Dla niemieckiego skoczka wygrana w cyklu Raw Air byłaby jednym z największych osiągnięć w karierze. Wcześniej w sezonie cieszył się z triumfu w Willingen Five (po raz pierwszy wygrał konkurs Pucharu Świata). Liczył także na dobry występ w Planicy, gdzie odbywały się mistrzostwa świata w lotach. Niestety, jedna próba przekreśliła jego nadzieje.
Przed kwalifikacjami w Trondheim Stephan Leyhe zajmował drugie miejsce w Raw Air, tracąc zaledwie 0,7 pkt do prowadzącego Kamila Stocha. Postanowił zaryzykować. Poleciał zdecydowanie najdalej, bo aż 141,5 metra. Podchodząc do lądowania, spadał z dość dużej wysokości i niestety nie zdołał ustać swojej próby. Tuż po zetknięciu się z podłożem, upadł na zeskok, a podczas całej sytuacji jego lewe kolano nienaturalnie się wygięło.
Podopieczny Stefana Horngachera nie był w stanie opuścić zeskoku o własnych siłach. Pojawiły się przy nim służby medyczne, które przeniosły zawodnika na nosze i skuterem zwiozły go ze skoczni. Został przetransportowany do norweskiego szpitala.
ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"
- Zaskoczyło mnie, że tyle to trwało. Nie rozumiem, dlaczego tyle to trwało. Z drugiej strony, bardzo szkoda Stephana, bo jest w dobrej dyspozycji. Mam nadzieję, że się szybko pozbiera. I liczę na to, by jak najszybciej wrócił – mówił Kamil Stoch w rozmowie z portalem skijumping.pl.
Wieści, które napłynęły ze szpitala, były fatalne dla skoczka. Zerwał on więzadła krzyżowe w kolanie i uszkodził łąkotkę, co wykluczało go z rywalizacji przez następne kilka miesięcy. Przeszedł operację w klinice w Monachium i podkreślił, że chciałby wrócić na mistrzostwa świata w Oberstdorfie.
"Niech już rozpocznie się niespodziewana podróż. Wracam do domu dzięki klinice w Monachium, a przede wszystkim dzięki doktorowi Koehne" – pisał na swoim Instagramie, dodając zdjęcie ze swoim lekarzem.
Skoczek musiał opuścić cały kolejny sezon. Na skocznie wrócić po roku od upadku, przez co ominęły go rozgrywane u siebie mistrzostwa świata. Priorytetem stało się jednak przygotowanie do najważniejszej imprezy czterolecia – igrzysk olimpijskich w Pekinie.
"Od zerwania więzadeł krzyżowych minęło 365 dni, przez które trenowałem inaczej niż zwykle. Przez cały czas miałem na uwadze cel ponownego skakania. W tym tygodniu udało mi się oddać pierwsze skoki! Teraz mój powrót wkracza w nową fazę" – informował zmotywowany w mediach społecznościowych.
Do rywalizacji powrócił podczas Letniego Grand Prix w Wiśle. W pierwszym konkursie nie awansował do drugiej serii, w drugim jednak udało mu się zająć 25. miejsce, co było pozytywnym prognostykiem przed zbliżającym się sezonem zimowym.
- Od ostatnich zawodów minęło szesnaście miesięcy, więc miło znów założyć plastron startowy. Czasami było ciężko, czasami było znośnie, natomiast była to długa droga. Musiałem działać krok po kroku i każdego dnia być w formie. W kontekście Wisły nie miałem konkretnych celów wynikowych. Czołowa "30" to dla mnie dobry wynik. Przez całe lato zamierzam skupiać się na budowaniu dyspozycji na skoczni, zwłaszcza podczas zawodów – komentował swój występ 29-latek dla portalu skijumping.pl. - Nie rywalizowałem od dłuższego czasu, więc nie mierzyłem się z tego typu stresem. Skakanie w zawodach wiąże się z nieco innymi emocjami. Jestem szczęśliwy i dam z siebie wszystko! – dodał.
W obecnym sezonie Niemiec regularnie awansuje do serii finałowej. Najwyżej został sklasyfikowany na szóstej pozycji w Willingen. Podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie zajął 24. miejsce na skoczni normalnej. Z drużyną sięgnął po brąz i jest to jego pierwszy medal zdobyty na najważniejszej imprezie. Skoczek, którego karierę przystopował fatalny upadek, wrócił, by ponownie cieszyć się z radości, jaką dają mu skoki narciarskie.
Czytaj także:
Granerud wesprze Ukrainę. Niesamowity gest skoczka
Austriacy już prawie dopadli Niemców. Zobacz klasyfikację Pucharu Narodów