Biegaczka została wycofana ze startu w igrzyskach, a następnie nakazano jej powrót na Białoruś. Wszystko po tym, jak w mediach społecznościowych skrytykowała swoich trenerów. Miała im za złe, że ma pobiec w sztafecie 4x400 metrów, o czym wcześniej nie wiedziała i nie była na to przygotowana.
Kryscina Cimanouska obawiała się, że po powrocie na Białoruś będą czekać na nią surowe konsekwencje. Dlatego nie chciała lecieć do ojczyzny i udała się do polskiej ambasady, gdzie dostała wizę humanitarną. Następnie przyleciała do Polski i tu chce ułożyć sobie życie.
Kilka dni po wybuchu skandalu głos zabrał prezydent Alaksandr Łukaszenka. Białoruski dyktator zorganizował w Mińsku konferencję prasową, a jednym z tematów była właśnie sytuacja związana z Cimanouską.
ZOBACZ WIDEO: "Przegraliśmy z mistrzami olimpijskimi". Wygrana Francuzów osładza polską porażkę
- Ona nie działała samodzielnie. Manipulowano nią. Skontaktowała się ze swoimi "koleżkami w Polsce", którzy kazali jej powiedzieć policji, że są z nią agenci KGB - powiedział Łukaszenka, a jego słowa cytuje PAP.
Prezydent Białorusi dodał również, że Cimanouska została wysłana na igrzyska olimpijskie tylko dlatego, że nalegał na to MKOl. Do tego dostała stypendium prezydenckie w wysokości około 1000 euro.
Czytaj także:
Jedna z największych sensacji igrzysk. "To jakby Polacy wygrali Euro"
Adam Kszczot przekazał niepokojące wieści. Zdradził plany na najbliższą przyszłość