Puchar Świata w Lahti był bardzo udany dla Norwegów. W sobotę triumfowali w konkursie drużynowym, a dzień później indywidualnie najlepszy był Robert Johansson. Konkurs co prawda pechowo zakończył się dla Halvora Egnera Graneruda (ze względu na upadek w drugiej serii), ale potwierdził, że jest w wielkiej formie.
W planach podopiecznych Alexandra Stoeckla był powrót do domu po zakończeniu rywalizacji w Finlandii. Te jednak musiały ulec zmianie, ponieważ Norwegia zaostrzyła przepisy związane z kwarantanną po tym, gdy wykryto więcej przypadków z brytyjskim szczepem koronawirusa. Do tej pory Norwegowie po powrocie do kraju musieli przejść 7-dniową kwarantannę, ale mogła być ona skrócona w przypadku kolejnej podróży zagranicznej. Tym razem, gdyby zdecydowali się wrócić do kraju, nie mogliby wystąpi w zawodach Pucharu Świata w Willingen.
- Sytuacja się pogorszyła. Gdybyśmy wrócili teraz do domu, zostalibyśmy poddani kwarantannie przez co najmniej siedem dni. Wcześniej można było wyjechać z Norwegii podczas kwarantanny. Ale ta możliwość została odebrana. Dlatego zdecydowaliśmy się udać się bezpośrednio do Willingen - wyjaśnił Stoeckl w rozmowie z dziennikarzami portalu dagbladet.no.
Władze Norwegii zaostrzyły przepisy w weekend, dlatego skoczkowie nie byli gotowi na taki scenariusz. - To przyszło nagle. Nie jestem do końca spakowany na tyle, by spędzić 3-4 tygodnie poza domem - powiedział Granerud, cytowany przez dagbladet.no. Jeśli przepisy nie ulegną zmianie, skoczkowie będą mogli wrócić do kraju dopiero w marcu, po zakończeniu mistrzostw świata.
Do Norwegii wrócił tylko Thomas Aasen Markeng, który opuści zawody Pucharu Świata w Willingen (WIĘCEJ).
Czytaj także:
- Norweskie media wprost o upadku Graneruda: "dramat", "był wściekły na sędziów"
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Kamil Stoch komentuje formę Stękały. "Życzę mu, żeby to trwało jak najdłużej"