Dawid Góra: Dawno nie było takiej sytuacji. Turniej Czterech Skoczni bez emocji [OPINIA]

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Kamil Stoch
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Polacy na dobrą sprawę zakończyli udział w Turnieju Czterech Skoczni po pierwszym konkursie. W drugim wiele się nie poprawiło. A do trzeciego przystępujemy... bez zmian. Nie rozumiem takiej decyzji.

Skoro od początku sezonu jest źle. A w Oberstdorfie było wręcz jeszcze gorzej niż w premierowych zawodach, to z czego wynika brak zmian? Zawsze byłem daleki od ferowania wyroków. Szczególnie na odległość. Jednak efektów podejścia sztabu na razie nie widać. Jeśli zobaczę po kolejnych startach, będę pierwszym, który stwierdzi, że Michal Doleżal podjął niepopularną, ale właściwą decyzję.

Na razie jednak progresu nie ma. I nic nie wskazuje na to, aby miał przyjść. Piotr Żyła który wręcz rewelacyjnie skakał na skoczni w Garmisch-Partenkirchen, również nie poradził sobie w konkursie. A więc nawet, kiedy widać, że coś wreszcie drgnęło, wyniki szybko sprowadzają nas na ziemię.

Nawet w przypadku Kamila Stocha, który osiągnął już niemal wszystko. Mógłby już tylko odcinać kupony od swej niewiarygodnej kariery. Ale tego nie robi, bo chce bawić się skokami dalej. Może dołożyć do swojego konta czwarty złoty medal olimpijski? Tymczasem nic nie wychodzi. A co gorsza, z każdej wypowiedzi pokonkursowej naszego mistrza wynika jasno, że nie ma pojęcia dlaczego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa

Adam Małysz podkreśla, kiedy tylko może, że jemu najbardziej pomagał spokojny trening bez konkursowej presji rezultatu. Można stwierdzić, że każdy jest inny i nasza kadra woli skakać w konkursach, a nie w sennej atmosferze treningu. Ale nawet, jeśli to prawda, to nie widać, aby takie rozwiązanie było skuteczne. A co potrafią nasi skoczkowie, wiemy doskonale. Mamy w składzie trzech mistrzów świata. I kilku młodszych skoczków z wielkim potencjałem.

Problem niestety jest szerszy. Bo nie da się dostrzec progresu nawet w Pucharze Kontynentalnym. Co warto podkreślić, Polacy, po połączniu kadr A i B, trenują wspólnie. A teraz także wspólnie nie są w stanie osiągać zadowalających wyników.

Nie sugeruję, że Michal Doleżal jest słabym trenerem. Ale na pewno jest miłym, kulturalnym i życzliwie nastawionym do świata facetem. A przecież są momenty, kiedy trzeba uderzyć pięścią w stół. Właśnie w takim momencie tkwią polskie skoki. Kadra spadła przecież z nieba do piekła. Bo tak można zestawić ubiegły sezon z tym trwającym aktualnie.

I nie chodzi o psucie relacji w sztabie czy całej kadrze. Chodzi o decyzję, która przyniesie zmianę. Choćby była to tylko próba kierowana intuicją. Może nawet odwrócić o 180 stopni sposób przygotowania do konkursów. W skokach takie rozwiązania rzadko się sprawdzają, ale jeśli do tej pory nic nie zadziałało, to trwać w tym samym raczej nie ma sensu.

O 13.30 w poniedziałek kwalifikacje. O tej samej godzinie następnego dnia początek konkursu głównego w Innsbrucku. Konkursu, który utrzyma status quo w polskiej kadrze i sprawi, że znów z pękającymi sercami będziemy patrzeć na bezradność znakomitych polskich skoczków albo udowodni, że wszyscy, którzy chcieli kategorycznych posunięć, mylili się.

Wbrew przekonaniu co do własnych słów trzymam kciuki, aby druga z możliwości się sprawdziła.

Przygnębiający obraz. Tak źle w polskich skokach nie było od dawna >>
Fatalne wyniki polskich skoczków. Sztab zdiagnozował problem? >>

Źródło artykułu: