Od długiego czasu tenisowa społeczność na całym świecie dyskutuje o tym, jak ciężki dla zawodniczek i zawodników jest terminarz. To jednak sytuacja trudna dla wielu sportowców, bowiem głośno o przeciążeniach mówią również m.in. piłkarze czy siatkarze.
Czołowe tenisistki światowego rankingu WTA w tym sezonie nie mogły pozwolić sobie na grę we wszystkich najważniejszych turniejach. Iga Świątek, Aryna Sabalenka, Jessica Pegula czy Jelena Rybakina musiały mierzyć się z problemami zdrowotnymi, a swoje zrobiło też przemęczenie m.in. w przypadku naszej zawodniczki.
- To widać gołym okiem, że liczba obowiązkowych turniejów ciągle rośnie i to jest moim zdaniem niedorzeczne. Nie tylko w tenisie mamy taką tendencję, widzimy co się dzieje w piłce nożnej, Lidze Mistrzów, wszystko jest powiększane, piłkarze grają co trzy dni, więc to nie jest tylko sprawa tenisa. Wszędzie, gdzie ludzie, którzy kierują danymi federacjami wyczuwają pieniądze, tam niestety liczy się biznes, a nie do końca dobro i zdrowie zawodników - grzmiał były tenisista, a obecnie trener Michał Dembek w rozmowie z WP SportoweFakty.
Tenisistki karane za... odpoczynek
W tym sezonie aktualna wiceliderka rankingu rozegrała już 15 turniejów. W tym czasie wygrała pięć razy, w tym wielkoszlemowy Roland Garros, a do tego zdobyła brązowy medal igrzysk olimpijskich. Wszystko wskazuje na to, że Świątek wystąpi jeszcze w dwóch imprezach. Tymczasem gdyby nie to, że wycofała się z części zmagań, mogłaby zaliczyć najtrudniejszy sezon, jeżeli chodzi o liczbę występów.
ZOBACZ WIDEO: Invest in Szczecin Open za nami. "Najtrudniejsza edycja w historii"
W 2023 roku nasza zawodniczka rywalizowała łącznie w 18 turniejach, a do tego wystąpiła w jednej pokazowej imprezie. Taka sama sytuacja miała miejsce w 2022, a nieco mniej startów zaliczyła trzy lata temu.
Wspomniana liczba nie może dziwić, bo efektem tego były zmiany, do których doszło w 2019 roku. Przypomnijmy, że wówczas zwiększono obowiązkowe występy w turniejach do 14. Dodatkowo najlepsze tenisistki każdego sezonu kończą go rywalizacją w WTA Finals.
Dla porównania, 10 lat wcześniej tenisistki musiały rywalizować w przynajmniej ośmiu turniejach i w ewentualnym WTA Finals. Tyle tylko, że w 2009 roku, kiedy doszło do wspomnianej zmiany, Agnieszka Radwańska wystąpiła w aż... 25 imprezach. Natomiast dla porównania dominatorka tamtejszych czasów Serena Williams rywalizowała w 16 zawodach.
Różnica polega jednak na tym, że zawodniczki miały prawo do własnego wyboru. Obecnie, w 2024 roku różnica jest wręcz kolosalna, ponieważ tenisistki mają bardzo małe pole do własnych decyzji dotyczących kalendarza.
Na ten moment muszą występować obowiązkowo w aż 20 (!) imprezach, a do tego należy mieć jeszcze na uwadze WTA Finals. Była tenisistka Joanna Sakowicz-Kostecka wyliczyła, iż czołówka może rywalizować w turniejach nawet 31 tygodni, czyli mniej więcej siedem-osiem miesięcy.
- Tyle obowiązkowych imprez, to jest duża przesada. Jeszcze rozumiem wszystkie turnieje WTA 1000, natomiast dokładanie tenisistkom z czołowej dziesiątki rankingu obowiązkowych występów w zmaganiach WTA 500 jest moim zdaniem tylko i wyłącznie patrzeniem na własny czubek nosa przez WTA i organizatorów imprez - przyznał Dembek.
- 14 obowiązkowych turniejów z wielkoszlemowymi jest zrozumiałe, ale dodatkowe są dla mnie totalnie niezrozumiałe. Władze WTA powinny wysłuchać głosu zawodniczek, bo naprawdę jest to za dużo. Mimo że zawsze grało się sporo i zawodniczki występują w 18-20 imprezach rocznie, to nigdy nie były do tego zmuszane. Nie jest co prawda tak, iż nie mogą ich odpuścić, jak widzimy Iga Świątek robi to mimo strat w rankingu, natomiast ewidentnie widać, że tenisistki są przemęczone sezonem - dodał.
Były zawodnik, a obecnie trener ma nadzieję, że władze kobiecego tenisa pójdą po rozum do głowy. W końcu doszło teraz do sytuacji, w której trudno myśleć o treningach czy odpoczynku, zwłaszcza w przypadku czołówki.
- Obowiązkowe sześć turniejów WTA 500 trzeba jak najszybciej zmienić. Sezon kończy się w połowie listopada po Pucharze Billie Jean King, a United Cup zaczyna się jeszcze w grudniu. Przerwa jest mała, do tego dochodzą jeszcze pokazówki, tak naprawdę w tenisa można grać przez cały rok. Tak co prawda zawsze było, ale to, że są obowiązkowe turnieje, to jest nowość. W tej dyskusji najważniejsze jest to, żeby zawodniczki nie były zmuszane, miały wybór i mogły bez konsekwencji odpoczywać - wyjaśnił swój punkt widzenia.
To najbardziej martwi go u Świątek
W ostatnim czasie zrobiło się głośno wokół naszej tenisistki. Po tym, jak odpadła w ćwierćfinale wielkoszlemowego US Open, nie oglądaliśmy jej w akcji. Polka podczas rywalizacji w USA nie mówiła nic na temat przerwy od startów. Tymczasem nie zdecydowała się na występ w Seulu, Pekinie czy Tokio.
- Myślę, że Iga jest po prostu zmęczona tym sezonem bardziej mentalnie. Ona podchodzi do tenisa bardzo emocjonalnie i nie ma w tym nic złego, taki ma charakter. Uważam jednak, że po igrzyskach nie jest wypalona, tylko tenis nie sprawia jej już radości pod koniec sezonu. Widać to było, że się mocno męczyła - ocenił nasz rozmówca.
Ostatecznie jednak główny wpływ na decyzję Świątek miało zakończenie współpracy z Tomaszem Wiktorowskim. Jego następcą został Belg Wim Fissette i pod jego wodzą Polka przygotowuje się do startu w WTA Finals. Możliwe również, że wystąpi w finałach Pucharu Billie Jean King, jednak na ten moment jest to niewiadomą.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty