Góra: Niżny Tagił reklamą skoków nie był. Choć innych reklam było sporo [OPINIA]

PAP/EPA / Na zdjęciu: Piotr Żyła
PAP/EPA / Na zdjęciu: Piotr Żyła

Bardzo słabe skoki Polaków, loteryjność i nieco irytujące bloki reklamowe w TVN. Gdyby nie gigantyczny awans Kamila Stocha w drugiej serii, trudno byłoby znaleźć pozytywy sobotniego popołudnia ze skokami narciarskimi.

Wiatr był jedną z pierwszoplanowych postaci inauguracyjnego konkursu Pucharu Świata w Niżnym Tagile. Nawet Karl Geiger, zwycięzca, przyznał, że trafił na dobre warunki. Nazwał się wręcz szczęściarzem. Nie zmienia to jednak faktu, że dwóch Polaków w drugiej serii to słaby wynik - niezależnie od warunków, które zawsze będą stanowić część tej dyscypliny. Zresztą jej nieprzewidywalność jest generatorem emocji, a te w sporcie są najważniejsze.

Polacy zaczęli od falstartu. I to dość delikatne określenie inauguracji w wykonaniu podopiecznych Michala Doleżala. Kibice mają prawo czuć się zawiedzeni, choć muszą też pamiętać, że pierwszy konkurs zawsze rządzi się swoimi prawami. To, czego szczególnie brakuje Polakom na starcie zimy, to stabilność formy. Piotr Żyła czuł się przecież przed konkursem świetnie. Z bardzo dobrej strony pokazał się w mistrzostwach Polski. Tymczasem w Niżnym Tagile nie zdołał awansować nawet do drugiej serii.

Przed sezonem po cichu liczyłem na to, że Żyła, który w nogach ma ładunek wybuchowy większy od któregokolwiek ze skoczków, wypracuje też stabilizację. Niestety, znów trzeba zaczekać. Oby nie za długo.

Kubacki znakomicie skoczył w pierwszej odsłonie zawodów, w drugiej zaś znacznie słabiej. Stoch odwrotnie. Trzykrotny mistrz olimpijski jednak nie tyle poprawił się w drugim skoku, co wręcz zaprezentował eksplozję w powietrzu. Energiczne wyjście z progu i lot na odległość w czasie, kiedy warunki wcale nie były przesadnie sprzyjające, to dowód na to, że Polaka stać na wiele w tym sezonie. I choć akurat on nie musi nam już niczego udowadniać, to jego głód skakania może nas jeszcze doprowadzić do kibicowskiej ekstazy. To mistrz równowagi w dyspozycji, mistrz powtarzalności. Wystarczy więc wypracować automat, którym przejdzie przez większość sezonu. To niełatwe, ale kto, jeśli nie on, miałby tego dokonać?

Ale to dopiero początek. Odpowiedzi ws. formy zawodników, nie tylko tych z polskiej kadry, poznamy dopiero, kiedy nowy sezon okrzepnie. A skoczkowie wraz z nim. Myślę, że już konkursy w Wiśle czy Klingenthal dadzą bardziej miarodajne odpowiedzi.

Czas na poprawki jeszcze więc jest. TVN jednak już go tyle nie ma. Najgorsze wrażenie (właściwie jedyne złe) zrobiły bloki reklamowe zaserwowane telewidzom przez stację. Szczególnie ten w środku pierwszej serii. Nie wiem, jak wyglądają umowy z reklamodawcami, ale mogę się domyślać, że to raczej nie ulegnie zmianie. W pierwszej serii zawsze jest krótka przerwa. Wtedy realizator prezentuje aktualną klasyfikację zawodów. Kibice jednak tego nie zobaczyli, bo włączono reklamy.

Stacja komercyjna musi się rządzić swoimi prawami. Może uda się nam to, prędzej czy później, przełknąć bez niesmaku. Trzeba się przyzwyczaić

Brakowało mi też wypowiedzi ekspertów w przerwie między seriami - Apoloniusza Tajnera, Adama Małysza, czyli postaci nam doskonale znanych, ale przecież także niekwestionowanych ikon tego sportu w Polsce. Szczególnie mam na myśli obecnego dyrektora sportowego w Polskim Związku Narciarskim.

I do niczego poza tym, jeśli chodzi o transmisję w TVN, nie można się przyczepić. Pełna profeska. Jednak nie bez powodu przypomniał mi się stary żart, który często dotyczył raczej innej stacji telewizyjnej: "Taki piękny blok reklamowy programem przerwali...".

ZOBACZ WIDEO: TVN przejął skoki. Tajner: Nie będę w studiu

Źródło artykułu: