[b]
[/b]W sobotę i niedzielę odbędą się dwa konkursy PŚ w Titisee-Neustadt. Wracamy jednak jeszcze do 69. Turnieju Czterech Skoczni, na którym rewelacyjnie skakali Polacy. Turniej, w świetnym stylu, wygrał Kamil Stoch, trzeci był Dawid Kubacki, piąty Piotr Żyła, szósty Andrzej Stękała. Michal Doleżal, trener polskich skoczków, mówi nam, co by uczynił, gdyby zgłosiła się po niego konkurencja.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: Teraz Kamil Stoch, rok temu Dawid Kubacki. Pan i cały zespół znaleźliście patent na wygrywanie Turnieju Czterech Skoczni?
Michal Doleżal, trener polskich skoczków:
Nie, to po prostu efekt ciężkiej pracy całego zespołu. Cieszę się, że powtórzyliśmy sukces sprzed roku. Zawsze trudniej jest utrzymać się na szczycie niż na niego wejść.
ZOBACZ WIDEO: 69. Turniej Czterech Skoczni. Michal Doleżal stworzył prawdziwą drużynę. "Zrozumiał polską duszę"
W Oberstdorfie, po niejednoznacznym wyniku testu Klemensa Murańki, pogodził się pan z myślą, że nie powalczycie o zwycięstwo w turnieju?
Nie, walczyliśmy do samego końca. Musiałem ładować komórkę dwa razy dziennie, bo tyle telefonów wykonywałem. Cały sztab robił, co mógł, by przywrócić nas do turnieju. Bardzo zaangażował się w sprawę prezes Tajner, dużą pracę wykonał sekretarz Jan Winkiel. Walczyliśmy do końca. Opłaciło się.
Pokazaliście FIS-owi, że w trakcie pandemii ich przepisy nie sprawdzają się. Teraz federacja będzie inaczej podchodzić do sytuacji, gdy w jakiejś drużynie zostanie wykryty jeden przypadek koronawirusa?
Już podczas spotkania z trenerami w Oberstdorfie - gdy zapadła decyzja, że po kolejnych negatywnych testach zostaniemy dopuszczeni do rywalizacji - zaczęła się dyskusja o zmianie przepisów.
Nie może być tak jak z czeskimi skoczkami w Kuusamo, że po jednym pozytywnym wyniku cały zespół trafił na kwarantannę. To samo miało spotkać nas, gdy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wynik Klemensa był błędny. Tymczasem staramy się zachować jak największy reżim sanitarny. Gdy tylko jest taka możliwość, skoczkowie śpią w jednoosobowych pokojach. Samochodami podróżujemy maksymalnie w trzy osoby.
Na turniej, który przypada w trakcie sezonu, da się przygotować szczyt formy?
Celem letnich i jesiennych treningów jest wysoka forma od pierwszego konkursu w sezonie. Walczymy przecież w Pucharze Świata, do tego w tym sezonie mieliśmy już w grudniu mistrzostwa świata w lotach. Dlatego w tym sezonie zależało nam, żeby w wysokiej formie być już od samego początku.
Podczas turnieju dało się zauważyć, że Kamil Stoch inaczej odpycha się od belki startowej. Nie baliście się tego zmieniać w trakcie sezonu?
To nie była wielka zmiana, ale trochę podjęliśmy ryzyko. Czasem, nawet w trakcie sezonu, trzeba jednak odważyć się i coś zmienić, by zwiększyć szansę na sukces. W przypadku Kamila to zaprocentowało.
Jego finałowy skok w Innsbrucku i oba konkursowe w Bischofshofen to była perfekcja stylowa. Nie dostał jednak za te próby wszystkich not po 20.
Nie wiem, za co sędziowie odjęli po pół punktu Kamilowi za finałowy skok w Innsbrucku. To był piękny lot, w dodatku zakończony idealnym telemarkiem poza rozmiarem skoczni.
Przed Bischofshofen mieliśmy Polaków na 1. i 2. miejscu w turnieju. Liczyliśmy, że Dawid jeszcze podejmie walkę z Kamilem. Skakał jednak trochę krócej i spadł na 3. miejsce. Co się stało z nim w środę?
Przed finałowym konkursem wciąż wierzył, że przy perfekcyjnych skokach może jeszcze doścignąć Kamila. Na skoczni walczył, ale trochę jakby za bardzo chciał. W jego skokach było więcej niż zazwyczaj ryzyka.
Po części austriackiej turnieju możemy mówić o zniżce formy u Halvora Egnera Graneruda?
Turniej Czterech Skoczni to coś innego niż Puchar Świata. Jest większe nałożenie startów, do tego dochodzi presja. Za bardzo chciał i to mogło być powodem jego słabszych skoków. Teraz te emocje mogą u niego "puścić" i zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Skupiamy się jednak przede wszystkim na sobie. U nas wszystko funkcjonuje bardzo dobrze i staramy się, żeby tak pozostało do końca sezonu.
W pierwszej serii w Bischofshofen trener Norwegów zagrał va banque i obniżył belkę Granerudowi. To nie zdało egzaminu. Gdyby jednak Norweg skoczył daleko, też puścilibyście Kamila z niższego rozbiegu?
Dla nas belka była przez jury ustawiona bardzo dobrze. Trzeba pamiętać, że w Bischofshofen nie ma wcale dużo punktów za obniżony rozbieg. Jeden stopień w dół to zaledwie 2,3 punktu, a i tak trzeba było skoczyć aż 134,5 metra, żeby te punkty dostać.
Byliśmy jednak przygotowani na każdy wariant. Wiedziałem, że Alexander zdecyduje się na taki ruch, bo musiał zaryzykować. Gdybym był w takiej sytuacji jak Norwegowie, też podjąłbym taką decyzję. To była walka o zwycięstwo w turnieju i trzeba było zaryzykować.
Martwimy się, żeby konkurencja pana nie przejęła. Mamy czego się obawiać?
Nie, na razie na pewno tak nie będzie. Zbudowaliśmy super drużynę. Jest świetna organizacja, każdy wie, co ma robić. Atmosfera jest fantastyczna. Dlatego w ogóle nie myślę o zmianach. W tej drużynie czuję się jak w domu. Po co zmieniać coś, co funkcjonuje tak dobrze. Mam ważną umowę jeszcze na kolejny sezon. Na razie trzeba skoncentrować się na teraźniejszych obowiązkach i wyzwaniach. Tylko w tym sezonie mamy jeszcze wiele konkursów PŚ, Raw Air i przede wszystkim mistrzostwa świata w Oberstdorfie.
Czytaj także:
Tego w tym sezonie jeszcze nie było. Czterech Polaków w dziesiątce prologu. Świetny Granerud
Skoczył daleko i zaczął się dramat. Ten upadek Morgensterna przyspieszył jego decyzję