Był z polską kadrą od początku pracy Stefana Horngachera. Ciężko pracował, podpatrywał mistrza i nabierał doświadczenia. Po trzech latach dostał swoją szansę i znakomicie ją wykorzystuje.
Już w pierwszym sezonie Michal Doleżal pokazał, że powierzenie mu kadry było dobrym posunięciem. Kamil Stoch wygrał Raw Air, Dawid Kubacki triumfował w Turnieju Czterech Skoczni. Obaj wygrywali też konkursy Pucharu Świata, a w świetnej formie był również Piotr Żyła. Brakowało jednak czwartego mocnego skoczka, tak samo jak w ostatnim sezonie pracy Stefana Horngachera.
Wystarczyło jednak cierpliwie poczekać. Drugi sezon pracy Doleżala przyniósł to, na co czekaliśmy od dawna. Polskie skoki narciarskie to już nie tylko Stoch, Kubacki i Żyła. To także Andrzej Stękała, Aleksander Zniszczoł, Klemens Murańka. Ta trójka nie skacze jeszcze tak dobrze jak liderzy, ale jest ich coraz bliżej. Przebłyski wysokiej formy pokazali też w tym sezonie: Paweł Wąsek i w Pucharze Kontynentalnym Jakub Wolny oraz Maciej Kot. Wreszcie jest nadzieja, że po zakończeniu kariery przez wielką trójkę, polskie skoki pozostaną wśród najlepszych.
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Ogromna siła psychiczna Polaków. "Obawiałem się, że wydarzenia z początku TCS ich zdeprymują"
Tą nadzieję dał właśnie Doleżal i cały jego sztab. Za kadencji Czecha połączono kadry A z B. Jest jedna reprezentacja i to daje efekty. Szersza grupa punktuje w Pucharze Świata, w kadrze jest jeszcze większa konkurencja i przede wszystkim atmosfera. Za Horngachera też była dobra, ale nie taka jak za Doleżala.
Obserwować polską reprezentację podczas 69. Turnieju Czterech Skoczni to czysta przyjemność. Zawodnicy latają daleko, pięknie stylowo i tworzą zgrany team. W Ga-Pa po nokaucie Kubackiego i podium Żyły cieszyli się wszyscy. Dwa dni później to Stoch był najlepszy, a Kubacki trzeci. Znów cała kadra czekała na dole i po finałowym skoku Stocha wybuchła radością.
O Złotego Orła walczy dwóch Polaków. Po Innsbrucku to Stoch prowadzi w klasyfikacji generalnej, a na 2. miejscu jest Dawid Kubacki. Kilka lat temu w podobnej sytuacji byli Austriacy. Gdy w ich kadrze dwóch zawodników walczyło o triumf, atmosfera nie zawsze była idealna - zwłaszcza między Morgensternem a Schlierenzauerem.
U Polaków jest zupełnie inaczej - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Skoczą za sobą w ogień, a dobry wynik kolegi napędza ich do jeszcze cięższej pracy i utwierdza w przekonaniu, że "ja" też potrafię.
Doleżal stworzył prawdziwy dream team i pomału zaczyna przerastać Stefana Horngachera. - Można tak powiedzieć - potwierdza dla naszego portalu Wojciech Fortuna i dodaje: - Chłopaki skaczą świetnie, jak prawdziwi mistrzowie. Za Horngachera też było wiele sukcesów, ale jego styl prowadzenia kadry, taki niemiecko-austriacki, nie był aż tak efektywny - dodaje mistrz olimpijski z Sapporo.
- A teraz dwóch naszych reprezentantów walczy o zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Kamil skacze świetnie, ale Dawid nie jest słabszy, też potrafi latać bardzo daleko. A to jeszcze nie koniec, bo moim zdaniem na mistrzostwach świata w Oberstdorfie dwukrotnie usłyszymy Mazurka Dąbrowskiego - mówi Wojciech Fortuna.
Najpierw jednak finał 69. Turnieju Czterech Skoczni. Przed Bischofshofen czterech Biało-Czerwonych jest w pierwszej dziesiątce. Prowadzi Stoch, drugi jest Kubacki, ósmy Piotr Żyła i dziesiąty Andrzej Stękała. Polaków stać na utrzymanie tych pozycji. Finałowy konkurs 69. TCS zaplanowano na środę 6 stycznia na 16:45. Wcześniej we wtorek o 16:30 odbędą się kwalifikacje do tego konkursu.
Czytaj także:
Klasyfikacja finansowa skoczków. Kamil Stoch polskim liderem
To nie pierwszy wyskok Graneruda. Lubi robić wokół siebie szum