Tegoroczny cykl rozpoczął się jeszcze… w ubiegłym roku, w listopadzie, wyścigami w Dubaju. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich najlepiej radzili sobie Nowozelandczycy i to oni wydawali się murowanymi faworytami do wygranej w kolejnej rundzie, której zresztą byli gospodarzami. I może gdyby zmagania odbywały się gdzie indziej, „All Blacks” odnieśliby drugie zwycięstwo, ale przed własną publicznością zżarła ich presja, a wygraną za punkt honoru postawili sobie również ich odwieczni rywale zza oceanicznej miedzy, czyli Australijczycy.
Właśnie Australia, dowodzona przez Toma Slingsby’ego, nie miała sobie równych w połowie stycznia w Auckland. Gospodarze zawiedli na całej linii, bo z siedmiu wyścigów eliminacyjnych tylko dwukrotnie zdołali wdrapać się na podium, a ponieważ w pozostałych również nie zachwycali, zakończyli zmagania poza pierwszą trójką. Na nowozelandzkich wodach Australijczycy spisywali się wybornie, w eliminacjach aż pięć z siedmiu wyścigów kończyli w czołowej dwójce i nawet fakt, że nie zostali sklasyfikowani w ostatnim eliminatorze, nie przeszkodził im awansować do finału. A w nim Singsby powiódł swoją załogę do bardzo efektownej wygranej, zostawiając za plecami Hiszpanów i Brytyjczyków.
Ci ostatni dzięki drugiemu bardzo solidnemu występowi w tegorocznym cyklu zostali zresztą nowymi liderami klasyfikacji generalnej. Dylan Fletcher i spółka w obu rundach tego sezonu wdrapywali się na podium i choć nie stanęli jeszcze na jego najwyższym stopniu, nie przeszkadza im to liderować całemu SailGP. W czołówce ścisk jest jednak przeogromny, bo tyle samo punktów co Wyspiarze mają Nowozelandczycy, a ekipy Australii i Hiszpanii tracą do nich zaledwie po jednym „oczku”.
Po świetnym występie w Dubaju, w kolejnej rundzie zawiedli Amerykanie, którzy w żadnym z wyścigów nie zajęli miejsca wyższego niż szóste. W Auckland z kolei o bardzo pozytywną niespodziankę pokusili się Włosi, dla który to debiutancki sezon w SailGP. W dziewiczej rundzie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich każdym swoim ruchem na wodzie płacili frycowe, tymczasem niecałe półtora miesiąca później spisywali się wręcz rewelacyjnie. W Nowej Zelandii trzykrotnie zajmowali w eliminacjach miejsce na trzecim stopniu „pudła”. Jeśli Ruggero Tita i spółka będą rozkręcali się w takim tempie, niedługo możemy oglądać ich nawet w jednym z finałów. Włosi na pewno będą szykowali najwyższą formę na swoją domową rundę, ta – w Taranto – jednak dopiero we wrześniu.
Na razie, po zawodach w Australii, cały cykl przeniesie się na zachodnią półkulę, gdzie zaplanowano cztery kolejne rundy – aż trzy w Stanach Zjednoczonych: w Los Angeles, San Francisco i Nowym Jorku, a także jedną w Rio de Janeiro. Po zakończeniu tego epizodu kolejny będzie miał miejsce w Europie – tu najlepsze załogi świata zjawią się w połowie lipca na zawody w Portsmouth.
Na razie jednak wszystkie katamarany przebywają kilka tysięcy kilometrów dalej, gdzie w weekend podejmą kolejną walkę o punkty do klasyfikacji generalnej. Przed rokiem w Sydney Harbour najlepiej spisali się gospodarze. Australijczycy najkorzystniej potrafili wykorzystać silniejszy wiatr i całkiem spore falowanie, wyprzedzając na mecie swoich wielkich rywali z Nowej Zelandii. Podium uzupełniła wówczas Dania, która dopłynęła do finału, w nim nie dane jej było jednak przekroczyć linii mety.
W najbliższy weekend obie załogi z antypodów znów będą należały do grona zdecydowanych faworytów. Jeśli którejś z nich zabraknie w finale będzie to spora niespodzianka. Kto pływającym po swoich wodach osadom może najmocniej pokrzyżować szyki? Na pewno prowadzący w „generalce” Brytyjczycy i ubiegłoroczni triumfatorzy całego cyklu, Hiszpanie. A może z tylnego szeregu wyskoczy ktoś jeszcze?
Plany transmisyjne Sportklubu z SailGP w Australii:
noc z piątku na sobotę (7/8 lutego), godz. 5:00 (na żywo)
noc z soboty na niedzielę (8/9 lutego), godz. 5:00 (na żywo)