś z czołowych zespołów.

Fernando Alonso ma o czym myśleć.
Fernando Alonso ma o czym myśleć.

I tym sposobem Hiszpan w roku 2010 wylądował w Ferrari. Połączenie najbardziej utytułowanego zespołu i najbardziej utalentowanego spośród jeżdżących obecnie kierowców F1 - to miało być gwarancją sukcesów na wiele lat. Problem w tym, że Włosi nie przewidzieli, iż geniusz Adriana Neweya Adriana Neweya sprawi, iż Formuła 1 zostanie zdominowana na lata przez Sebastiana Vettela i Red Bull Racing. Niemiec zgarnął cztery tytuły mistrzowskie, a Alonso w tym czasie trzykrotnie kończył rywalizację tuż za jego plecami. Na nic zdały się opinie, że Alonso jest lepszym kierowcą, że Vettel odnosi triumfy dzięki świetnemu bolidowi, że gdyby odwrócić role, to Hiszpan miałby cztery kolejne triumfy na swoim koncie. Wynik idzie w świat, a ten nie był w ostatnich latach najlepszy dla Alonso.

Szansą na przełom mógł być sezon 2014. Ogromne zmiany w Formule 1 doprowadziły wprawdzie do spadku formy Red Bulla, ale wpłynęły też negatywnie na Ferrari. Alonso znów daje z siebie wszystko, ale nie ma do dyspozycji najszybszego bolidu, przez co po czterech wyścigach zajmuje trzecią pozycję w klasyfikacji generalnej mistrzostw, ze sporą stratą do prowadzącego Nico Rosberga. W padoku F1 coraz częściej można usłyszeć głosy, iż cierpliwość Alonso do Ferrari dobiega końca. Hiszpan miał odnosić sukcesy wraz z teamem z Maranello, a tymczasem Włosi notują czarną serię - czerwony bolid nie wygrał żadnego z ostatnich siedemnastu wyścigów F1. Tak źle nie było od osiemnastu lat.

Dlatego, choć kontrakt Alonso obowiązuje jeszcze do 2016 roku, w przyszłym sezonie może go zabraknąć we włoskiej stajni. - Nie będę zaskoczony jeśli Fernando zdecyduje się na zmianę zespołu. On jest wciąż u szczytu formy i nie może sobie pozwolić na stratę kolejnych sezonów. Jestem przekonany, że jeśli nadejdzie odpowiednia oferta, to z niej skorzysta - powiedział ostatnio były mistrz świata Mario Andretti. Sytuację Alonso bacznie obserwuje McLaren, który może szukać zastępstwa dla doświadczonego, ale chimerycznego Jensona Buttona. "Nando" na pewno ma twardy orzech do zgryzienia - frustracja brakiem kolejnych zwycięstw będzie rosnąć, ale ostatnie wyniki F1 pokazują, że nawet przenosiny do innego zespołu nie gwarantują sukcesów, bo w przyszłym sezonie siły znowu mogą wywrócić się do góry nogami.

Podobnie prezentuje się sytuacja innego Hiszpana, choć ze świata MotoGP. Jorge Lorenzo ma na swoim koncie dwa tytuły mistrzowskie, wywalczone w latach 2010 i 2012. Jednak w ostatnich miesiącach znajduje się w cieniu swojego rodaka - Marca Marqueza. "MM93" przeszedł do historii jako pierwszy zawodnik, który sięgnął po tytuł mistrzowski w debiutanckim sezonie startów w MotoGP. Oczywiście, w zeszłym roku Lorenzo walczył o tytuł do ostatniego wyścigu i niewiele brakowało, a prześcignąłby Marqueza.

Kluczem do sukcesu okazał się jednak motocykl przygotowany przez Repsol Honda Team, który w zeszłym roku górował nad maszyną przygotowaną przez Movistar Yamaha Team. Podobnie jest w tym sezonie, co pokazały wyścigi w Katarze i USA, gdzie Marquez odniósł dwa zwycięstwa. Z kolei Lorenzo, a także jego partner z zespołu Valentino Rossi, ciągle walczą ze swoimi motocyklami. Yamaha kiepsko współpracuje z nowymi oponami przygotowanymi przez firmę Bridgestone, co przekłada się na wyniku motocyklistów w kwalifikacjach, a następnie w wyścigu. Późniejsza jazda na limicie sprawia, że łatwo o błędy, co Lorenzo pokazał zarówno w Katarze, jak i Stanach Zjednoczonych.

W Katarze hiszpański motocyklista popisał się świetnym startem i objął prowadzenie, ale nie cieszył się z niego za długo. Na jednym z zakrętów popełnił błąd i zaliczył efektowny upadek, po którym jego Yamaha rozpadła się w drobny mak. Jeszcze gorzej było w Austin - były mistrz świata zdekoncentrował się na starcie i wyruszył ze swojego pola o trzy sekundy za wcześnie. - Kiedy przyjechałem na moje pole startowe, miałem mnóstwo komarów na kasku, więc chciałem się ich pozbyć, co mi nieźle zamąciło w głowie. Nie byłem wystarczająco skupiony i kiedy zobaczyłem czerwone światło, to pomyślałem, że wyścig już ruszył, więc puściłem sprzęgło i zaliczyłem lotny start. To był wielki, naprawdę wielki błąd. Jeden z największych, jakie popełniłem w mojej karierze - przyznał Hiszpan po wyścigu.

O ile Lorenzo nie jest sfrustrowany faktem, że przegrywa z Marquezem, o tyle ma świadomość, że dysponuje gorszą maszyną niż jego młodszy rywal. Już po pierwszych testach zimowych Hiszpan podkreślał, że Yamahę i Hondę dzieli spora różnica, że jego team musi zrobić krok do przodu. Po dwóch wyścigach nowego sezonu niewiele się zmieniło w tej kwestii. - W tej chwili ogólnie jesteśmy w tyle za Hondą, więc musimy poprawić swój motocykl - powiedział w Austin.

Czy Jorge Lorenzo przedłuży swój kontrakt z Yamahą?
Czy Jorge Lorenzo przedłuży swój kontrakt z Yamahą?

Smaczku tym wypowiedziom dodaje fakt, że po tym sezonie kończy się kontrakt Lorenzo z Yamahą. W świecie MotoGP pojawiały się już plotki łączące Hiszpana z Ducati, ale też... z Hondą. W tej ekipie wkrótce wygaśnie kontrakt Daniego Pedrosy i zdaniem niektórych, Japończykom zależeć będzie na stworzeniu "dream teamu" w postaci Marqueza i Lorenzo. Czy Hiszpan byłby wtedy na straconej pozycji? Mając tę samą maszynę do dyspozycji, mógłby udowodnić, że jest lepszym motocyklistą niż "MM93". Z drugiej strony, Yamaha niedawno pozyskała sponsora tytularnego w postaci hiszpańskiej firmy Movistar, która z pewnością będzie nalegać, aby Lorenzo pozostał w zespole.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: