[b]
Z Oberstdorfu - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]
Ten wieczór miał być do bólu przewidywalnym, nudnawym kinem obyczajowym - konkursem bez historii, zakończonym pewnym zwycięstwem Halvora Egnera Graneruda. Zamiast tego był świetną sensacyjną komedią, równie zabawną, co wzruszającą. A jej główny bohater okazał się gościem, który kradnie każdą scenę.
Sensacyjny mistrz świata Piotr Żyła odgrywając swoją sobotnią rolę wzorował się chyba na specjaliście od ekranowej nadekspresji Jimie Carrey'u. Pierwszy okrzyk radości wydał z siebie już po pierwszym skoku konkursowym. Tym na 105,5 metra, który dał mu prowadzenie.
Wtedy było już widać, że coś się święci, bo ten zazwyczaj i tak pełen wigoru człowiek miał w sobie tyle energii, co wszechświat na kilka chwil przed wielkim wybuchem. Kiedy podszedł do niego Adam Małysz, Żyła wyskoczył do swojego krajana z Wisły z wypiętą klatą.
ZOBACZ WIDEO: Oberstdorf 2021. Zwykła maseczka na MŚ nie wystarczy. "To jest wymóg konieczny"
- Ja chciałem mu przybić piątkę, a sami widzieliście, jak na mnie hipnął - śmiał się Małysz. Tłumaczył, że Żyła zachowuje się tak, kiedy jest "nabuzowany" - wygłupy pozwalają mu spuścić trochę pary. W sobotę tej pary było jednak dość, by napędzić całą flotę parostatków.
Na kolejny ryk na całe gardło wesołka z Wisły nie trzeba było długo czekać. Do jego próby w drugiej serii. Tej po złoty medal. Po chwili oczekiwania na oficjalne wyniki największy świr skoków narciarskich znowu się wydzierał, do tego w radosnym uniesieniu rzucił się na śnieg. Kamil Stoch i Dawid Kubacki, koledzy z kadry, których nie raz nosił na ramionach po ich wielkich osiągnięciach, tym razem nosili jego.
- Jestem w szoku - mówił nam po zawodach trener Polaków Michal Doleżal. - Wiemy, na co stać Piotra, ale dziś zrobił coś niezwykłego. Super, brakuje mi słów - dodał. Czech ma bardzo duży wkład w ten sukces. Jeszcze w piątek Żyła skakał w Oberstdorfie przeciętnie. Kto wie, na którym miejscu skończyłby konkurs, gdyby nie długa rozmowa, którą odbył z Doleżalem w przeddzień zawodów. Wygadał się, wyluzował. I w sobotę od samego rana czuł, że to będzie jego dzień.
Gdy już jako mistrz świata szedł na dekorację kwiatową, był tak zakręcony, że zapomniał maseczki. Szybko przyniósł mu ją Kubacki. "Pieter" nie byłby jednak sobą, gdyby przed założeniem maski raz jeszcze nie krzyknął w niebo ile sił w płucach.
Po dekoracji - pielgrzymka z wywiadami. Długa, bo tego wieczoru z wiślaninem chciał porozmawiać każdy. Samym tylko polskim telewizjom wywiadów udzielił co najmniej trzech. A stawał też przed kilkoma kamerami dziennikarzy z Niemiec czy Norwegii.
Między tymi rozmowami były gratulacje. Od wszystkich. Od wielkiego faworyta Graneruda, który skończył na czwartym miejscu, ale potrafił zachować się z klasą. Z podniesioną głową uścisnął Polakowi dłoń i powiedział mu kilka słów, zapewne bardzo miłych.
Gratulacje od prowadzącego Niemców Stefana Horngachera były bardzo serdeczne. Austriak energicznie złapał Żyłę za przedramię, poklepał go po plecach i rozmawiał z nim przez dłuższą chwilę. Co mówił? - Że kurczak-system działa. A co to jest? To już wiem ja i Stefan też. I Michal Doleżal - opowiadał potem mistrz świata. Najbardziej podobały mu się jednak gratulacje od Markusa Eisenbichlera. Bo razem z Niemcem mógł sobie raz jeszcze pokrzyczeć.
W zagranicznych telewizjach "Pieter" powtarzał te same słowa: - Jestem szczęśliwy, a mój klucz do sukcesu to dwie rzeczy - dobra praca i zabawa na skoczni. W sobotę w Oberstdorfie bawiłem się doskonale.
Jakże inny był to Żyła od tego, który na MŚ w Lahti wywalczył brąz. Wtedy nieobecny, oszołomiony, długo nie był w stanie wydusić z siebie dwóch sensownych zdań. Teraz przypominał hybrydę wiewiórki z "Epoki lodowcowej", kreskówkowego diabła tasmańskiego i samego siebie, ale tego ze skeczu Kabaretu Młodych Panów.
Sensacyjny mistrz był tego wieczoru najłatwiejszy do zlokalizowania ze wszystkich osób przebywających na skoczni. Co chwila albo głośno się śmiał, albo jeszcze głośniej krzyczał. W ten drugi sposób kończył prawie każdą rozmowę z mediami. I sprawiał wrażenie, jakby nie miał dość. - Słyszeliśmy już wiele razy, jak głośno cieszysz się z sukcesu. Czy mógłbyś zrobić to raz jeszcze - zwrócił się do Żyły dziennikarz niemieckiej telewizji Sky Sport. Długo nie musiał go namawiać. Sekundę po prośbie niemieccy widzowie usłyszeli radosny ryk wiślanina.
- Mam pokój obok niego i już wiem, że w nocy nie pośpię - stwierdził Kubacki gdy zapytaliśmy go, na jak długo Żyle starczy jeszcze energii.
Małysz był innego zdania. - Jak przyjedziemy do hotelu, pewnie zaraz padnie. Teraz gania, rozładowuje energię, a potem pewnie będzie tak, że dostanie piwko na rozluźnienie i pójdzie spać - mówił.
Na skoczni Żyła nie przejawiał jednak nawet najmniejszego śladu zmęczenia. Kiedy w końcu, po co najmniej dziesięciu rozmowach, dotarł do większej grupy polskich dziennikarzy, wciąż miał bak zalany do pełna świetnym humorem.
Na starcie ze wszystkimi przybił piątki, a zanim ktokolwiek zdążył zadać pytanie, on sam wypalił: - Co wy tam wczoraj mówiliście? - To ty mówiłeś. Że koniec leniuchowania i czas wziąć się do roboty. - I tak zrobiłem. Zdenerwowaliście mnie i wyszło tak, jak wyszło - żartował. Wygłupiał się, śmiał, mówił, że tak go nosi, że zaraz będzie jeść śnieżki albo lepić bałwana.
Kilkadziesiąt minut później Żyła brał udział w konferencji prasowej, którą transmitowano na sporym telebimie w biurze prasowym. Choć od zakończenia zawodów minęły już prawie dwie godziny, on ciągle zachowywał się tak samo. Ciągle krzyczał, rechotał, do tego mówił dziwnym angielskim, wtrącając w swoje wypowiedzi polskie słowa i wymyślając własne. Nieliczni zagraniczni dziennikarze w biurze prasowym tylko wymieniali uśmiechy, a miny mieli takie, jakby zastanawiali się, z jakiej planety przyleciał do Oberstdorfu ten ufoludek.
Myli się jednak ten, kto uważa, że w całym tym komediowym występie zwariowanego skoczka nie można odnaleźć żadnej cennej życiowej lekcji. Od czasu do czasu z ust Żyły padały tyleż proste, co bardzo mądre słowa. Na przykład takie: - Uznałem, że tyle się już w życiu napsułem, że jak zepsuję raz jeszcze, to nic wielkiego się nie stanie.
Żyła, co zaznaczył Adam Małysz, jest żywym dowodem, że nie wolno tracić wiary w to, co się robi. Choćby nie wyszło sto razy, sto pierwsza próba może okazać się tą zmieniającą życie. I tak stało się w przypadku 34-latka z Wisły. Jasne, nie przestanie być w naszych oczach wiecznym śmieszkiem, Piotrusiem Panem, który nie chce albo boi się dorosnąć. Jednak od soboty, 27 lutego 2021 roku, będziemy w nim widzieć nie tylko sportowca-kabareciarza, ale i prawdziwego mistrza.
Swój sukces "Pieter" zadedykował "ciężkiej pracy i dobrej zabawie". To też wbrew pozorom mądra dedykacja. Jeśli nasza droga do celu będzie naznaczona tymi dwoma rzeczami, i my mamy duże szanse, żeby wygrać swój medalowy konkurs.
Czytaj także:
Oberstdorf 2021. Sukces Piotra Żyły zadziwił wszystkich. Trener Polaków: Dalej jestem w szoku
Oberstdorf 2021. Szalony wywiad Piotra Żyły po złotym medalu. Zdradził, czyje gratulacje najbardziej mu się podobały