Słowa Norwega zapamiętamy na długo. Wściekły po porażce w Innsbrucku Halvor Egner Granerud powiedział przed kamerami norweskiej TV 2: - Kamil Stoch jest tak niestabilny, że w Bischofshofen powinno udać mi się go dogonić. Polak nie skacze tak świetnie, on ma po prostu dobre wyniki.
Rozpętała się burza. Polskie media i kibice nie oszczędzali Norwega. On sam wrócił do hotelu, ochłonął i na Twitterze opublikował przeprosiny: "Byłem sfrustrowany moim wynikiem i nadal jestem. To skocznia, z którą mam tylko złe wspomnienia, a po konkursie emocje wzrosły. Uważam Kamila za jednego z najlepszych w historii" - napisał (więcej TUTAJ).
Dawno nie było jednak w skokach narciarskich skoczka, który nawet w emocjach tak mocno wypowiedziałby się o silnym rywalu. W środowisku skoczków panuje dobra atmosfera, a krytyka jest rzadkością. Dlatego słowa Graneruda wywołały aż takie poruszenie.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot analizuje formę syna. "Jestem w kropce"
To jednak nie pierwszy wybryk młodego Norwega. Osiem lat temu rekordy popularności w internecie bił film, na którym Granerud skoczył nago w Oslo. Wideo miało ponad pół miliona wyświetleń. Trzy lata później Norweg zdenerwował się, gdy trener nie zabrał go na Turniej Czterech Skoczni. Frustrację wyładował na skoczni, skacząc z kolegą z kadry w tandemie (jeden za drugim). - Nie mogłem ich powstrzymać - mówił jeden z trenerów.
Przerwana seria
W 2015 roku, w debiucie w Pucharze Świata, został zdyskwalifikowany. Przez wiele lat nie potrafił przebić się do najlepszych. Rok temu trener Norwegów w ogóle nie widział go w składzie reprezentacji. Jesienią zaczął jednak skakać jak natchniony, wyróżniał się na treningach i z miejsca stał się liderem norweskiej kadry.
Przyjechał do Wisły i zachwycał od pierwszego skoku treningowego. W samym konkursie zajął 4. miejsce. Później przez długi czas nie było na niego mocnych. Wygrał pięć kolejnych konkursów Pucharu Świata, wyrównał osiągnięcie Adama Małysza i na 69. Turniej Czterech Skoczni przyjechał jako główny faworyt.
Napotkał jednak opór ze strony Polaków. Już w Oberstdorfie przegrał m.in. z Kamilem Stochem (był czwarty). W Ga-Pa nie dał mu szans Dawid Kubacki. Dalej był jednak w czołówce i dlatego do Innsbrucka pojechał jako lider turnieju. W Austrii zgubiła go pewność siebie. Po wygranych kwalifikacjach wypalił, że w równych warunkach w niedzielę wygra.
Wiatr mocno nie mieszał w Innsbrucku, a Norweg poniósł klęskę. Nie wytrzymał nerwowo. Jak przeanalizował dla WP SportoweFakty Apoloniusz Tajner, popełnił błąd przy wyjściu z progu. "Za bardzo ciało poleciało mu do przodu" (więcej TUTAJ). Spadł na 116,5 metra. W finale zaatakował, ale i tak Stoch i Kubacki wyprzedzili go w turnieju. Do Stocha traci już ponad 20 punktów. To bardzo dużo, zwłaszcza że Polacy uwielbiają skocznię w Bischofshofen.
Pradziadek bajkopisarz
Granerud już wcześniej nie radził sobie z emocjami. W grudniu, gdy zdobył srebrny medal MŚ w lotach, był tak rozczarowany, jakby zajął ostatnie miejsce. Tymczasem osiągnął największy indywidualny sukces w karierze.
Jeszcze zanim wszedł na salony skoków narciarskich, mówił, że bajki stały się dla niego rzeczywistością. Żałował, że jego pradziadek nie może oglądać, jak radzi sobie na skoczni. Granerud jest prawnukiem Thorbjoerna Egnera, słynnego norweskiego pisarza bajek. Na jego książkach wychowały się miliony dzieci w Norwegii.
Teraz miliony przyglądają się skokom Graneruda. Na skoczni coraz częściej zachwyca, ale poza nią wciąż musi się jeszcze uczyć od najlepszych.