20 stycznia 2007 roku kibice byli świadkami tragicznego wydarzenia, które rozegrało się na Wielkiej Krokwi. 22-letni wówczas Jan Mazoch zajmował po pierwszej serii wysokie 15. miejsce. Ukończenie rywalizacji na tej pozycji byłoby jego najlepszym wynikiem w karierze. W serii finałowej jednak zamiast walczyć o metry, musiał walczyć o życie.
Czech dostał zielone światło i ruszył. Wysoko wyszedł z progu, po czym jego lewa narta została naciśnięta przez podmuch. Skoczek pochylił się i z prędkością ok. 100 km/h runął na zeskok. Odbił się od niego, a następnie zaczął bezwładnie toczyć się po śniegu. Od początku było wiadome, że upadek był bardzo poważny. Pojawiła się ogromna plama krwi, która powiększała się z każdą chwilą.
- Po wyjściu z progu, kiedy Janek zaczął rozkładać narty w "V", strasznie wykręciło mu lewą nartę. Ona "złapała" powietrze, a Mazoch jej nie utrzymał, nie podciągnął. Narta poszła w dół, on się nie bronił. Jakby nie widział, że popełnił błąd, brnął w to dalej. Za bardzo położył się na nartach. Nie miał szans wyciągnąć ich do góry. Każdy w takiej sytuacji miałby problem, żeby nie upaść. Gdyby zareagował szybciej, może upadek nie byłby aż tak dramatyczny – wspominał to wydarzenie w rozmowie z Eurosportem Adam Małysz. Do Mazocha przybiegli ratownicy i przełożyli nieprzytomnego skoczka na nosze. Został przetransportowany do szpitala.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
Kibice na Wielkiej Krokwi zamarli. Śpiewy ucichły. Swój skok oddało jeszcze czterech zawodników. Ostatecznie finałowa seria została przerwana z powodu silnego wiatru. Za końcowe wyniki uznano rezultaty z pierwszej serii. Wygrał niespodziewanie nikomu nieznany Słoweniec - Rok Urbanc. Nikogo to jednak wtedy nie obchodziło. Każdemu zależało jedynie na tym, by dowiedzieć się, w jakim stanie jest Czech i jakich urazów doznał.
W szpitalu, do którego został przetransportowany skoczek, wykonano tomograf głowy. Wyniki wskazywały na bardzo poważny stan i konieczne było przewiezienie go do szpitala w Krakowie. Tam lekarze potwierdzili, że Mazoch jest w stanie krytycznym i w związku z wystąpieniem obrzękiem mózgu został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Wybudzać zaczęli go dopiero po pięciu dniach. Pierwszą reakcję wykazał, gdy pojawili się przy nim rodzice i powiedzieli do niego "Honza".
- Od samego rana tego feralnego dnia, nie pamiętam dosłownie niczego. Całą sytuację zobaczyłem dopiero w telewizji. Niewiele pamiętam nawet z pobytu w krakowskim szpitalu. Mam przebłyski momentów, kiedy odwiedziła mnie rodzina i jak byłem przewożony do Pragi. Nie ma to związku z chęcią wymazania swojej przeszłości - byłem bardzo mocno poturbowany, zapadłem w stan śpiączki. To jest powód. Dopiero po wszystkim starałem się połączyć kilka momentów i na ich podstawie wspominać wszystko, co wtedy się zdarzyło. To było jak odtwarzanie filmu. Tyle że to ja grałem w nim główną rolę - wspominał skoczek po latach w rozmowie z dziennikarzem WP SportoweFakty, Dawidem Górą. Sześć dni po wybudzeniu ze śpiączki wrócił do Czech i tam kontynuował leczenie.
Latem 2007 roku powrócił do skakania. W sezonie zimowym występował jedynie w Pucharze Kontynentalnym. Najwyżej sklasyfikowany był na dziesiątym miejscu podczas rywalizacji w Kranju. Strach spowodowany upadkiem był jednak zbyt duży. Gdy przychodziły gorsze warunki, pojawiały się czarne myśli. Wiedząc, że nie będzie już w stanie zaryzykować na sto procent, bojąc się powtórki z Zakopanego, w wieku zaledwie 23 lat podjął decyzję o zakończeniu kariery.
- Nic nie było tak samo, jak przed kontuzją. Kiedy na skoczni pogarszały się warunki, skupiałem się tylko na tym, jak silny wieje wiatr. I to wpływało na odległość. Czułem strach, zwątpienie i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie mogę uprawiać tego pięknego sportu. We wrześniu 2008 ogłosiłem zakończenie kariery - mówił w ubiegłym roku w rozmowie z Eurosportem.
- Niczego nie żałuję, stało się i tyle. Nadal odczuwam skutki upadku: boli mnie głowa, mam gorszą koordynację ruchową, szybciej dopada mnie zmęczenie, ale da się z tym żyć. Regularnie przechodzę badania rezonansem magnetycznym. Jestem pod dobrą opieką lekarzy - dodał.
Obecnie Jan Mazoch śledzi skoki jako kibic. Prowadzi działalność charytatywną, która ma na celu wspieranie młodych ludzi z poważną niepełnosprawnością ruchową. Od kilku lat jest również przewodniczącym komisji sportowej we Frensztacie pod Radhoszczem. 36-latek podkreśla jednak, że gdyby ktoś zaproponował mu pracę przy czeskich skokach narciarskich, zastanowiłby się nad tym. Skoczkowie tego państwa nie prezentują dobrej dyspozycji. W trwającym sezonie żadnemu z podopiecznych Vasja Bajc’y nie udało się wywalczyć punktów Pucharu Świata.
Czytaj także:
"To przez ciebie przegrał Małysz". Zdradził, co pisali do niego Polacy
Puchar Świata w Zakopanem bez gwiazd. Oto lista nieobecnych