Thomas Morgenstern, legendarny skoczek z Austrii: Piotr Żyła wciąż wisi mi flaszkę [WYWIAD]

Getty Images / Manfred Schmid / Na zdjęciu: Thomas Morgenstern
Getty Images / Manfred Schmid / Na zdjęciu: Thomas Morgenstern

Thomas Morgenstern, jeden z najlepszych skoczków w historii, wybiera się na ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni, aby dopingować Kamila Stocha. - Trzymam za niego kciuki. Jestem przekonany, że Kamil to wygra - mówi nam legendarny Austriak.

Thomas Morgenstern to jeden z najbardziej utytułowanych skoczków w historii. Austriak ma w kolekcji medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, wygraną w Turnieju Czterech Skoczni (2010/2011), a także dwie Kryształowe Kule. W Polsce był i jest uwielbiany, zresztą lubi wracać do naszego kraju, a rozmowę z nami zaczyna po polsku, mówiąc "cześć". "Morgi" ze skoczni zszedł szybko, bo już w wieku 27 lat, ale nie żałuje. Wpływ na decyzję miał potworny wypadek na skoczni w Kulm, w 2014 roku.

Dziś Thomas wiedzie szczęśliwe życie męża i ojca, założył też własny biznes. Wciąż pozostaje w powietrzu, bo jest pilotem helikoptera i pokazuje turystom uroki Austrii. Z "Morgim" rozmawialiśmy o trwającym Turnieju Czterech Skoczni, porównaniach Adama Małysza z Kamilem Stochem, polskich wspomnieniach, o tym ile kosztował jego helikopter i ile trzeba zapłacić, żeby z nim polatać.

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Na pewno oglądasz Turniej Czterech Skoczni. Jak oceniasz przebieg rywalizacji?

Thomas Morgenstern, zwycięzca TCS 2010/2011, wielokrotny medalista IO i MŚ: Oglądam nie tylko każdy konkurs, ale i kwalifikacje. Teraz okazuje się, że jeden z najważniejszych momentów tego turnieju nastąpił jeszcze przed jego rozpoczęciem. Chodzi mi o to zamieszanie związane z niedopuszczeniem polskiej ekipy do skakania...

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Prezes PZN potwierdza: będzie dodatkowy weekend Pucharu Świata w Polsce! Kto zorganizuje dodatkowe konkursy?

Ludzie w Polsce byli wściekli...

I wcale im się nie dziwię! Ostatecznie powiem tak: brawa dla wszystkich, którzy się w tej sprawie postarali, brawa dla FIS, ale i dla innych ekip. W normalnych warunkach, skoro odbyły się już kwalifikacje do pierwszego konkursu, na przywrócenie Polaków byłoby za późno. Ale w tym przypadku inne ekipy się zgodziły, wszystko udało się przywrócić, testy poszły dobrze i udało się uratować całą sytuację. Nie ma to jak rozegrać zawody na skoczni, a nie poza nią.

Przed nami ostatni konkurs na skoczni w Bischofshofen. Gdybym miał cię poprosić o wytypowanie zwycięzcy...

W tym momencie to już łatwe: TCS wygra Kamil Stoch. Przed skokami w Innsbrucku było to prawdopodobne, ale nie tak czytelne jak teraz. Halvor Egner Granerud pogrzebał tam wszelkie swoje szanse, zwłaszcza skok w pierwszej serii o tym zadecydował...

Po zawodach Granerud wypowiedział się nieładnie na temat Stocha i zrobiła się afera. Potem przeprosił. Akceptujesz takie słowa, to element show, czy po prostu brak klasy Norwega?

Przede wszystkim nie słyszałem tych słów, nie dotarły do mnie. Ale na pewno wypowiedzi w jakiś sposób dyskredytujące tak wielkiego sportowca jak Kamil Stoch, czy jego formę, są niefortunne. Z drugiej strony padły zaraz po tym jak Granerud stracił wszystko, w sensie szansę na wygranie TCS. A miał prawo o tym marzyć, bo przecież formę ma wysoką. No, ale skoro na koniec przeprosił, to sprawa jest wyjaśniona.

Wracając na skocznię - nie wierzysz, że Norweg może odrobić straty w środę?

Nie, nie wierzę. Według mnie ta strata jest już zbyt duża, a "cmentarz jego nadziei" to był właśnie Innsbruck. Kamil lubi Bischofshofen, więc moim zdaniem spokojnie utrzyma przewagę. Mam nadzieję, że osobiście pogratuluję mu zwycięstwa. W poniedziałek natomiast wysłałem mu smsa z gratulacjami, pisząc, że byłem pod wielkim wrażeniem jego skoków w Innsbrucku.

Na ostatni konkurs wybierasz się w roli...

Mam spotkanie zorganizowane przez Audi. Będę więc na miejscu, pod warunkiem przejścia testu na koronawirusa. We wtorek mam badanie. I podkreślam: będę trzymał kciuki za Polaków. Bo skoczkowie z Austrii nie mają szans na zwycięstwo, owszem w samym konkursie oby poszło im dobrze, ale w "generalce" już nic wielkiego nie są w stanie zrobić. Trzymam więc kciuki za polskich przyjaciół.

A właśnie. Na przestrzeni tych wszystkich lat spotkałeś wielu polskich skoczków. Z którym miałeś najlepsze relacje?

Traktowałem ich zawsze jako "Polish team". Tam każdy z chłopaków był i jest w porządku. Oczywiście, bardzo dobre relacje zawsze łączyły mnie z Adamem Małyszem, również dlatego, że mieliśmy tego samego sponsora, tego samego menedżera. Ale z Kamilem też rozumiałem i rozumiem się bardzo dobrze.

U nas dyskutuje się czasem, kto jest najlepszym polskim skoczkiem w historii: Adam Małysz czy Kamil Stoch. Może ty rozstrzygniesz ten odwieczny dylemat?

A w życiu! Nie podejmuję się. Tego się nie da ocenić - obaj, w różnych epokach, wygrali niemal wszystko. Skoki przez ten czas się zmieniły, więc nie ma sensu wybierać. Po prostu Polska może się cieszyć, że miała i ma takich sportowców.

Coś jakby mieć i Lamborghini, i Ferrari?

Może być! Małysz pięknie zaczął ten boom, a Kamil go we wspaniały sposób kontynuuje.

Faktem jest, że w Polsce skoki mają wyjątkową pozycję. Który z pobytów w naszym kraju najbardziej pamiętasz?

Wow. Tych dobrych wspomnień jest tyle, że trudno wybrać tylko jedno. Na pewno ogromne wrażenie zrobił na mnie mój pierwszy konkurs w Zakopanem. Tam było wtedy chyba ze sto tysięcy ludzi w okolicy skoczni, a przed samym hotelem skoczków jakieś dwa tysiące. Coś niebywałego! Pamiętam też moment, gdy dostałem polski szalik. Owinąłem go sobie wokół szyi i spacerowałem po Zakopanem. Polskich kibiców bardzo ten widok cieszył. Fajne to było.

Konkursy w Zakopanem to dla kibiców również okazja do imprezy. A ty spróbowałeś kiedyś… polskiej wódki?

Nie, ja po zawodach to raczej grzecznie do hotelu i spać. Tradycyjnego polskiego jedzenia też nie za bardzo próbowałem, bo wiadomo, że jako czynny sportowiec musiałem wtedy uważać na to, co jem. Pamiętam tylko te sery, sprzedawane na ulicach. To chyba charakterystyczne dla tego regionu. Ale ich też nie próbowałem, bo po prostu nie lubię sera.

Pytałem o polską wódkę, bo kiedyś Piotr Żyła obiecał ci "flaszkę". Pamiętasz?

Oczywiście, że pamiętam. Czytałem o tym w polskiej prasie.

Przypomnijmy o co chodzi: na MŚ w Predazzo zauważyłeś, że Norweg Anders Bardal skakał z wyższej belki, a bonus dostał jak za belkę niższą. Pośrednio dzięki temu polska drużyna zdobyła wtedy medal.

Tak było.
A Żyła rozliczył się z tej obietnicy?

Nie. Możesz napisać, że wciąż czekam na butelkę wódki od niego. Tym bardziej, że już nie jestem czynnym sportowcem, więc teraz mogę spróbować.

Nie latasz na skoczni, ale "pozostałeś" w powietrzu. Jak narodził się pomysł, abyś pilotował helikopter?

Latać chciałem od zawsze. A teraz mogę się utrzymać w powietrzu dłużej niż osiem sekund, jak w trakcie skoku. Licencję pilota samolotowego zrobiłem jeszcze w trakcie kariery skoczka, w 2008 roku. W 2012 dorzuciłem licencję na helikoptery, a jeszcze kilka lat później licencję komercjalnego pilota. Od 2019 roku mam własną firmę. Pilotuję helikopter z turystami, którym pokazuję piękne austriackie krajobrazy.

Helikopter jest twój, czy w leasingu?

Mój. Kupiłem go.

Drogi? Pewnie sporo droższy niż dobry samochód.

Sporo. Ja mam helikopter za pół miliona euro, Robinson r44.

Pół miliona euro?! Niemało...

Ale to i tak jeden z tańszych. Są i takie, które kosztują dwa miliony euro.

To życzymy, żeby się zwrócił. Jak ci idzie ten podniebny biznes?

Pierwszy rok był całkiem OK. No, ale i mnie pandemia powstrzymała, straciłem 2-3 miesiące, kiedy wszystko zamarło.

Stać by mnie było na taki lot? Ile osób wchodzi razem z tobą do maszyny?

Na pokład mogę zabrać trzy osoby. Można wybierać długość lotu, od 20 minut do 1,5 godziny. Cena to 900 euro, czyli po 300 euro na głowę. Mam osiem wybranych tras, ale oczywiście zawsze można dyskutować o tym, żeby polecieć trochę inaczej.

Miałeś już klientów z Polski?

Jeszcze nie, więc możesz być pierwszym. A nie, czekaj. Latała ze mną ekipa polskiego Eurosportu.

Co logiczne, latają z tobą głównie turyści z Austrii. Jest możliwość, że ktoś cię nie rozpozna?

Nie, nie. Nie ma takiej możliwości. Każdy kto lata ze mną, wie kto siedzi za sterami.

To bardziej chcą rozmawiać o tym, co widzą pod sobą, czy o twojej karierze?

Najczęściej o jednym i drugim. To się udaje zgrabnie łączyć.

Wracając jeszcze na chwilę na skocznię. Kibice pamiętają cię z wielkich zwycięstw, ale też z potwornych upadków, które naprawdę mogły skończyć się źle. Wszystkie te upadki były równie koszmarne, czy któryś z nich jednak zostawił w tobie największy negatywny ślad?

Ten w Kuusamo, na początku mojej kariery, był oczywiście bardzo niebezpieczny. Ale... wiadomo, że jak masz 16-17 lat to patrzysz na życie nieco inaczej, jesteś w stanie szybciej pozbierać się pod każdym względem. Patrząc z tego punktu widzenia, najgorszy dla mnie był ten z Kulm, już pod koniec kariery. Również dlatego, że zdarzyło się to na jednej z największych skoczni, przy prędkości 100 km/h. To był jeden z głównych powodów, dla których zakończyłem karierę w wieku 27 lat. Miałem już córeczkę, miałem i mam dla kogo żyć. Urodziłem się 30 października, ale zawsze mówię, że drugie urodziny obchodzę 10 stycznia, bo właśnie tego dnia wydarzył się ten wypadek w Kulm. Nic mi się nie stało, ale pamięć pozostała...

Ty już nie skaczesz, ale na skoczniach wciąż oglądamy Gregora Schlierenzauera. Tylko że ta forma... Kiedyś wielki mistrz, a teraz niestety bez wyników. Wierzysz, że Gregor jeszcze wróci na szczyt?

Bardzo mu tego życzę. Ale wszyscy wiemy, że to będzie bardzo, bardzo trudne...

To na koniec: co byś powiedział polskim kibicom przed konkursem w Bischofshofen?

Życzę im ekscytujących zawodów i tego, aby klasyfikacja generalna została tak, jak wygląda teraz. Jak powiedziałem wcześniej, wybieram się na konkurs i będę trzymał kciuki za moich polskich przyjaciół.

Źródło artykułu: